– To, co powiem, jest odważne, ale jednocześnie krytykowane społecznie. Ale od kiedy sama poukładałam ten temat w głowie, jestem spokojna. Jestem alkoholiczką, ale nie przestrzegam zasad trwałej abstynencji. Sięgam po alkohol, ale wiem jak to robić, by nie skrzywdzić siebie bardziej, niż robiłam to do tej pory pijąc nieświadomie – mówi o sobie Agnieszka.
– Długo zastanawiałam się, jak wyglądały moje początki sięgania po alkohol. I jeśli mam być szczera, to dokładnego momentu nie pamiętam. Ale pamiętam, że pierwsze alkohole jakie piłam, to piłam… w domu. Moi rodzice wychodzili z założenia, że bezpieczniej, jeśli degustuję trunki pod ich czujnym okiem. Bo to nigdy nie było piwo. Raczej wino z wyższej półki, dobry likier lub smakowe nalewki.
Agnieszka pochodzi z domu stosunkowo bogatego. Wspomina, że nigdy nie dostawała kieszonkowego, bo nigdy go nie potrzebowała. Rodzice spełniali wszystkie jej potrzeby i zachcianki. Ale jak dodaje – nie rozpuszczali jej. Jest jedynaczką, więc siłą rzeczy na niej skupiała się cała ich uwaga.
– Jeśli mam być szczera, to nie wiem, co sprawiło, że piłam coraz więcej i więcej. Czasem myślę, że to świadomość, że mogłam, może poczucie wolności, które dawał mi alkohol. Ale na pewno zagłuszałam braki, które wyraźnie czułam.
Dopytywana o te braki Agnieszka zastanawia się dość długo, dochodząc do wniosku, że chodzi w jej ocenie o przerost formy nad treścią.
– Byłam wspaniałą córeczką rodziców. Taką, z której rzeczywiście zawsze mogli być dumni. Nigdy ich nie zawstydziłam, nigdy nie zawiodłam, jestem pewna, że spełniałam wszystkie oczekiwania bez zarzutu. Alkohol stał się w pewnym momencie swoistą formą nagrody. Za dobrze wykonane zadanie, za świetnie zdany egzamin. Za każdy, najdrobniejszy nawet, sukces.
Świadomość i terapia
Agnieszka mówi, że zdała sobie sprawę, że może mieć problem, kiedy niemal każdy wieczór spędzała w towarzystwie kieliszka.
– Pewnego dnia po prostu dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Tak po prostu. Pomyślałam, że mam dużo swobody i wolności w każdym obszarze życia, ale nad każdym poza alkoholem potrafię zapanować. Picie natomiast zaczęło być wszechobecne. Impreza, samotny wieczór z książką, lunch z przyjaciółkami. Nigdy co prawda nie „urwał mi się film”, ani nie musiano mnie „holować” po imprezie do domu, ale poczułam niepokój. Chciałam, żeby ktoś wziął mnie za rękę i poprowadził przez meandry mojego życia. Wytłumaczył mi, co się dzieje, dlaczego podejmuję decyzje nie zastanawiając się nawet nad nimi – bo tak było. Alkohol po prostu był, a ja nawet sekundy nie zastanawiałam się, czy po niego sięgnąć. Nad konsekwencjami, również zastanawiałam się dopiero później.
To, co Agnieszkę bolało najbardziej, i o czym opowiada z największym trudem, to były relacje damsko męskie.
– Nie mam na koncie żadnego udanego związku. Jak tylko zaczęłam się bardziej otwierać, zbliżać i angażować – kończyło się. Nie wiem, czy trafiałam na samych popaprańców, czy rzeczywiście to ja nie potrafiłam być blisko, bo nigdy nikt mi tego nie pomagał. Ciągle czułam się zobowiązana, podległa. Myślę z perspektywy czasu, że nie byłam dobra partnerką. Ba, że nie byłam nią wcale. Kiedy już oswoiłam myśl, że jestem z kimś, panicznie bałam się, żeby nie zniknął, co oczywiście przyniosło odwrotny efekt. A ja potrzebowałam mieć kogoś, było mi samej smutno i źle. Więc zaglądałam do kieliszka już nie tylko opijając sukcesy, ale zapijając smutki.
Programy ograniczania picia
Decyzja o pójściu na terapię była procesem. Agnieszka przyznaje, że zastanawiała się, jak ma opowiedzieć o swoim problemie. I czy w ogóle to jest problem. Bo przecież ma pracę, nie przychodzi do niej podpita i w żaden sposób alkohol nie wpływa na nią negatywnie.
