
WHO rekomenduje, aby jeden punkt sprzedaży alkoholu przypadał na około 1000-1500 mieszkańców. W Warszawie przypada na… 309 osób. Co więcej, w stolicy spożywa się o 40% więcej alkoholu niż średnio w Polsce. Czy to naczynia połączone?
Ze statystyk wynika, że w Polsce więcej jest punktów sprzedaży alkoholu niż aptek, które widoczne są niemal na każdym kroku. Jak podaje GUS, w 2020 roku aptek i punktów aptecznych było nieco ponad 13 tys.*. Z kolei punktów sprzedaży alkoholu – prawie 85 tys.**.
Anna Puchacz-Kozioł, radca prawny z Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych tłumaczy, skąd takie zagęszczenie sklepów monopolowych.
Anna Puchacz-Kozioł: Zgodnie z art. 12 ust. 1 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi to Rada Gminy ustala, w drodze uchwały, maksymalną liczbę zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych na terenie gminy (miasta), odrębnie dla poszczególnych rodzajów napojów alkoholowych, zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych przeznaczonych do spożycia w miejscu sprzedaży oraz zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych przeznaczonych do spożycia poza miejscem sprzedaży.
Redakcja: Czy istnieją jakieś obostrzenia prawne? Np. nie może być więcej niż 5 sklepów na określonym obszarze?
A.P-K.: Ustawodawca ww. ustawie nie sprecyzował liczby punktów sprzedaży na określonym obszarze. Jednak Rady Gminy, podejmując uchwały, są zobligowane do kształtowania polityki uwzględniając ograniczenie dostępności alkoholu.
W celu ograniczania szkód wynikających ze spożywania alkoholu jest podejmowanych szereg działań profilaktycznych i naprawczych tworzących politykę wobec alkoholu. Za trzy najbardziej efektywne, łatwo dostępne i wydajne narzędzia mające na celu ograniczenie skali szkodliwego spożycia alkoholu Światowa Organizacja Zdrowia wskazuje: ograniczenie fizycznej dostępności alkoholu, ograniczenie reklamy alkoholu i działań marketingowych oraz zwiększenie ceny alkoholu poprzez opodatkowanie.
W Polsce wciąż jest wysoka dostępność fizyczna napojów alkoholowych, mierzona liczbą osób przypadających na punkt sprzedaży. Oddanie w 1991 r. samorządom lokalnym narzędzi regulacyjnych dostępność fizyczną alkoholu zniosło centralne ograniczenia liczby punktów sprzedaży, spowodowało gwałtowny wzrost liczby miejsc, w których sprzedawany był alkohol. W 1987 r. liczba punktów sprzedaży alkoholu wynosiła nieco ponad 55 tys., natomiast 30 lat później – w 2018 r. – prawie 128 tys. punktów (wzrost o 233%). Choć na przestrzeni ostatnich 10 lat widać niewielki, ale stały spadek dostępności, zarówno w przypadku wszystkich punktów, jak i w kategorii punktów sprzedających napoje zawierające powyżej 18% alkoholu, biorąc pod uwagę fakt, że liczba punktów sprzedaży, a także godziny ich otwarcia, wpływają na zmiany w konsumpcji, należy uznać liczbę punktów sprzedaży za wciąż wysoką.
Czy rzeczywiście dostępność sklepów monopolowych przekłada się na sprzedaż alkoholu?
A.P-K.: Przeprowadzone przez Instytut Psychiatrii i Neurologii badania zależności między gęstością sieci sprzedaży a konsumpcją alkoholu na poziomie województw, oszacowane na podstawie danych o wartości sprzedaży poszczególnych napojów alkoholowych w województwach, pokazały, że dostępność fizyczna alkoholu jest największa w woj. zachodniopomorskim, gdzie na jeden punkt przypada ok. 210 mieszkańców, a najmniejsza w podlaskim – 335 mieszkańców na jeden punkt. Analiza wykazała, że dostępność fizyczna napojów alkoholowych wyjaśnia jedną trzecią zmienności spożycia w poszczególnych województwach.
„Dostępność sklepów i łatwość zakupu napojów wysokoprocentowych nie jest naturalna i wskazana. Ale droga do zmniejszenia spożycia alkoholu jest zgoła inna” – mówi prof. Andrzej Falkowski, psycholog biznesu z Uniwersytetu SWPS.
Redakcja: Tkanka miejska jest usiana sklepami monopolowymi i jest ich coraz więcej. Pan to widzi? Co przyciąga klientów i sprawia, że otwierają się nowe?
Andrzej Falkowski: Gdyby nie było klientów, to one by się nie otwierały. Ale – faktycznie – pojawiają się coraz to nowe sklepy z alkoholami i nie sposób tego nie zauważyć. To czysto ekonomiczne podejście. Wysoka sprzedaż sprawia, że jest wysoka podaż. To z jednej strony. Z drugiej zaś – jest to, co się mówi o ograniczeniu sprzedaży i trosce o ograniczenie szkód wynikających ze spożycia alkoholu. Ale samo mówienie czy informowanie nie jest wystarczająco skuteczne.
