Wielu rodziców dzieci i nastolatków codziennie zastanawia się, jak przetrwać. Co robić, aby w domu zapanował spokój? Gdzie podział się nasz spokojny maluch i kiedy zamienił się w człowieka, którego nie poznajemy? Rozmawiamy z lek. Sarą Fakhari, rezydentką psychiatrii.
Redakcja: Skąd się bierze agresja u dzieci?
Sara Fakhari: Chciałabym, abyście spojrzeli na agresję trochę inaczej. Bardzo bliski jest mi sposób spojrzenia Małgorzaty Musiał, pedagożki, która jest dla mnie przykładem w zrozumieniu tego trudnego tematu. Na Jej opinii i wykładach będę się dzisiaj opierać. Gosia definiuje i rozróżnia agresję od przemocy. Jak mówi, agresja jest to pewien rodzaj energii, która pomaga nam przekraczać nasze różne ograniczenia: dbać o swoje granice i troszczyć się o nie. Na co dzień często mylona jest z przemocą. Agresja od przemocy różni się znacznie.
Czym?
Agresja jest siłą, która bardziej wypływa z naszych emocji, pojawiają się na gorąco. Jej celem nie jest krzywdzenie drugiej osoby, tylko obrona siebie samego. Bardzo często jestem na równym poziomie z druga osobą, jeżeli chodzi o nasze siły, możliwości i zasoby. Być może jestem ciut słabsza, mniejsza, delikatniejsza. Nie bazuje na sile fizycznej. Natomiast intencją przemocy jest wyrządzenie krzywdy drugiej osobie, która bierze się z bardziej racjonalnych niż emocjonalnych przesłanek. Zakłada przewagę – jestem wyżej od ciebie w hierarchii, albo jest nas więcej, np. kilku na jednego. To rozróżnienie może wprowadzić bardzo dużo spokoju do naszego obcowania z agresja. Bardzo dobrze ukazuje to, co widzimy na co dzień u naszych dzieci, które zmagają się z emocjami.
Czyli agresja jest nam potrzebna?
„Żeby ludzie potrafili pokojowo załatwiać swoje sprawy, to muszą się nauczyć obsługiwać swoja agresję. I nauczyć się, że mają ją w sobie i jest nam potrzebna. Czym więcej będziemy się z nią obchodzić, tym lepiej nauczymy się nad nią panować” – mówi Gosia Musiał.
Skąd w takim razie się ona bierze?
Joachim Bauer w książce „Granice bólu” mówi, że agresja nie jest popędem, a ewolucyjnym mechanizmem motywacyjnym, którym dbamy o swoja potrzebę przynależności. Jeżeli czuje, że gdzieś nie przynależę i nie jestem częścią grupy, to ewolucyjnie chce do niej przynależeć, bo jak odłączę się od grupy, to nie mogę przetrwać. Dawno temu ludzie żyli w stadach, razem zbierali się przy ogniu, stawiali opór dzikim zwierzętom. Siła człowieka tkwiła w grupie, przesądzała o życiu. Jeżeli czuję, że gdzieś nie przynależę, to zrobię wszystko, aby do niej powrócić.
Dobrze, ale co możemy zrobić z tą wiedzą we współczesnym świecie?
Jeżeli widzimy człowieka, który zachowuje się agresywnie, to spójrzmy na to tak, że być może chce przynależeć do jakiejś grupy, być może, także jak mówi Jesper Juul, „nie czujemy się tak wartościowi dla ważnych dla nas osób, jak byśmy chcieli. Czyli te osoby mogą o nas myśleć, że jesteśmy wartościowi. Mogą nas kochać i potrzebować. Ale być może nie potrafią tego przekazać tak, żebyśmy to czuli”.
Ok, ale czy to znaczy, że mamy pozwolić naszemu dziecku być agresywnym?
