Wspólnota Anonimowych Alkoholików, znana również jako AA, jest ogólnoświatowym ruchem wsparcia w trwaniu w trzeźwości. Ruch powstał w USA w 1935 roku i kiedy 4 lata później pojawiła się publikacja „Anonimowi Alkoholicy” (zwana także „Wielką Księgą”), od której tytułu wspólnota wzięła nazwę, zaczęły stopniowo powstawać nowe grupy AA. Najpierw w amerykańskich ośrodkach, później również za granicą.
Dziś AA działa w ponad 140 krajach świata. Wspólnota Anonimowych Alkoholików liczy ponad 2 miliony mężczyzn i kobiet zrzeszonych w przeszło 100 000 grupach. Jedynym warunkiem uczestnictwa w tzw. mityngach jest chęć zaprzestania picia. Spotkania charakteryzuje całkowita anonimowość – wiele z nich ma charakter otwarty. Mogą w nich uczestniczyć osoby uzależnione, ich rodziny i bliscy. Inne z kolei dedykowane są tylko dla osób w procesie trzeźwienia. Wówczas mówi się, że są „zamknięte”, dlatego, że omawia się podczas nich problemy, których istota i sens mogą być niezrozumiałe dla osób spoza kręgu uzależnionych.
Dla kogo AA?
Każda z nowych osób przystępujących do programu AA ma zapewne inną motywację. Wielu z członków wspólnoty mówi jednak o tym, że sprowadza ich tam nadzieja na poczucie spokoju.
K: W terapii byłem od prawie 5 lat, gdy dołączyłem do AA. I choć w tym czasie nie piłem, wziąłem udział w wielu warsztatach, wróciłem do życia – zmieniłem pracę, zacząłem budować związek, zrobiłem remont mieszkania – to wciąż czułem, że w środku coś jest nie tak. Jakaś pustka. Jakby te działania nie były pełne, jakby nie były dokończone.
Przyszedł taki moment, gdy powiedziałem partnerce, że jej nie kocham i odszedłem. Bo nie czułem tego „czegoś”. To rozbiło mnie emocjonalnie; straciłem też pracę. Nie miałem sił znów stawać na nogi. To było uczucie nazwane w Wielkiej Księdze, co odkryłem później: niespokojny, skory do gniewu i rozgoryczenia.
Trafiłem wtedy w Internecie na wątek 12 Kroków AA. To było jakieś forum, na którym ludzie opisywali doświadczenia ze sponsorami zza granicy. Bardzo sceptycznie czytałem wszystkie wpisy. Wszystko co słyszałem i wiedziałem o osobach, które ten program robiły, po prostu mnie wkurzało. Czułem się tak, jakby oni podważali wszystko, co robiłem. Ale w pewnym momencie coś we mnie pękło. I choć wcześniej wzbraniałem się przed „odkrywaniem duchowości”, poczułem, że może czas spróbować. Choć miałem w sobie gotowość, gdzieś w tyle głowy czułem, że podporządkowanie się sugestiom drugiego człowieka może być formą niewolnictwa.
Pojechałem na zjazd do Poznania i chyba miałem już w sobie gotowość, bo po kilku godzinach trzymałem w ręce numery telefonu do dwóch sponsorów. Pochodzę z małego miasteczka, więc nie było to tak oczywiste. Dołączyłem do Programu. Z moim sponsorem byłem w codziennym kontakcie telefonicznym, a mniej więcej raz w miesiącu jeździłem do niego. Teraz nasze relacje są luźniejsze, bardziej koleżeńskie.
Sponsor AA: dwie strony medalu
Wielu członków AA podkreśla, że polski „sponsor” nie jest najtrafniejszym tłumaczeniem roli, jaką odgrywa sponsor w programie AA. Niemniej ta terminologia jest już głęboko zakorzeniona. M. od dwóch lat prowadzi inne osoby w drodze ku trzeźwości, będąc sponsorem w strukturach AA.
