Zespół uzależnienia od alkoholu objawia się okresami abstynencji i nawrotami. Nawrót choroby to proces, w którym w pierwszej kolejności wraca się do wcześniejszego sposobu funkcjonowania, myślenia, czucia i systemu wartości. Proces ten może skończyć się ponownym sięgnięciem po alkohol, ale nie musi. Poznajcie historię członkini grupy Anonimowych Alkoholików, która wyhamowała w porę swój nawrót.
Redakcja: Czy podczas terapii uzależnienia dowiedziałaś się o cyklicznym charakterze tej choroby?
AA: Tak. Samym nawrotom choroby alkoholowej poświęcony był końcowy etap terapii grupowej. Dużo na niej mówiono o sygnałach ostrzegawczych, wyzwalaczach i o tym, że w zależności od długości trzeźwienia, te wyzwalacze mogą się zmieniać. Podczas terapii wpajano mi, że jak nie będę dbać o to swoje trzeźwienie i o nim zapomnę, to prędzej czy później wrócę do picia.
Jak przyjęłaś informację o tym, że choroba alkoholowa jest nieuleczalna?
Na początku budziło to we mnie bunt i niezgodę. Nie mogłam zrozumieć, jak to jest, że stosuję się do wszystkich zaleceń od terapeuty, innych alkoholików, a muszę się mieć cały czas na baczności, bo jak na moment o tym swoim alkoholizmie zapomnę, to do niego wrócę. Nie chciałam, aby moje życie kręciło się wokół alkoholu, chciałam zamknąć ten rozdział w swoim życiu. Akceptacja tego, że zawsze już będę uzależniona, przyszła z czasem.
W jaki sposób zorientowałaś się, że masz problem?
Pierwszy kontakt z alkoholem miałam jeszcze w czasach liceum. To było sporadyczne spożywanie, np. przy okazji osiemnastych urodzin moich znajomych. Wtedy alkohol nie przypadł mi do gustu. Miałam niewielką tolerancję, więc upijałam się szybko. Wtedy było mi wstyd z tego powodu. Sytuacja zmieniła się, kiedy poszłam na studia. Normą było piwo w studenckie czwartki i picie go w większych ilościach w weekendy. Na studiach też pierwszy raz piłam wódkę. Z czasem odkryłam, że przy alkoholu mam większą pewność siebie, umiem rozmawiać z ludźmi, dobrze się bawić. Po jakimś czasie alkohol zaczęłam traktować jako panaceum na całe zło – to był kamień milowy w rozwoju mojego alkoholizmu.
Kolejnym takim kamieniem było odkrycie klinowania – przestały mi dokuczać rano bóle głowy, nudności, wymioty. Wystarczyło wypić piwo i objawy kaca znikały. Później zaczęłam pić po kryjomu, odsunęłam się od rodziny. Nieświadoma tego, co mnie spotkało i co jeszcze w przyszłości mnie spotka, dałam sobie przestrzeń na komfortowe picie, w konsekwencji czego moje uzależnienie rozwinęło się bardzo szybko. Długo też wierzyłam w to, że jestem w stanie przestać pić bez niczyjej pomocy. Poszłam na terapię po tym, jak pierwszy raz chciałam popełnić samobójstwo przekonana, że nigdy nie przestanę pić. Bałam się, że zapiję się na śmierć. W szpitalu pani pielęgniarka wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. To ona zaczęła mi mówić o tym, że to da się leczyć. Przekonywała, że jeszcze nie jest za późno, ale ja jeszcze wtedy myślałam o kolejnej butelce. Jednak coś do głowy trafiło, bo wzięłam to pod uwagę.
Opisz krótko sytuację nawrotu choroby, co poprzedzało nawrót i co Ci pozwoliło go powstrzymać? Czy ktoś Ci pomógł, czy sama byłaś w stanie to wyłapać?
Na pewno łatwiej jest wyłapać nawrót w sytuacji, kiedy otaczają cię inni trzeźwiejący alkoholicy, kiedy masz z nimi regularny kontakt. Osoba, która nie doświadczyła piekła uzależnienia, ani nie ma wglądu w chorobę, nie zauważy subtelnych sygnałów pojawiających się na początku, zanim piekło nie rozpęta się na nowo.
