Agata jest po trzydziestce. Ma ze swoim tatą dobry kontakt, wspierają się od lat i często widują, mimo że mieszkają na dwóch różnych końcach Polski. Dopiero niedawno kobieta zaczęła dostrzegać, że na tej cennej relacji jest rysa, której długo nie zauważała.
Redakcja: Od dawna wiesz, że jesteś DDA?
Agata: Świadomie? Od miesiąca… Podświadomie wiedziałam od dawna, bo widziałam i czułam, że „coś jest ze mną nie tak”. Jednak odpowiedzialność za ataki paniki, lęki, strach przed odrzuceniem, napady zazdrości, unikanie konfrontacji, nadwrażliwość chciałam przerzucić na matkę, która od lat kontaktuje się ze mną tylko wtedy, gdy potrzebuje pieniędzy. Tata zawsze był moją opoką, wsparciem, pomocą. Gdy mama nas zostawiła, byłam w liceum, szykowałam się na studia, a ona zniknęła. Tata stawał na rzęsach, żebym w tym wszystkim jakoś się odnalazła, nie załamała.
A jak w tej sytuacji odnajdywał się on?
Wtedy myślałam, że jest super bohaterem, siłaczem, człowiekiem ze stali. Podziwiałam go. I chyba ten podziw przysłonił mi to, że i on zmaga się z ogromnym ładunkiem emocji, odpowiedzialnością, zranieniem. Wielu mężczyzn nadal wierzy w hasła, że facet ma być silny, nie płakać, nie pokazywać słabości, nie mówić o uczuciach. Mój tata jest z pokolenia, któremu się wręcz łopatą wkładało do głowy takie treści. Myślę, że szukał wtedy sposobu, jak poradzić sobie z cierpieniem i alkohol stał się dla niego rozwiązaniem. Chociaż mowa tutaj raczej o zwiększeniu dawki, bo pił również, gdy byłam młodsza.
Wtedy nie przeszkadzała ci obecność alkoholu?
Nie, bo nie było w tym nic stereotypowo kojarzonego z alkoholizmem, chociaż teraz wiem, że naprawdę picie nie musi oznaczać przemocy i zarzyganego domu, aby negatywnie się na nas odbijało. Tata chodził do pracy, doskonale się mną zajmował, nigdy nie widziałam go w sytuacji wstydliwej, realizował pasje, regularnie ćwiczył. Po latach dopiero dotarło do mnie, że niemal codziennie otwierał piwo, rano bywał dziwnie zaspany, często miał mniej energii na wspólne aktywności. Ale było względnie w porządku. On z natury jest człowiekiem spokojnym, wycofanym, zrównoważonym.
Wspomniałaś, że świadomie dopiero od miesiąca wiesz, że jesteś DDA. Możesz to wytłumaczyć?
Od lat wiedziałam, że potrzebuję terapii. Źle się czułam psychicznie, z wieloma doświadczeniami nie potrafiłam sobie poradzić, szukałam ukojenia w używkach, imprezach, przygodnym seksie. W końcu moje lęki i ataki paniki zaczęły się nasilać. Zaczęły mi się sypać różne sfery życia. W kryzysie trafiłam do lekarza, dostałam leki i szybką diagnozę stanu depresyjnego. Było to w 2022 roku, więc długo jeszcze zwlekałam z podjęciem terapii. Zaczęłam ją dopiero pod koniec 2023 roku. Na jednym z pierwszych spotkań, po moim długim monologu, terapeutka zapytała mnie, czy w rodzinie ktoś pił lub pije. Tym jednym pytaniem sprawiła, że coś we mnie zaskoczyło.
Jak zareagowałaś?
Opowiedziałam o tacie, ale jednocześnie usprawiedliwiłam go na każdym polu. Wiem, że nigdy nie chciał mnie skrzywdzić, że on nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że jego „jedno piwko”, a częściej jednak dużo więcej, mają związek z moim stanem psychicznym. Na pewno też dochodzi do tego kwestia tego, że się o niego martwię. On powtarza, że kontroluje picie, że wie, że alkoholu jest w jego życiu za dużo, ale zapiera się, że nie dzieje się nic niepokojącego.
Czyli nie podjął nigdy leczenia?
Niestety nie, a w ostatnich miesiącach właśnie ten temat zaczął między nami wybrzmiewać. Długo i on, i ja graliśmy w milczenie, naiwnie wierzyliśmy, że problem się zmniejszy, a nie powiększy. Ale wiadomo, że tak się nie da. Zaczęłam zwracać mu uwagę, że piwo do śniadania nie jest ok, że codziennie picie szkodzi, że jest coraz starszy i się martwię. On przyjął taktykę pytania mnie o zgodę, czy może się napić. Więc poniekąd to ja nagle brałam odpowiedzialność za jego nastrój, bo jak mówiłam „nie”, to był wycofany, napięty. W rzadkich chwilach, gdy denerwował się moimi uwagi, mówił, że to jego sprawa, jest dorosły, nikomu nie szkodzi, niczego nie zawala.
Uważasz, że tobie jednak trochę zaszkodził?
Bardzo trudno mi to przyznać, dopiero przerabiam to na terapii. Tata był i jest moim bohaterem, dobrym przyjacielem. Dużo sobie mówimy, zwierzamy się, ale prawdą jest, że alkohol był w naszej relacji od wielu lat. Jeżeli gadamy trochę ostrzej, to tylko wtedy, gdy chodzi o picie. Boję się, że to nas poróżni, a martwię się okropnie. To tym trudniejsze, bo mam niskie poczucie własnej wartości, biorę odpowiedzialność za uczucia innych, panicznie boję się odrzucenia, nie lubię się kłócić, unikam konfrontacji, raczej się wycofuję z konfliktów. Ale tutaj walczą we mnie dwa wilki, bo jak się wycofać? Jak się wycofam, to co? Mimo wszystko nie wyobrażam sobie, że taty nagle nie będzie w moim życiu. Mam nadzieję, że za jakiś czas, dzięki terapii, uda mi się znaleźć jakieś metody i sposoby na podtrzymanie więzi, ale też poprawę swojej kondycji psychicznej.
Tego ci życzę i dziękuję za rozmowę.
Dodaj komentarz