Przemoc stosowana przez jednego człowieka ma bardzo daleki zasięg. Nieprzepracowane skutki przemocy ze strony jednej osoby mogą wpływać na kolejne pokolenia w danej rodzinie. Przemoc rodzi przemoc, to już wiemy, ale to nie wszystko. Przemoc zostawia ślady, które również przekazujemy naszym dzieciom, choć wobec nich przemocy nie stosujemy.
O długofalowych skutkach przemocy i o tym, jak wygląda leczenie osób doświadczających przemocy rozmawiamy z Anną Rożniatą, psycholog pracującą w Punkcie Informacyjno-Konsultacyjnym ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie i Osób w Kryzysie, a także członkinią Gminnego Zespołu Interdyscyplinarnego do spraw Przeciwdziałania Przemocy.
Redakcja: Co czuje dziecko, które doświadcza przemocy?
Anna Różniata: Przede wszystkim takie dziecko nie ma poczucia bezpieczeństwa, a to powoduje, że nie może się prawidłowo rozwijać. Bez tego nie da się rozwijać pozytywnej tożsamości. Bezpieczeństwo jest fundamentem, który w piramidzie Maslowa znajduje się zaraz za potrzebami fizjologicznymi. Proszę sobie wyobrazić: po zaspokojeniu potrzeb ciała, pierwszą naszą najważniejsza potrzebą jest właśnie poczucie bezpieczeństwa. Dzieci wychowywane w domach z przemocą nie mają zaspokojonej podstawowej potrzeby.
To jest życie w ciągłym lęku, nie potrafimy przewidzieć konsekwencji swoich działań ani reakcji innych ludzi. Normalne jest to, że gdy dziecko płacze, mama je przytula. Przemocowy rodzic raz może przytulić, ale innym razem uderzy lub skrzyczy. Przez to dziecko zaczyna się bać. Nie wie, co będzie, nie może zaufać, że kiedy okaże uczucia, ktoś go nie skrzywdzi.
Jakie ma to skutki w dorosłym życiu?
Bardzo poważne. W dzieciństwie kształtuje się nasza osobowość, nasz charakter, to jakimi w dorosłości będziemy ludźmi. Wówczas przekazywane nam są wartości i prawdy o nas samych, a także o otaczającym na świecie. Dzieci, które wychowują się w domach przemocowych otrzymują od rodziców bardzo krzywdzący komunikat – że są nic nie warte, że siłą rozwiązuje się konflikty, że nie mamy praw do własnych uczuć i granic i inni też ich nie mają.
Osoby, które były wychowywane w domach przemocowych są lękowe, nie potrafią budować relacji opartych na zaufaniu, mają kłopoty z bliskością, zatem zaznanie szczęśliwego i trwałego związku jest bardzo utrudnione. Z resztą często sami jako dorośli są toksyczni i stosują przemoc, w ten sposób wychowują swoje dziecko i tak dalej. Przemoc może się zacząć od jednej osoby, a jej skutki mogą sięgać kolejnych i kolejnych pokoleń.
Czy można to przerwać?
Oczywiście. Tylko trzeba zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Przemocowcy często wiedzą, że robią źle, ale nie potrafią inaczej. Nienawidzą siebie, wstydzą się, więc nie sięgają po pomoc, lecz znów udowadniają swoją wartość i siłę przemocą. Z kolei ofiary przemocy boją się prosić o pomoc. Nierzadko uważają, że to ich wina, że zasłużyły. Osoby, które doświadczają przemocy jako dorośli i zgadzają się na to, podobnie jak dorośli przemocowcy, to często osoby, które w dzieciństwie były krzywdzone. W każdym z tych przypadków to, czy to błędne koło zostanie przerwane zależy od świadomości tych osób, świadomości siebie i tego, co się dzieje.
Czyli reakcje osób trzecich mogą być pomocne?
Tak, nawet kluczowe. Samo zwrócenie uwagi jest już sygnałem, że to, co się dzieje jest złe, nienormalne. Dla osób doświadczających przemocy to czasem pierwsza informacja: „nie jestem sama, to nie jest dobre, mogę coś z tym zrobić”.
Co jeszcze dzieje się w życiu osoby, która zaznała przemocy jako dziecko?
Takie osoby, poza tym, że żyją w stanie ciągłego zagrożenia, są bardzo nieufne, a przez to samotne i często nieszczęśliwe we własnych związkach, właściwie nie miały okazji w życiu rozwinąć skrzydeł. Nie miały okazji poznać swoich możliwości, swoich potrzeb, pragnień. To osoby, które żyją tak, aby przetrwać. Nawet jeśli uwolnią się ze szponów oprawców, to trudno, by były mentalnie wolne i naprawdę samodzielne. Takie osoby najczęściej są zależne od innych. Ponieważ nie znają siebie, mają bardzo niską samoocenę, potrzebują podpory z zewnątrz. Trudno w takich warunkach np. budować świadomie swoją ścieżkę kariery, bo „ofiary” przemocy nie myślą o sobie pozytywnie. Nie czują się wystarczająco dobre w tym, co robią.
To z kolei stwarza ryzyko uzależnień, np. od pracy czy alkoholu.