– Pani psycholog, już na spotkaniach indywidualnych, dała mi to, czego nigdy nie dostawałam. Sto procent uwagi i zaangażowania. Wysłuchała mnie, a ja już poczułam się lepiej. Ze wstydem opowiedziałam jej, o swoich doświadczeniach i wyjaśniłam, że nie chcę rezygnować z alkoholu. Kosztowało mnie to mnóstwo stresu. Niezmiernie bałam się krytyki i złości po tym, jak w ośrodku pomocy osobom pijącym powiem głośno, że ja nie chcę żyć w totalnej abstynencji, ale nie umiem „poukładać się” z piciem. Moje zaskoczenie był ogromne, gdy psycholog powiedziała, że absolutnie to rozumie i nie ocenia moich decyzji.
Czytaj też:
Ograniczenie picia w leczeniu uzależnienia od alkoholu. Rozmowa o celach terapii cz. 2
Agnieszka zrozumiała, że jej wzorzec picia alkoholu jest zdecydowanie szkodliwy i może prowadzić do ciężkiego uzależnienia, jeśli odpowiednio nie będzie zdyscyplinowana.
– Nigdy nie miałam problemu z dyscypliną, pod warunkiem, że wiedziałam, jak działać. Dawno temu zmagałam się z zaburzeniami odżywiania. Przytyłam drastycznie i dopiero pani dietetyk, która nałożyła na mnie sztywne ramy, pomogła mi uporać się z tym problemem. Czuję, że teraz mam do czynienia z tym samym mechanizmem.
Uczestnictwo w spotkaniach indywidualnych oraz terapii grupowej nakierowane było na wypracowanie zdyscyplinowanego wzoru konsumpcji alkoholu.
– W kontekście alkoholu może brzmieć to dziwnie, ale plan picia, który udało mi się stworzyć na terapii, jest swego rodzaju rozpiską szytą na miarę. Wiem ile mogę, kiedy mogę i w jakich okolicznościach. I kiedy mi zdecydowanie prościej.
Agnieszka przyznaje, że była w temacie „zielona”. Nie miała świadomości istnienie programu ograniczania picia. Ale przekonała się, że w jej przypadku to działa. Otrzymała pomoc w zakresie oceny nasilenia objawów uzależnienia, przeanalizowano, jak spożywa alkohol w kontekście funkcjonowania psychospołecznego. Omówiono z nią sposoby oceny ryzyka, techniki opóźniania picia i włączono farmakoterapię. Agnieszka podkreśla jednak, że terapia pozwoliła jej zrozumieć więcej, nie tylko w kontekście picia.
– Plan picia sprawił, że zniknęła wierzchnia warstwa problemu. Albo inaczej – odkrył kolejne poletka, nad którymi trzeba pracować. Bo myślę sobie, że dotychczasowe przejścia z dietą i brakiem umiaru w piciu były tylko objawami innych problemów. Okazuje się, że jeśli nie mam nad nimi kontroli, nie umiem z nimi żyć. I to tylko niektóre przestrzenie, jakie opanowałam. A jest ich więcej. W pracy też jestem człowiekiem planu. Zastanawiam się, jak zatem poukładać kwestie związkowe.
Relacja z rodzicami, wspomnienia z dzieciństwa – to tematy, nad którymi obecnie pracuje Agnieszka.
– Praca nad sobą wymaga przyznania się do wielu rzeczy. Nawet nie głośno, ale sobie. Spojrzenia w lustro i bycia bezkrytycznym. Ale też docenienia siebie, bycia z siebie dumnym i pogratulowania. Ja jestem dla siebie bardzo krytyczna, nie potrafię się doceniać. To źle.
Ale zapytana, na co czeka najbardziej…
– Na miłość… brzmi pewnie banalnie, ale naprawdę tak jest. Pracuję nad sobą, żeby umieć być partnerką, przyjaciółka i kochanką. Myślę, że byłam próżna, a jednocześnie niezaradna. Nie lubiłam siebie, a oczekiwałam, że ktoś polubi mnie. Teraz czuję, że jest mi coraz lepiej. Znam siebie, lubię siebie, jestem dla siebie dobra i – przede wszystkim – jestem ze sobą uczciwa. A to owocuje.
Agnieszka mówi, że nie wątpiła w swój sukces na tle alkoholu. Czuła gdzieś podskórnie, że to kwestia poukładania tematu. Natomiast przyznaje, że nie spodziewała się takiej lawiny. Ale dzielnie się z nią mierzy.
– Nie mam oporów, żeby mówić o sobie jak o alkoholiczce. Nabrałam odwagi, żeby walczyć z ludzkimi spojrzeniami, opiniami, ale też przejawami żalu i politowania. Niech ludzie mówią, co chcą. Ja wiem, co dla mnie najlepsze. I wiem, że od czasu do czasu mogę wypić kieliszek wina. Mam nadzieję, że kiedyś będzie to możliwe w towarzystwie kogoś, komu zechcę oddać swoje serce i kto zechce je przyjąć.
Fot. Яна Гурская, Unsplash.com
Informacje o Programach Ograniczania Picia można znaleźć na stronie PARPA
Dodaj komentarz