Można spojrzeć na agresję jako na konstruktywną albo destrukcyjną. Może nam ta agresja służyć albo nie. Nie służy nam wtedy, kiedy przekaz, który ze sobą niesie, nie zostanie odczytany przez osoby, do których jest kierowany. Rodziców, nauczycieli. Jeżeli przekaz nie zostanie odczytany, to agresja nie znika. Zostaje przekierowana do środka, albo wzrasta. Energia nie znika, potrzebuje coś z nią zrobić. Może to prowadzić do depresji, autoagresji, itd. Konstruktywna pojawia się wtedy, kiedy potrafię odczytać komunikat mojego dziecka. Umiem go zauważyć i nazwać. Wrócić do tego, co się stało. Nauczyć się rozładowywać emocje. Aby zmniejszyć poziom agresji paradoksalnie musze nauczyć się odczytywać komunikaty i wiedzieć, co z nimi dalej robić. Myślę, że taka perspektywa w kontekście zachowań naszych dzieci pozwoli nam trochę inaczej spojrzeć na to, co robimy i czego oczekujemy.
Co w tej sytuacji zrobić? Jak nauczyć się odczytywać komunikaty mojego dziecka?
Zaczynając od początku, bo moim zdaniem bardzo wiele problemów z agresją bierze się z nieumiejętności nazwania swoich emocji i adekwatnego radzenia sobie z nimi. Bowiem człowiek używa tego, co zna i rozumie. Jeżeli nastolatek nie nabył pewnych umiejętności jako dziecko, to ciężko, aby potrafił ich używać teraz. Zapytajcie się siebie samych, jak się czujecie? Jakie uczucia wzbudził w was początek tej rozmowy. Czy potraficie nazwać więcej niż 5 emocji? Sposób dotychczasowego wychowania nie sprzyjał zdrowiu psychicznemu. Zrozumieniu własnych potrzeb i uczuć. Zacznijmy od tego, co czujemy i jak się to nazywa. Często okazuje się, że jest to bardzo trudne. I samo nazwanie uczuć zmienia bardzo wiele.
Zatem, aby radzić sobie z agresją dziecka, najpierw powinniśmy pracować nad sobą?
W wychowaniu dziecka najtrudniejsze może być nauczenie się panowania nad samym sobą, zrozumienie siebie samego i naprawa własnych krzywd i umiejętności. Jeżeli sami tego nie zrobimy, nie wychowamy „zdrowych” dzieci. Nie wierzę w agresywne dzieci odklejone od otoczenia. Nie wierzę w dzieci sprawiające „problemy wychowawcze”, które wychowywane są w bezpiecznym i dobrym dla niego środowisku. Być może jest to niewygodna prawda, natomiast podpisuję się pod nią obiema rękami.
Jak w takim razie porozumieć się z nastolatkiem?
„Jakość dialogu między dorosłym i dzieckiem polega na woli i zdolności do obrony swojego punktu widzenia oraz do wysłuchania głosu drugiej strony. Jeśli natomiast punkt widzenia i wzajemne życzenia będą tylko krytykowane i sprowadzane do zera, to z dialogu zrobi się walka, a z niej nie wyniknie na pewno nic konstruktywnego. I to niezależnie od tego, czy będzie prowadzona w sposób cywilizowany, czy nie. Zarówno ten, kto ją wygra, jak i ten, kto przegra, będą na końcu tak samo samotni – i to jest jedyny możliwy do przewidzenia jej rezultat.” – kolejny cytat Jespera Juula.
Proszę pamiętać, że dzieci są naszym lustrem. Jeżeli sami nie potrafimy panować nad własną agresją i nie okazujemy im szacunku, skąd pomysł, że one będą traktowały nas w inny sposób? Jeżeli dopuszczaliśmy się przemocy, gdy nasz nastolatek był mniejszy, i uważaliśmy, że jest ok, skąd w nas teraz złość, że on używa narzędzia, które sami mu poddaliśmy? Jeżeli teraz mierzymy się z konsekwencjami swoich wyborów, zastanówmy się, co możemy teraz zrobić. Czasu nie cofniemy. Możemy jednak zmienić nasze przyzwyczajenia i zweryfikować nasze prawdy.
A co z dziećmi, o których często mówi się, że są „rozpuszczone”, „bezstresowo wychowywane”, mają „wszystko”?
Kolejny raz posłużę się cytatem: „Dziecka nie da się rozpieścić dawaniem mu za dużo tego, czego naprawdę potrzebuje. Rozpieszczone dzieci to te, które nie potrafią zaakceptować słowa NIE. Liczą, że ich życzenia będą natychmiast spełniane – i zachowują się roszczeniowo. Jednak tak rozwijają się tylko te dzieci, które dostają za dużo tego, co niepotrzebne.”
