Skip to main content

„Już się nie wstydzę mówić o tym, co boli”. Historia współuzależnionego Daniela

18 sierpnia 2023

Mężczyzna niesie córkę na barkach„Długo zajęło mi przyznanie się przed samym sobą i bliskimi, że jestem współuzależniony od mojej pijącej żony”. – od tych słów zaczyna swoją opowieść Daniel. Siada wygodnie na kanapie, ma przenikliwe spojrzenie. Wygląda na bardzo zadbanego mężczyznę około czterdziestki. Sprawia wrażenie człowieka biznesu, pewnego siebie. Nic nie wskazuje na to, że Daniel jeszcze niedawno przechodził kryzys. Zgodził się udzielić nam wywiadu z nadzieją, że jego historia okaże się pomocna dla innych mężczyzn szukających pomocy.

Redakcja: Danielu, opowiedz nam coś o sobie.

Daniel: Prowadzę własną firmę zajmującą się motoryzacją. Jestem mężem i spełnionym ojcem 5-letniej Dalii. Od niedawna powróciłem do swoich dawnych pasji, którymi są kajakarstwo i sporty wodne.

Od jak dawna jesteś żonaty?

Niedawno obchodziliśmy ósmą rocznicę naszego małżeństwa. Ale w związku byliśmy dobre kilka lat przed ślubem. Poznałem Moniką niedługo po maturze. Można powiedzieć, że dojrzewaliśmy przy sobie. Byliśmy w sobie niesamowicie zakochani, to był mój pierwszy poważny związek. Często chodziliśmy razem na imprezy. Pamiętam, że już wtedy Monika bardzo się upijała. W pewnym momencie zaczęła mnie traktować jako prywatnego szofera, gdy nie była w stanie już stać prosto na nogach. Denerwowałem się wtedy i prosiłem, żeby ustaliła sobie jakiś limit. Eh, a jednocześnie bałem się, że gdy mnie nie będzie i nie odwiozę jej do domu, to stanie jej się jakaś krzywda. Dbałem o jej bezpieczeństwo.

Co było dalej?

Skończyliśmy studia. Nie widziałem wtedy, żeby Monika miała problem. Myślałem, a raczej tłumaczyłem sobie, że przecież to normalne, że studenci piją. Z resztą – ja sam piłem. Nie traciłem kontroli, ale piłem. Byłem zawsze czujny, bo myślałem, że po prostu muszę jej pilnować. Często razem podróżowaliśmy, kochałem ją do szaleństwa i któregoś dnia postanowiłem się oświadczyć. Rok później się pobraliśmy. Oboje mieliśmy stałe prace, a w głowie mnóstwo planów na naszą przyszłość. Monia po ślubie piła mniej, nie wzbudzało to moich podejrzeń. Lampka wina do obiadu, czasem w weekend wychodziła gdzieś z przyjaciółkami… To były dobre lata, nie kłóciliśmy się, byliśmy blisko. Do czasu… (smutnieje)

Co się wówczas wydarzyło?

Urodziła się Dalia i to był najpiękniejszy moment w moim życiu. Ta mała istota od pierwszego spojrzenia skradła moje serce. Monika chwilę później zaczęła cierpieć na depresję poporodową. Czułem się bezradny. Namawiałem ją, aby poszła do specjalisty, jednak ona długo odmawiała. Widziałem, jak moja żona z dnia na dzień gaśnie. Starałem się ją wyręczać we wszystkim. Brałem urlopy i zwolnienia, opiekując się zarówno żoną, jak i córką. Tłumaczyłem sobie, że niedługo poczuje się lepiej, ale mijały miesiące bez poprawy jej stanu psychicznego. W końcu udało się namówić ją na pójście do lekarza, do którego zresztą sam ją umówiłem. Dostała leki, po miesiącu zaczął powracać uśmiech na jej twarzy. Odetchnąłem wtedy z ulgą. W głowie miałem tylko jedno – „jak dobrze, że moja żona wróciła”.

Nie „wróciła” na długo?

Każdy zna to uczucie, kiedy myśli się, że teraz to już będzie okej – a nagle „coś”, jak grom z jasnego nieba, spada na ciebie całym ciężarem i rujnuje wszystko. Doświadczyłem tego.

Monika długo nie pracowała. Nie chciała wracać do pracy, skończyła jej się umowa. Poza tym tłumaczyła, że dla dziecka najlepiej jest zostać z matką do trzeciego roku życia. Cieszyłem się, bo przecież nikt lepiej nie zaopiekuje się dzieckiem niż jego własna, kochająca mama. Żona wieczorami coraz częściej nalewała sobie wino do kieliszka. Mówiła, że jest zmęczona po całym dniu i to jest jej jedyna forma relaksu. Zauważyłem, że coraz częściej ma potrzebę chodzenia do sklepu. Alkohol z domu wręcz wyparowywał. Zapytałem ją wtedy „Monika, czy ty nie za dużo pijesz?”. Zaczęła na mnie krzyczeć, że nie jestem jej ojcem i mam natychmiast skończyć ze swoimi „moralizującymi gadkami”. Odpuściłem wtedy. Pomyślałem, że jest dorosła i wie co robi. Przecież jest matką… Ufałem jej.  Poczułem, że oddalamy się od siebie. Przestaliśmy uprawiać seks, spędzać razem wieczory. Każde w drugim końcu domu spędzało samotnie czas. Nie chciała spędzać wspólnie weekendów, więc wtedy zabierałem córkę na różne wycieczki, żeby Monika mogła „odpocząć”. W końcu przejąłem większość obowiązków domowych. W pewnym momencie miałem poczucie, że z żoną łączy mnie tylko dziecko i wspomnienia pięknych chwil wspólnie spędzonych. Tych dobrych momentów było w naszym małżeństwie coraz mniej.