Ten mechanizm jest również widoczny przy reklamach wyrobów tytoniowych, gdzie na opakowaniach informuje się o zagrożeniach wynikających z palenia. Są trzy elementy warunkujące skuteczność tzw. reklamy lękowej, czyli takiej, która pokazujące te właśnie zagrożenia. Pierwszy: zagrożenie. I to jest wyraźne, np. można zachorować. Drugi to jasne wskazanie co jest przyczyną zagrożenia. I to też jest wiadome – palenie papierosów. Trzeci element, który sprawi, że ta reklama będzie skuteczna, to informacja o możliwości uniknięcia tego zagrożenia. Natomiast tego trzeciego elementu na papierosach nie ma i nie będzie. Bo gdyby się pojawił, to reklama przestałaby być reklamą papierosów, więc po co to robić? Dla komfortu psychicznego pojawia się więc informacja o zagrożeniu i przyczynie.
I podobnie jest w przypadku alkoholu. Informowanie o szkodliwości jest kwestią komfortu psychicznego i niczym ponad to.
Czy łatwość dostępu do alkoholu w postaci gęstej sieci sklepów monopolowych przekłada się na spożycie alkoholu?
A.F.: Może się przekładać. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację, że osoba idzie ulicą, zauważy budkę z alkoholem i pomyśli „ooo, akurat mi się skończyło”. Taki sklep działa jak tzw. retrieval cue, czyli wskazówka przywoływania własnego, wcześniejszego doświadczenia.
Dlaczego tak się dzieje? Jakie mechanizmy na tym przejawiają?
A.F.: Analogicznie, jeśli idziemy do sklepu w upalny dzień i zauważymy butelkę chłodnego napoju to go kupujemy. Nie zastanawiamy się nad tym. Widok bodźca wywołuje odruch apetywny (wyuczony – przy. red) – nagle czujemy potrzebę, aby coś mieć czy zjeść. Ta potrzeba jest wzbudzona w wyniku działania konkretnego bodźca na nasze zmysły.
Dlaczego regulacja w tym temacie się nie zmieni i nie ograniczamy ilości wydawanych koncesji?
A.F.: Warto sięgnąć do doświadczeń amerykańskich, gdzie przez długi czas funkcjonowała prohibicja. I choć alkoholu nie było w sklepach, podziemny biznes się toczył. Nie było to więc rozwiązanie, które sprawiło, że ludzie zaczęli spożywać mniej alkoholu. Ograniczenie dostępności wcale więc nie powoduje zmniejszenia spożycia. Im coś jest mniej dostępne, tym staje się bardziej atrakcyjne.
Co w takim razie powinno się zmienić w tym zakresie?
To, co udało się skutecznie wprowadzić do tej pory, to brak reklam alkoholu wysokoprocentowego. Ograniczono bardzo mocno reklamy piwa – nie mogą odwoływać się do rozrywki, towarzystwa, sportu, itp. To całkiem skuteczne, ale to nie oznacza, że konsument nie zobaczy tych produktów.
Myślę o tym, że całkiem dobrze zadziałałoby ograniczenie „widoczności” tych wyrobów, podobnie jak to wygląda w kontekście sex shopów. Nie ma w tym przypadku żadnych bodźców marketingowych – wystaw, informacji, itp. Nie wiemy, co jest w środku. Nie widać więc tego, co mogłoby skłonić do zakupu. Dopiero jeśli naszym celem jest nabycie konkretnej rzeczy, wchodzimy i nabywamy. W pozostałych przypadkach pojawiają się tzw. bodźce wyzwalające, czyli takie, które tę potrzebę zakupu w nas wyzwalają. Likwidacja w mojej ocenie niewiele zmieni.
A druga rzecz, to oczywiście edukacja. Również taka prozdrowotna. Społeczeństwo zmieniło się i poszło w kierunku kupowania produktów ekologicznych. Warto więc podążać z tym nurtem i analogicznie dążyć do zmian zachowań i nastawienia w kontekście alkoholu. Należy tylko pamiętać, że zawsze jest to „zmiana z czegoś na coś”. Musi być więc coś, co zastąpi produkt – alkohol. A do tego musi pojawić się sensowna argumentacja, aby konsument wiedział, dlaczego warto takiej zamiany dokonać.
*liczba aptek ogólnodostępnych w 2020 r. – 12 056, zaś liczba punktów aptecznych w 2020 r. – 1 152 (źródło: bank danych lokalnych GUS https://bdl.stat.gov.pl/BDL/dane/podgrup/tablica).
** Z danych PARPA G1 wynika, że liczba punktów sprzedaży napojów alkoholowych przeznaczonych do spożycia poza miejscem sprzedaży (sklepy) w 2020 r. to – 81 941 (źródło: Badanie PARPA G1 http://www.parpa.pl/images/file/Zestawienia%20statystyczne%202020.pdf). Z danych GUS wynika, że 2019 r. było 3446 sklepów z napojami alkoholowymi (Rynek wewnętrzny w 2019 r. https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ceny-handel/handel/rynek-wewnetrzny-w-2019-roku,7,26.html)
Anna Puchacz-Kozioł – radca prawny z Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych
Prof. dr hab. Andrzej Falkowski – psycholog biznesu, kierownik Katedry Psychologii Ekonomicznej i Biznesu Uniwersytetu SWPS. Zajmuje się psychologią marketingu i reklamy, bada zachowania konsumenckie z uwzględnieniem strategii marketingowych w aspekcie poznawczych i motywacyjnych elementów percepcji reklamy i lojalności wobec marki. Jest również redaktorem i autorem wielu publikacji i artykułów naukowych z zakresu psychologii poznawczej i psychologii stosowanej w dziedzinie zachowań konsumenckich i wyborczych.
Fot. Tom Sodoge, Unsplash.com
Mogą Cię zainteresować:

Dodaj komentarz