M: Chcę na początku powiedzieć, że w AA sponsor i podopieczny są równi wobec siebie. Powiedziałbym, że sponsor to osoba, która jest po prostu kilka kroków dalej na tej drodze. Taka, która słucha i reaguje. Kiedyś mój podopieczny, z którym teraz mam już sporadyczny kontakt, powiedział, że dla niego najważniejsze było to, żeby spotykać się z kimś o solidnej trzeźwości i długiej abstynencji, kto będzie chciał go wysłuchać i powiedzieć swoje zdanie. Bardzo to we mnie zostało…
I: Nie raz już na swojej drodze do trzeźwości doznałem złośliwości, nie raz dostałem porządnego kopniaka w mózg. To było dla mnie tylko powodem do zastanowienia się nad sobą. Jestem tylko i aż człowiekiem. Mam wady i swoje emocje – VI i VII Krok nie raz i nie dwa mi je pokazał. Popełniam też błędy. Cóż, ten ich nie robi, co nic nie robi. Bycie we wspólnocie i fakt, że sponsor słucha o tym, co dzieje się w moim życiu i widzi, jak to może wpłynąć na moje trzeźwienie, jest dla mnie niezwykle cenne. Wszystko, co może wiązać się z moim trzeźwieniem, omawiam ze sponsorem podczas spotkań. Sponsor może dostrzec takie rzeczy, których ja sam nie widzę, i mnie skonfrontować. I nie chodzi o eksperckość. Ale o to, że zna problemy związane z utrzymaniem trzeźwości i umie słuchać. Sponsor ma być inteligentnym lustrem, a ja mam regularnie w nim się przeglądać – to staram się robić.
Na czym polega bycie sponsorem? Przewodnikiem na duchowej drodze ku trzeźwości? Z tego, co podkreślają członkowie AA – na pewnej gotowości do dzielenia się wiedzą i doświadczeniem, ale też poczuciu siły, by dźwigać to na barach.
E: Jestem na bieżąco zainteresowany organizowanymi przez Regiony AA i Intergrupy warsztatami sponsoringu. Czy nadaję się na sponsora? Tego jeszcze nie wiem, w każdej chwili jeśli będę widział i czuł, że coś nie tak, mogę zrezygnować. Ale mam poczucie, że sponsorując innym pomagam jednocześnie sobie i rozwijam swoją wiedzę, bo nie przekażę czegoś, czego nie posiadam sam. Sponsorując sam zmuszam się niejako do samokształcenia i nabywania wiedzy. W mojej ocenie sponsor to taki terapeuta-amator. Ale taki, który zna problem „od kuchni”.
Wybór sponsora nie musi być przypadkowy. Chodzi o dopasowanie się także charakterologiczne.
R: Dla mnie Program 12 Kroków jest programem rozwoju duchowego. Pomógł mi z jednej strony utrzymać dotychczasową abstynencję, ale przede wszystkim pozwolił mi zobaczyć, że to nie z alkoholem mam największy problem, ale z samą sobą. To choroba duszy. Program pomógł mi się od siebie samej odczepić, zobaczyć moje wady charakteru, zmobilizował mnie to do pracy nad sobą i rozwoju.
Otwartość i szczerość mojej sponsorki pomogły mi w komunikacji. Zaufanie oraz szacunek narastały we mnie pod wpływem codziennych wieczornych telefonów, przerabiania Kroków i wspólnych spotkań. Coś niesamowitego. Po programie mamy mniej kontaktu. Nie jestem zobowiązana dzwonić codziennie, jak to miało miejsce, kiedy byłam na programie, ale mam to przekonanie, że jeśli mam jakieś chwile zawahania, wątpliwości lub kiedy pracuje na programie już z moją podopieczną, zawsze mogę się do niej zwrócić i dostanę pomocną dłoń.
Wyzwanie w „pracy” w AA
Osoby będące sponsorami zaznaczają często, że wyzwaniem jest zmaganie się z własnymi słabościami i przywarami, które odkrywają w toku pracy z innymi. Pokora – to słowo i lekcja przewijają się najczęściej.
M: W pewnym momencie w moje trzeźwienie wkradł się tzw. rutynizm, przez co ujawniły się moje wady, moje negatywne emocje, pycha, jednak dowiedziałem się również, że i pokory mi nie brakuje. To było pijane myślenie, do czego z pokorą się przyznaję.
Czy sponsorowanie jest dla każdego?
W: To pewna misja. Ja czuję, że skoro udało mi się stanąć na nogi i swoją historią mogę pomóc rozpocząć życie komuś innemu. Chcę to zrobić. Ale rozumiem, że nie każdy czuje się na siłach. Choć argument „nie wiem wystarczająco” mnie nie przekonuje. Po pierwsze odczytuje go jako brak pokory. A po drugie – prowadzenie kogoś to też nasza droga. Sami pokonujemy w ten sposób kolejne stopnie. I moim zdaniem nigdy się w tym rozwoju nie zatrzymamy. To wszystko są naturalne procesy. Dobre i potrzebne. Kwestia tylko odpowiedniego etapu i momentu.
Fot. Fotolia
Dodaj komentarz