Tak, szybka ulga, ucieczka czy próba udowadniania swojej wartości to częste problemy osób wychowywanych w rodzinach z przemocą. Jak wiadomo, uzależnienie też stwarza okoliczności, które sprzyjają rozwojowi przemocy. I znów koło się zamyka.
Osoby, które doświadczały przemocy borykają się też z zaburzonym poczuciem skuteczności. Nie czują, że coś mogą, że mają na coś wpływ i nierzadko w dorosłym życiu szukają sposobów, by to poczucie skuteczności odzyskać lub choć przez chwilę je mieć. Z tego powodu bywają kontrolujący w relacjach, a także manipulujący. Wszechogarniający lęk i poczucie niemocy na dłuższą metę są nie do zniesienia. Każdy człowiek będzie świadomie lub nie dążył do równowagi i tego, by takie deficyty wyrównać, zniwelować. Poczucie bycia skutecznym jest kluczowe w podejmowaniu życiowych decyzji, w tym również w podejmowaniu działań samoobronnych. To właśnie przez ten deficyt ofiary przemocy często nie dzwonią na policję czy do psychologa.
W jaki sposób w takich sytuacjach myślą osoby, które nie mają poczucia skuteczności?
„Nic nie mogę, to nie ma sensu, co ja zrobię, nie poradzę sobie” i tak dalej. Tak się przejawia osobowość zależna, czyli taki „zakodowany” brak samodzielności. Ktoś musi mi powiedzieć, że dobrze robię, bym w to wierzyła. Ktoś musi mi doradzić, popchnąć mnie do działania, powiedzieć, co jest dobre, a co złe, wyciągnąć pomocną dłoń. Takie osoby są jak dzieci we mgle. Trzeba je prowadzić za rękę, inaczej będą bierne, samotne i tonące w poczuciu bezradności.
Co sprawia, że ofiary przemocy trafiają na terapię?
Bardzo często są to sytuacje, w których osoby te nie mogą dłużej wytrzymać napięcia, lęk staje się tak duży i wszechogarniający, że myślą „muszę coś zrobić”, zdarza się też, że jest to impuls po kolejnej awanturze. Przychodzą wycieńczone po długiej drodze z przemocowcem u boku i nie wiedzą nawet, że są ofiarami przemocy. Teraz unika się sformułowań „ofiara” i „oprawca”, bo oba te określenia są piętnujące, jednak gdy zgłasza się do mnie osoba, która doświadcza przemocy, najważniejsze jest to, żeby na początku nazwać rzeczy po imieniu i by ta osoba naprawdę to zrozumiała i przyjęła.
Jak dalej wygląda terapia osób, które doświadczyły przemocy?
To zależy, w jakiej są sytuacji. Często drugim krokiem jest pomoc taka organizacyjna i niemal zawsze założenie Niebieskiej Karty. Trzeba się wyprowadzić, albo złożyć pismo do sądu, iść na policję, albo ratować swoje pieniądze czy dzieci. To zależy od okoliczności. Wtedy motywujemy takie osoby, uświadamiamy, że mogą coś zdziałać, pokazujemy, jak to zrobić, pomagamy w tym. Samo to już sprawia, że osoby te odzyskują poczucie sprawczości i na tym pierwsze etapy terapii się skupiają. Dopiero później pojawia się przestrzeń na pracę z emocjami.
Czy często się zdarza, że takie osoby zostają na terapii?
Osoby doświadczające przemocy często nie wiedzą, czego potrzebują i co czują. Jedyne, co udaje im się rozpoznać, to lęk i cierpienie. W takim stanie trzeba działać, niekoniecznie dokopywać się do głęboko zakopanych przyczyn życiowych decyzji czy postaw. Kiedy uda się odzyskać wiarę, wyjść nieco z cienia, doskonale sprawdzają się grupy terapeutyczne. Osobiście sama taką prowadzę wraz z moją mamą, która jest psychoterapeutką. Moc grupy jest nieprawdopodobna. Fakt, że osoby, które doświadczały przemocy spotykają się, wymieniają doświadczeniami, sprawia, że one rosną w takim metaforycznym sensie. Uczą się, jak to działa, nabierają dystansu i pewności siebie. Jest to wspaniały proces pełen wsparcia i empatii ze strony innych.
Samodzielna praca nad sobą i praca z terapeutą wiele dają, jednak nigdzie nie widziałam takiej mocy, jak w grupie. Dlatego chciałabym podkreślić, że zawsze i bezwzględnie należy reagować na przemoc. Nasza pojedyncza reakcja może być początkiem czyjejś drogi do odzyskania własnego życia. Wsparcie innych, troska, mogą zdziałać cuda.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Rożniata – psycholog pracująca w Punkcie Informacyjno-Konsultacyjnym ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie i Osób w Kryzysie i członkini Gminnego Zespołu Interdyscyplinarnego do spraw Przeciwdziałania Przemocy.
Fot. Shane, Unsplash.com
Bardzo wartościowy artykuł. Gdyby osoby doświadczające przemocy wiedziały, jak sobie z tym radzić, byłoby im łatwiej zrobic pierwszy krok