Rozumiem, że to, co mówię, może być bardzo nie w smak dużej części odbiorców. Bardzo często w swojej praktyce zawodowej spotykam się z tym, ze ludzie oddają nam człowieka pod opiekę i mówią „macie, naprawcie i oddajcie” – nie widzą swojego wkładu w zdrowienie dziecka. Bez uznania swojej odpowiedzialności za sytuację panującą w domu nie ma szans na zdrowienie. Aby doszło do porozumienia, musimy zacząć od zrewidowania swoich oczekiwań i wzięcia odpowiedzialności za swoje zachowania. Koniec kropka.
Z perspektywy rodzica: Wiem już, że zrobiłam/em źle. Dziecko jest agresywne. Co dalej?
Nie ma jednej prostej odpowiedzi na to pytanie. Dobrze byłoby się zastanowić, jaka skala przemocy bądź agresji występuje w naszym domu. Jak daleko sięga nasz brak umiejętności komunikacji. Na co my mamy umiejętności i siły? Z pustego i Salomon nie naleje. Żeby zacząć cos zmieniać, musimy mieć zasoby na zmiany. Dobrze byłoby zastanowić się nad tym, jak sami się czujemy. Co my czujemy w związku z tą sytuacją.
Bardzo często widzę, że łatwiej nam jest jak znajdziemy winnego. Chciałabym podkreślić, że odpowiedzialność za relację rodzic-dziecko leży po stronie rodzica. To my jako osoby dorosłe powinniśmy dbać o to, jak ona wygląda. I to od nas powinny zaczynać się zmiany. Czy pomoże nam jednak obwinianie się? NIE. To nie chodzi o to, żeby żyć teraz w poczuciu beznadziei. Chodzi o to, aby nauczyć się czegoś nowego. Żeby nabrać umiejętności. Jako dzieci chodziliśmy do szkoły. Niestety, nie było tam kursu o emocjach. Choć powinien być.
Gdzie zatem szukać pomocy?
Coraz większa świadomość społeczna powoduje, że powstaje coraz więcej kursów dla rodziców. Chociażby kurs pozytywnej dyscypliny, prowadzony przez Agnieszkę Gołąbek, który bardzo polecam. Daje on realne umiejętności i pozwala zweryfikować nasze tezy. Istnieje też grupa facebookowa „Rodzice nastolatków” prowadzona przez Agnieszkę, na której zawsze możemy dostać wsparcie i wiele punktów widzenia.
Natomiast jeżeli nasz problem jest tak głęboko osadzony, że mamy poczucie, że nie mamy umiejętności radzenia sobie z własnymi uczuciami, a pójście na kurs jest dla nas niewystarczające, to dobrze byłoby skorzystać z terapii.
Czy poza udaniem się na terapię możemy coś jeszcze zrobić?
Poza kursem pozytywnej dyscypliny, o którym mówiłam wcześniej, i fantastycznymi książkami oraz podcastami Gosi Musiał mogę też serdecznie polecić wielokrotnie przytaczanego tu przeze mnie pedagoga Jespera Juula, który poświęcił swoje życie terapii dzieci i rodzin. Napisał wiele wartościowych książek, które zmieniają ogromnie punkt widzenia i podejście do rodzicielstwa: „Życie w rodzinie”, „Nie z miłości”, „Nastolatki – kiedy kończy się wychowanie”.
Bardzo dziękujemy za rozmowę.
Dziękuję.
Sara Fakhari – lekarz psychiatra w trakcie specjalizacji. Pracuje w Ośrodku Leczenia Uzależnień dla Dzieci i Młodzieży, Poradni Leczenia Uzależnień i Poradni Zdrowia Psychicznego, Klinice Psychiatrii w Białymstoku oraz DIALOGu. Ukończyła studia w języku angielskim na Uniwersytecie Komenského w Bratysławie, przez rok pracowała w Wiedniu w oddziale neurologii oraz w Warszawie w szpitalu Tworkowskim.
Dodaj komentarz