Skip to main content
Alkoholizm prawdziwa historia
31 grudnia 2019

Alkoholizm prawdziwa historiaPo alkohol pierwszy raz sięgnął, gdy był w 4 klasie podstawówki. Był dzieckiem, które z nudów i pod wpływem towarzystwa poznało smak i działanie piwa. W 5 i 6 klasie z kolegami po kryjomu pili wódkę i inne mocniejsze alkohole. Potem, jak mówi „na chwilę oprzytomniał”, jednak gdy poczuł się dorosły, w okolicach 8 klasy, argumenty „przeciw” nie istniały. – Myślę, że w wieku 18 lat już byłem uzależniony – mówi Robert. Dziś jest trzeźwy i opowiada, jak to jest budować życie od nowa.

Łatwo przyszło…

–  Dzieciństwo mieliśmy bez taty. Mama nie mogła mnie i dwóch młodszych sióstr upilnować. Kupowaliśmy z kolegami tanie wina i wódkę, włóczyliśmy się po placach zabaw, skwerach, parkach. Wiadomo – młodzi gniewni. Potem mogliśmy pić legalnie, więc przekraczaliśmy granicę polsko-czeską, bo pochodzę z tamtych stron, i imprezowaliśmy – wspomina Robert.

Pierwsze lata życia spędził w małym mieście, w którym nie było ani perspektyw, ani atrakcji dla młodych ludzi. Były lata 90’, Polacy odkrywali, co to znaczy mieć wybór, wszystko, co zagraniczne było wielką okazją. – Na początku była ciekawość i głód nowych wrażeń. Byłem liderem grupy. Lubiłem szpanować, czułem się wtedy kimś. Kiedy miałem 18 lat i piłem whisky w barze, czułem się jakbym Pana Boga za nogi złapał. Nie miałem pojęcia, co mi grozi – komentuje Robert.

Wśród rówieśników picie było „cool”. Trwał wyścig: kto więcej, kto częściej. Kiedy ktoś lądował „na dołku”, miał problemy z policją, to był powód do dumy.

– Dopiero teraz, po wielu latach abstynencji wiem, że wtedy byłem dla swoich młodszych sióstr zagrożeniem. Dopiero teraz to widzę. Straciłem wtedy czas na budowanie relacji z nimi i mamą. Teraz trochę to odbudowuję. Mama mnie ratowała, próbowała pomagać, gdy kolejny raz wyrzucano mnie ze szkoły, ale jednocześnie dawała mi przyzwolenie na picie. Jest pielęgniarką i wiedziała, co robić, by wyprowadzić mnie ze stanu potwornego kaca. Podawała mi kroplówki, nie dawała mi się zderzyć z konsekwencjami tego, co robię – mówi Robert.

Straty

W wieku 19 lat poznał dziewczynę, która „próbowała go temperować”. Bez skutku. – Przepiłem jedne studia, potem drugie. Zacząłem mieć długi. Już wtedy pojawiły się pierwsze pomysły, bym poszedł do poradni na leczenie. Nawet próbowałem, ale nic do mnie nie docierało. Wychodziłem z tych spotkań, szedłem do kumpla i znowu nie było mnie przez cztery dni. Nie robiłem tego dla siebie, lecz dla świętego spokoju, kiedy dziewczyna stawiała mi warunki – opowiada Robert.

Kolejne lata życia Roberta można nazwać równią pochyłą. Próbował nie pić – „zaszywał się” trzy razy, jednak nie udawało mu się być konsekwentnym. Zmieniał pracę, rozstał się z ukochaną. Jego życie wydawało się pasmem zdarzeń, którymi rządził alkohol.

Na pytanie, jak to się stało, że dziś ma 37 lat i jest trzeźwy, odpowiada: – Po trzecim esperalu wpadłem w naprawdę długi ciąg. Przepiłem kilkanaście tysięcy złotych na kreskę. Przez te miesiące ciągnąłem L-4, by nie stracić środków do życia. Lekarz jednak widział, co się dzieje. Wiedział, że te 10 miesięcy, przez które do niego chodziłem to było jedno wielkie picie. W tym czasie ratowałem się kroplówkami, lądowałem na izbie wytrzeźwień. O moim nałogu wiedział też mój przełożony. W końcu doszło do tego, że przez sny alkoholowe nie mogłem spać. Znowu poszedłem do lekarza po ratunek i on wtedy odmówił. Powiedział, że nadaję się tylko na oddział.

Robert spędził na oddziale psychiatrycznym 2 tygodnie. Tam spotkał lekarkę, która doskonale wiedziała, że jego nocne widy to nie wina zaburzeń psychicznych, lecz uzależnienia od alkoholu. – Rozmawialiśmy dwie godziny. Wtedy się coś we mnie zmieniło. Dostałem namiar na trzy poradnie i powiedziałem sobie „teraz albo wcale”. I poszło. Czekałem na miejsce kilka tygodni, w tym czasie piłem. Kiedy nadszedł dzień wyjazdu, na dworcu kupiłem sobie jeszcze piwo. Wiedziałem, że tam dokąd jadę jest zakaz picia. Pomyślałem: „ciekawe, czy to jest ostatnie”. No i było ostatnie. Chciałbym kiedyś spotkać tę lekarkę i podziękować jej – wspomina Robert.