Robiłeś coś, mają nadzieję, że żona przestała pić?

Myślałem, że jak zdejmę z niej większość obowiązków to będzie szczęśliwsza i będzie miała więcej czasu dla nas. Prosiłem, błagałem. Ba! Wylewałem jej alkohol. Skutkowało to awanturą, krzyczała głośno, więc dla dobra Dalii przestałem to robić. Młoda boi się krzyku, chyba jak każde dziecko. W każdym razie postanowiłem szukać pomocy.

Poszedłeś do specjalisty?

A gdzie tam! Poszedłem do jej rodziców z nadzieją, że „coś jej powiedzą”, a ona przestanie pić. Teściowie popatrzyli na mnie wtedy z politowaniem, a teść zbagatelizował sprawę mówiąc, że od lampki wina przecież nikt jeszcze nie umarł. A jego córka jest przecież dobrą matką, bo opiekuje się Dalią, gdy ja jestem w pracy. Teściowa dodała, że u nich w rodzinie nikt „pijakiem nie był” i żebym nie szukał problemów tam, gdzie ich nie ma, bo to tylko ich krzywdzi i obraża. Bo oni córkę to na „dobrą dziewczynę wychowali”. Reasumując – spławili mnie twierdząc, że mówię głupoty.

Pamiętam również rozmowę z kumplem. Ta sprawiła, że wycofałem się na długo z szukania jakiejkolwiek pomocy.

O czym była ta rozmowa?

Generalnie chciałem się wyżalić. Powiedziałem koledze o tym, że mi ciężko. Mówiłem, że moja żona pije coraz więcej i zaczęło mi to przeszkadzać. Powiedziałem mu, że któregoś dnia w akcie furii mnie uderzyła. Nie oddałem jej, jednak było mi z tym źle. Nosiłem to w sobie!

Kumpel się roześmiał w głos twierdząc, że co ze mnie za facet skoro mnie żonka bije. Pożałowałem szybko, że mu o tym powiedziałem. Czułem się jeszcze bardziej bezradny.

Dochodziło w waszym domu do przemocy fizycznej?

Tak. Już nie wstydzę się o tym mówić. Bywało tak, że podczas kłótni żona biła mnie w twarz. Kilka razy rzuciła w moją stronę krzesłem. Dopiero podczas terapii usłyszałem pytanie „Panie Danielu, a co byłoby, gdyby to krzesło jednak trafiło w pana głowę, a nie poleciało obok?”. Zaśmiałem się wtedy nerwowo, mówiąc, że przecież poleciało za mnie i nie ma co gdybać. W głowie miałem jednak myśl, że przecież mogła mnie zabić. Moje dziecko zostałoby wtedy półsierotą.

Danielu, poszedłeś na terapię?

Tak, i to zdecydowanie za późno. Mogłem sobie zaoszczędzić wielu dramatów, które mnie pokaleczyły. Ale nie fizycznie, zostawiły rany na mojej duszy, psychice. Poszedłem do Ośrodka Interwencji Kryzysowej, umówiłem się tam po jednej z awantur. Nie powiedziałem na początku o tym, że żona po wypiciu staje się również agresywna. Wstydziłem się. Zgłosiłem się tam z myślą, że pomogę żonie. Myślałem, że dowiem się, co mogę zrobić, żeby ona przestała pić i była jak dawniej. Ostatecznie zrozumiałem, że to ja potrzebuję pomocy, jestem współuzależniony.

Jak wyglądają obecnie wasze relacje z Moniką?

Jesteśmy w separacji. Nie mieszkamy razem, jednak Monika często nas odwiedza. Bardzo się stara, podobno nie pije i rozważa terapię. Szczerze mówiąc nie wiem co będzie dalej z nami. Staram się o tym nie myśleć, skupiam się na dniu dzisiejszym. Liczy się dla mnie tu i teraz. Dałem jej kolejną szansę, więcej nie będzie i jestem tego pewien. Wróciłem ostatnio do swoich zainteresowań. Mam wrażenie, że do tej pory wszystko kręciło się wokół żony i jej picia. Sporty wodne to coś co kochałem, ale zawsze było coś ważniejszego… Ja teraz wracam do siebie i po siebie.

Co byś powiedział mężczyznom, którzy mierzą się z podobnymi trudnościami?

Powiedziałbym, że to nie wstyd płakać. Olej te przekonania o „toksycznej męskości”, że facetom nie wolno płakać… że facet musi sam sobie radzić… Szukaj pomocy. Mów głośno o tym, czego doświadczasz, zamiast dusić wszystko w sobie. Są ludzie, są specjaliści, którzy chcą pomóc i potrafią pomagać. Zadbaj o siebie, bo za ciebie nikt tego nie zrobi.

Dziękujemy za szczerą rozmowę.

Cała przyjemność po mojej stronie. Już się nie wstydzę mówić o tym, co boli.

Zostaw swój komentarz:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mogą Cię zainteresować:

Mężczyzna na szczycie góry z podniesionymi rękoma

„Piłem od podstawówki przez 25 lat. Teraz realizuję swoją misję najlepiej, jak potrafię!”

Kobieta i mężczyzna praktykują jogę

Joga w terapii uzależnień

Realia szpitali i przychodni. Czyli o tym, ile kosztują nas uzależnienia…

Biegnąc mężczyzna na tle muru

Sport w terapii uzależnień

The owner of this website has made a commitment to accessibility and inclusion, please report any problems that you encounter using the contact form on this website. This site uses the WP ADA Compliance Check plugin to enhance accessibility.