Skip to main content
uciekanie w alkohol
17 marca 2023

uciekanie w alkohol„Codziennie rano patrzę na moją żonę i córeczkę i czuję wdzięczność. Za to, że są. I że ja mogę być z nimi. Ale gdzieś głęboko jest we mnie lęk, tak jakbym nie do końca sobie ufał. Staram się go nie zagłuszać, nigdy nie zapomnieć, że warto każdego dnia starać się coraz bardziej” – tak mówi dziś o sobie Rafał, dla którego kiedyś rozwiązaniem trudności było uciekanie w alkohol, ale w porę zatrzymał się z piciem i nie wpadł w sidła uzależnienia.

Rafał pochodzi z Warszawy, jest jedynakiem. Wychowywał się tylko z mamą – tata odszedł, gdy chłopiec był jeszcze mały. Dorastał w domu pełnym kobiet – oprócz mamy była w nim jeszcze ciotka, babka i starsza siostra.

– Ja byłem takim rodzyneczkiem, oczkiem w głowie. One wszystkie na mnie chuchały i dmuchały. Na jakimś etapie to zrobiło się męczące, ale był czas, że żyło mi się komfortowo. Pamiętam zwłaszcza okres nastoletni – pierwsze spotkania z dziewczynami, samodzielne wyjazdy, imprezy z kolegami. Niby była granica, ale udawało mi się ją przesuwać.

A potem poszedłem na studia i niewiele się zmieniło. Dalej mieszkałem z mamą i wiodłem bardzo wygodne życie. Nie musiałem myśleć o zakupach, obiadach i ogarnianiu codzienności. Zacząłem pracować i całą kasę mogłem wydawać na przyjemności.

Intensywne życie towarzyskie

Moje życie towarzyskie było, że tak powiem, intensywne. Nie wchodziłem w żadne trwałe relacje, bo miałem świadomość, że to będzie wymagało ode mnie zmiany w obszarze codzienności. A nie miałem na to ochoty. Było mi bardzo wygodnie. Dostałem propozycję satysfakcjonującej pracy w segmencie związanym z rynkiem finansów i szczerze mówiąc, nie miałem już większych ambicji.

Przyszedł jednak czas, w którym jak opowiada Rafał, i jego trafiła strzała Amora. Małgosia była nieco starsza, rozpoczynała wtedy karierę w zawodzie radcy prawnego, poznali się w pracy. Subtelna i drobna kobieta okazała się jednak totalnie zawrócić w głowie mężczyzny.

– Zafascynowała mnie absolutnie tym, że była inna niż kobiety, które znałem. Stawiała granice, była stanowcza, jasno komunikowała swoje zdanie. Wiedziała czego chce i konsekwentnie realizowała swoje cele. Ale poza tym była niezwykle wrażliwa i czuła. Nie spieszyliśmy się, ale powoli nasza znajomość rozwijała się i zmierzała w dobrą stronę. Przyszedł moment, w którym postanowiliśmy zamieszkać razem. Podjęliśmy się remontu mieszkania po zmarłej ciotce Gosi i rozpoczęliśmy nowe, wspólne życie.

Spadki samopoczucia, uciekanie w alkohol…

Niedługo po tym mama Rafała miała udar i okazało się, że na co dzień kobieta potrzebuje więcej pomocy i wsparcia. Zarówno Rafał, jak i jego partnerka zaangażowali się w codzienną opiekę. Im mamie się poprawiało, tym Rafał – jak podkreśla – odczuwał spadek samopoczucia.

Miałem wrażenie, że nagle stałem się niewidzialny i niepotrzebny. Nie byłem w centrum uwagi mamy, bo musiała się skupić na sobie. Gosia też przetasowała priorytety. Wtedy nie rozumiałem, że zwyczajnie nie wyrabia na zakrętach i robi to, aby mi pomóc. Traktowałem jej zachowanie jako wymierzone we mnie. Uważałem, że skoro ma mniej czasu, to jestem nieważny, ma o mnie jak najgorsze zdanie. Jednocześnie pojawiły się wyrzuty sumienia wobec mamy – że byłem złym synem, niewystarczająco się troszczyłem, to co się przytrafiło, z pewnością jest moją winą. Wtedy zacząłem pić częściej.

Rafał przyznaje, że zaczął uciekać w alkohol, bo tak było prościej. Rozładować nagromadzone w ciągu dnia napięcie i choć na chwilę przestać myśleć. Jednak jego partnerka dość szybko zauważyła zmianę w zachowaniu mężczyzny. Wycofanie, reakcje ucieczkowe, picie.

– Oczywiście sprowadzając wszystko do parteru, to jestem tu, gdzie jestem dzięki sobie, natomiast gdyby nie Małgosia – uczciwie przyznaję, że nie wiem, gdzie bym teraz był. Kiedy zauważyła, co się ze mną dzieje, nie uciekła, tylko wyłożyła karty na stół. Rozmawiała, tłumaczyła, wspierała, ale podkreśliła, że wszystko zależy ode mnie. Szczerze mówiąc, wystraszyłem się, że mógłbym ją stracić przez alkohol.