Jak mówi, dziś jest szczęśliwym człowiekiem, a decyzja, by podjąć leczenie była najlepszą w jego życiu. – Nie wiem, co dziś mnie motywuje, ale to wielka siła. W życiu przeszedłem naprawdę trudne chwile, z których udało mi się wyjść bez alkoholu – mówi Robert.

Życie na trzeźwo

Robert nie pije od 9 lat. Po 2 latach trzeźwości poznał kobietę, z którą ma syna. Niestety ich związek rozpadł się… 3 dni przed ślubem. – Zostawiła mnie, po prostu. Może przestraszyła się mojej historii? Nie wiem. Nasz syn był już wtedy na świecie. Od 7 lat chodzę po sądach, walczę o dziecko, chcę być dla niego jak najlepszym tatą. Ludzie mnie czasem pytają, jak sobie radzę z tym wszystkim bez alkoholu. Odpowiadam, że mam inne priorytety. Jestem ojcem, muszę ogarniać pracę, pieniądze, mam normalne życie, nie myślę o piciu w ogóle – komentuje Robert.

Z synem widuje się tak często, jak to możliwe. Jeździ do niego, dzwoni codziennie, kupuje, co trzeba, płaci alimenty. Jednak ta sytuacja to wynik trudnej walki. – Matka mojego syna próbowała mi ograniczyć z nim kontakt. Np. nie uprzedzała mnie, że dziecko jest w innym mieście, gdy był mój weekend na odwiedziny. Zmieniała mu szkoły bez konsultacji ze mną. Każdą z tych sytuacji rozwiązywałem w sądzie. To, co mam teraz, to stan wywalczony. Czasami mnie to dobija, bo chcę być ojcem, chcę być w życiu tego młodego człowieka, a nie mogę, w takim stopniu, w jakim bym chciał. Ale trzymam się. Muszę się trzymać. Gdybym zaczął pić, wszystko bym stracił – mówi Robert.

Problemy rodzinne to nie jedyne trudności. – Pracę musiałem kilka razy zmienić, bo trafiałem na miejsca, w których ludzie pracowali pod wpływem alkoholu. Natomiast wesel znajomym nie odmawiam, choć taka impreza to wchodzenie do paszczy lwa. Jednak umiem wyjść z nich trzeźwy, lecz nie zawsze jest łatwo. Nie da się opisać tego stanu, gdy nagle widzisz butelkę zmrożonej wódki na stole. Czasem czuję jakby w głowie uruchamiała mi się wielka machina, wściekła i gorąca. Wtedy muszę wyjść. Trzeba się pilnować – opowiada Robert.

Jak mówi, terapia dała mu narzędzia, by budować dobre życie. By samodzielnie nim kierować. – Po dwóch lata bez picia poczułem, że jest naprawdę fajnie. Potem życie się skomplikowało, ale zdążyłem już poczuć, co mam do stracenia. Cieszę się z tego, co robię. Kiedyś nie potrafiłem. Teraz trenuję boks i czuję, że to mi bardzo pomaga. Czuję się na ringu jak ryba w wodzie. Poza tym mam działkę, lubię pielęgnować ogród. To nadaje życiu rytm. Lubię też swoją pracę i zaczynam myśleć o podjęciu studiów. Chciałabym pomagać takim osobom, jak ja. Nawet kilka osób sugerowało mi, że powinienem spróbować. Że się nadaję – mówi Robert.

Obecnie jego relacje z mamą i siostrami są dobre. Robert ma z życia coraz większą satysfakcję i podkreśla, jak ważne jest to, by nie roztrząsać tego, co było. – Nie myślę o tym, co straciłem. Pogodziłem się z tym. Nie mam do siebie żalu, choć dobrze wiem, że gdybym nie pił, moje życie mogłoby potoczyć się inaczej. Wydaje mi się, że życie jest jeszcze przede mną i jeszcze dużo dobrych rzeczy zrobię.

Fot. Szilvia Basso, Unsplash.com

Zostaw swój komentarz:

Komentarzy (2)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mogą Cię zainteresować:

„Droga do porozumienia z dzieckiem” – bezpłatny warsztat

Moje dziecko mnie złości – warsztaty dla rodziców

Być rodzicem – moc przekazów rodzinnych

Znaczenie relacji społecznych w życiu rodzinnym – bezpłatny webinar

The owner of this website has made a commitment to accessibility and inclusion, please report any problems that you encounter using the contact form on this website. This site uses the WP ADA Compliance Check plugin to enhance accessibility.