Mój nawrót związany był z nagłą, bardzo stresującą sytuacją w moim życiu. Świat, który zaczął mi się w trakcie trzeźwienia i terapii wydawać uporządkowany, nagle przewrócił się do góry nogami, a ja – chcąc jak najlepiej poradzić sobie z tym, co mnie spotkało – odłożyłam zalecenia dla zdrowiejących z uzależnienia i cały program HALT* na bok i skupiłam na rozwiązaniu tego, co na tamten moment całkowicie absorbowało moją uwagę. Przestałam jeść, pić i spać, zaniedbywałam wszystkie moje fizjologiczne potrzeby. Potrzeby emocjonalne i społeczne też przestały się liczyć. Nie miał kto zauważyć tego, co się ze mną dzieje, bo wszystkich swoich niepijących alkoholików odsunęłam na bok. „Obudziłam się” dopiero pod sklepem całodobowym, gdy zorientowałam się, że szukam po kieszeniach drobnych na alkohol. Wyszłam na spacer przewietrzyć głowę i „nagle” znalazłam się pod sklepem. I wtedy do mnie dotarło, że jestem w pełnym nawrocie, który znałam ze słyszenia na terapii. Dobrze, że to do mnie dotarło wtedy, bo już tylko cienka linia dzieliła mnie od zapicia. Dopiero po przeanalizowaniu tego na terapii, na którą wróciłam, doszłam do wniosku, że to był cud. Cudem było to, że nie zapiłam. Byłam w szoku pod tym sklepem.
Jakie są Twoje wyzwalacze i wskaźniki nawrotu? Jak sobie z nimi radzisz?
U siebie wskazałabym na trzy rodzaje wskaźników: pierwsze i najważniejsze to powrót do pijanego myślenia, czyli pojawianie się w głowie tych myśli, które towarzyszyły mi w trakcie picia, przekonań na własny temat i na temat innych, które udało się zmienić w toku terapii i które na co dzień się nie pojawiają. Drugi wskaźnik to pogorszenie samopoczucia psychicznego i fizycznego. Takie uczucie, jakby jednocześnie miało się gorszy dzień pod względem psychicznym i jednocześnie złapało grypę. Trzeci to zmiana zachowania, takie ciągłe poczucie pragnienia połączone z większym spożywaniem kawy albo wody, trudność ze skoncentrowaniem się na wykonaniu jednej rzeczy, błądzenie myślami nie wiadomo gdzie, niecelowe nie słuchanie tego, co ktoś do mnie mówi. Często to wszystko łączy się u mnie z niewyspaniem. Jak źle sypiam, a co gorsza kilka dni z rzędu, to bardzo łatwo zamyślam się w niechciany sposób.
Czy Twoim zdaniem są jakieś uniwersalne sygnały ostrzegawcze przed nawrotem dla osób uzależnionych? Jeśli tak, to jakie?
Myślę, że te które wymieniłam wcześniej są uniwersalne i z mniejszym bądź większym nasileniem występują u wszystkich osób uzależnionych. Jest jeszcze cała masa sygnałów ostrzegawczych, ale wszystko jest kwestią indywidualną, podobnie jak historia uzależnienia czy przebieg trzeźwienia.
Dziękuję za rozmowę.
* HALT – nazwa programu pochodzi od pierwszych liter angielskich słów Hungry (głodny), Angry (zły), Lonely (samotny) i Tired (zmęczony). Każdy z tych stanów naraża w znacznym stopniu osobę uzależnioną na złamanie abstynencji. Zdrowiejącym uzależnionym zaleca się, by regularnie jedli i unikali sytuacji, gdy czują głód, ponieważ wtedy wzrasta chęć napicia się alkoholu. Bycie głodnym często powoduje również rozdrażnienie i złość. A to uczucia, które – gdy zostają podsycone – powodują chęć osiągnięcia rozluźnienia poprzez przyjęcie substancji. Oczywiście złość jest naturalnym uczuciem, ważne, by go w sobie nie „nakręcać”. Będąc rozzłoszczonym często unika się ludzi bądź oni unikają złoszczącego się. Efektem jest samotność, która nie służy osobom uzależnionym. Program ten zwraca uwagę na to, by jej unikać. Ostatnią kwestią, której należy unikać, to zmęczenie. Podobnie jak w przypadku złości, zmęczenie jest naturalną reakcją organizmu i umysłu. Istotnym jest jednak nieprzemęczanie i nieprzeciążanie ich. Zalecane jest więc dbanie o naturalny wypoczynek.
Fot. Tom Sodoge, Unsplash.com
Dodaj komentarz