… i wyjście po pomoc

Już wtedy podjąłem decyzję, że skorzystam z pomocy specjalisty. Oczywiście w trudniejsze dni zdarzało mi się pić więcej, ale każdy taki incydent odnotowywałem, żeby pilnować się z kalendarzem w ręku. Piłem jednak inaczej, bardziej świadomie. Nie było to bezmyślne, ale uciekając w alkohol, uciekałem też w dobre jedzenie albo film dla towarzystwa.

Gosia nauczyła mnie nazywania tego, co czuję. Mówienia o tym, co się ze mną dzieje. Stopniowo nauczyłem się „być ze sobą”, obserwować siebie i zauważać co przeżywam w tych trudnych momentach. Zacząłem szukać innych sposobów rozładowywania uczuć i napięcia, ale też po prostu zaakceptowałem, że te stany przychodzą do mnie. A ja od nich nie uciekam, tylko zmieniam optykę. To w dużej mierze zasługa terapii i Gosi, która zaraziła mnie miłością do biegania. Sport i endorfiny okazały się być doskonałą alternatywą dla niezdrowych przekąsek i filmów.

Stopniowo Rafałowi udawało się coraz swobodniej rozmawiać o emocjach, a także otwarcie mówić o swoim problemie z ich regulowaniem. Przyznaje, że o ile całkowicie otworzył się przed Małgosią, był z nią szczery, „nagi emocjonalnie”, o tyle obawiał się stygmatyzowania w grupie.

– Wiedziałem, że idąc na imprezę i mówiąc „nie, dziękuję”, część moich znajomych zacznie prychać i się naśmiewać. Rzeczywiście tak było. Podobnie jak wtedy, gdy sięgałem podczas letniego grillowania po bezalkoholowe piwo. Ale powoli  przestało to robić na mnie wrażenie. Wiedziałem, że to moje decyzje i było mi z nimi dobrze i swobodnie. Zwłaszcza że czasem pozwalałem sobie na drinka. Jak choćby podczas zaręczynowej kolacji z Małgosią. Wcale jednak nie czułem, że muszę więcej, ba – że muszę w ogóle.

Czytaj też: „Abstynent we współczesnym świecie. Dlaczego dziś tak trudno nie pić?

„Mam dla kogo i po co żyć”

Dużo dała mi terapia i spotkania indywidualne z psychologiem. Mam poczucie, że zrozumienie tego, co się ze mną działo i dzieje, jakie mogą być tego przyczyny, ale też rozgrzebanie przeszłości i uporządkowanie jej, zapewniło mi spokój i pozwoliło cieszyć się codziennością.

Jak jednak przyznaje Rafał, bywają dni, które są dla niego ogromnym wyzwaniem. Budzi się w gorszym nastroju, w pracy jest pod górkę, mama gorzej się czuje. Wtedy demony wracają i toczy ze sobą wewnętrzną walkę.

– Mam poczucie, że to jest cały czas we mnie. Jak taka tykająca bomba zegarowa. Umiem czuć szczęście, radość, euforię. Narodziny Kalinki były najpiękniejszym dniem mojego życia. Nie czuję wtedy, że muszę sięgać po alkohol. Ale wówczas, gdy stres jest demotywujący, jest gorzej, pamiętam, że pomagał mi wyjść na prostą. A ponieważ o tym wiem, muszę się pilnować. Mam cudowną rodzinę, mam dla kogo i po co żyć. I chce mi się.

To, co chciałbym powiedzieć wszystkim, to żeby wiedzieli, że można zapanować nad swoimi demonami. I prowadzić szczęśliwe, satysfakcjonujące i pełne życie. Ale jednocześnie, aby ludzie mieli świadomość, że łatwo już było i każdy dzień wymaga pracy nad sobą, uważności i bycia dla siebie dobrym i wyrozumiałym. Mam wrażenie, że sami dla siebie jesteśmy najgorszymi katami. Dlatego życzę wszystkim cudownych ludzi wokół i miłości do samych siebie. To sprawi, że nigdy nie utoniemy. A jeśli podtopimy się – tak jak ja – to uda się wypłynąć na powierzchnię.

Zostaw swój komentarz:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mogą Cię zainteresować:

„Droga do porozumienia z dzieckiem” – bezpłatny warsztat

Moje dziecko mnie złości – warsztaty dla rodziców

Być rodzicem – moc przekazów rodzinnych

Znaczenie relacji społecznych w życiu rodzinnym – bezpłatny webinar

The owner of this website has made a commitment to accessibility and inclusion, please report any problems that you encounter using the contact form on this website. This site uses the WP ADA Compliance Check plugin to enhance accessibility.