Wychowywał się w pełnej rodzinie, ale przyznaje, że rzadko ktokolwiek z dorosłych był obok niego. – Wychowywało mnie podwórko, najważniejsi byli koledzy. Oni pili ciągłe, a ja musiałem pić z nimi. Inaczej byłbym sam – opowiada Jarek, któremu po latach ryzykownego picia udało się wyhamować w porę.
Alkohol od piaskownicy
Jarek ma dziś 27 lat. Kiedy był dzieckiem, jego mama pracowała na trzy zmiany, ojciec podobnie. Nie ma rodzeństwa, jednak żył w rozbudowanej społeczności małego miasta, w której sąsiedzi zastępują opiekunki do dzieci i towarzystwo. – Wracałem ze szkoły i szedłem do jednej sąsiadki na obiad, potem siedziałem przed blokiem z chłopakami. Jak byliśmy młodsi, zerkała na nas inna sąsiadka. Potem jak podrośliśmy, wszyscy dorośli interesowali się tylko tym, czy udało nam się w jednym kawałku dotrzeć do domu – opowiada Jarek.
Jak twierdzi, miał dobry dom i dobre relacje z rodzicami, jednak rodzice poświęcali mu za mało czasu i uwagi. – Gdybym nie siedział z chłopakami pod blokiem, to bym siedział przed komputerem. Nie było takiego czegoś, że razem coś byśmy robili. Rodzice zazwyczaj byli zbyt zmęczeni, pytali tylko o oceny i czy nie brakuje mi pieniędzy, książek, ubrań. Więc siedziałem z chłopakami i mogliśmy robić, co chcemy. Oni w końcu zaczęli pić alkohol – mówi.
Picie piwa weekendami zamieniało się w regularne libacje. Jarek miał 14 lat, kiedy upił się po raz pierwszy. Jak mówi, i tak miał więcej oleju w głowie niż inni jego koledzy. – Potrafiłem się „wymiksować”, kiedy chciałem, ale nie zawsze chciałem. To byli moi kumple, a po jakimś czasie bez alkoholu nie dało się z nimi przebywać. W sumie nigdy się nie zastanawiałem nad tym, co by zrobili, jakbym odmówił. Nie chciałem odmawiać – mówi Jarek.
Między wódką a zakąską
Jednocześnie Jarek nie do końca był taki, jak jego koledzy. Nieźle się uczył, chodził na kółka wyrównawcze z matematyki, interesował się informatyką. Koledzy przynosili do niego zepsute sprzęty lub prosili o pomoc w opanowaniu technologicznych aspektów nowego telefonu lub innego narzędzia. – Poszedłem do technikum i kilku moich kumpli z bloku też. Wtedy widziałem, jak dużo można byłoby się nauczyć, gdyby nie chlanie. Ale tam już się nie dało nie pić. W klasie mieliśmy samych facetów, jak ktoś nie pił, to był „ciota” – mówi Jarek.
W tym czasie Jarek miał typowe doświadczenia dla nastolatków pijących ryzykownie. – Kilka razy mnie przynieśli do domu pijanego totalnie, kilka razy zgubiłem portfel, raz się pobiłem. Na zdrowiu nigdy nie cierpiałem jakoś bardzo, ale z biegiem lat zaczęło mi to przeszkadzać w życiu.
Punkt widzenia Jarka zaczęła zmieniać perspektywa studiowania. – Miałem szansę, żeby się uczyć dalej, a moi najbliżsi koledzy nie. I wybrałem kolegów. To znaczy, nie zrobiłem tego świadomie. Uczyłem się do matury i próbowałem się dostać na studia, ale kiedy się o to starałem, spotykałem się z nimi, choć wiedziałem, że nie wyjdzie mi to na dobre. Wiedziałem, że mam naukę, a jednak siedziałem pod blokiem. Trochę nie chciałem zostawiać ich samych, a trochę sam ich potrzebowałem. Przepiłem ten czas, kiedy mogłem się uczyć i studia nie wypaliły – opowiada Jarek.
Jako młody mężczyzna został w małym mieście z rodzicami i zaczął szukać pracy. – U nas od ręki możesz mieć pracę, ale na budowie. A na budowę – bez flaszki czy piwa chociaż – się nie przychodzi. I znowu to samo, tak jak przed blokiem i tak jak w technikum: żeby tam być, musisz pić. Coraz bardziej mnie to męczyło – mówi Jarek.
Coraz częściej odcinał się od tego typu sytuacji. Zmieniał miejsca pracy. Z jednej strony było mu wygodnie i czuł się bezpiecznie, gdy wszyscy wokół pili – czuł, że ma przewagę. Z drugiej strony czuł, że nie pasuje do tego świata. – Nie miałem pewności czy istnieje społeczeństwo, w którym alkohol jest nieistotny. Miałem zakodowane, że picie jest warunkiem koniecznym. Poza tym miałem czasami uczucie, że ja się do innego, lepszego świata bez alkoholu, nie nadaję – mówi Jarek.
Ryzykowne picie Jarka wciąż prowadziło do kolejnych kłopotów: finansowych, z czasem również zdrowotnych. – Zawalałem różne obietnice wobec bliskich, wiele razy było niezręcznie. Nie mogłem sobie też znaleźć dziewczyny, bo miałem złą opinię pijaka. Osoby, którymi ja byłem zainteresowany, tak mnie postrzegały, a te, które były zainteresowane mną, same miały problem z alkoholem. Czułem, że tak ciągle pijąc, udaję kogoś, kim nie jestem – opowiada.
Dobra decyzja
Jarek z biegiem czasu czuł coraz dotkliwiej, że jego życie nie zmierza w dobrym kierunku. Czuł pustkę i beznadzieję. Codzienność zaczęła być męcząca. – Kiedy kolejny kumpel z przeszłości wylądował na odwyku i kolejny raz nie mogliśmy w firmie normalnie pracować, bo ktoś przyszedł kompletnie pijany, podjąłem decyzję, że sam muszę wyhamować. – mówi Jarek.
Od dwóch lat pije dużo mniej i w tym czasie zdążył nie tylko „przejrzeć na oczy”, ale i założyć własną firmę, która nieźle sobie radzi. – Jak pracowałem na budowach domów, to widziałem, że ludzie szukają kogoś, kto założy im ogródek, położy kostkę brukową. Założyłem jednoosobową działalność, ale teraz już zatrudniam dwóch chłopaków. I wciąż jest to samo – trudno o kogoś, kto w fizycznej pracy przychodzi do niej trzeźwy – komentuje mężczyzna.
Dziś Jarek patrzy na swoje życie i picie alkoholu z zupełnie innej perspektywy. – Zmarnowałem dużo czasu i jakąś tam szansę na inne życie. Ale nie mogę już teraz o tym myśleć. Cieszę się, że udało mi się wyjść z tego okresu mojego życia bez nałogu. Jestem jednym z nielicznych z mojego towarzystwa, któremu się to udało – mówi Jarek. Mężczyzna ograniczył picie i zmienił jego charakter. – Teraz piję tylko towarzysko i bardzo mało, od okazji do okazji – wyjaśnia.
Poprawiły się też jego relacje z rodzicami. Choć kiedy jako chłopak miał kłopoty, bardzo mu pomagali, w dorosłym życiu Jarek nie bardzo wiedział, jak ma układać sobie z nimi relacje. – Teraz widzę te swoje wybryki ich oczami, było mi wstyd i zrozumiałem, na czym im zależy. Zupełnie inaczej teraz rozmawiamy, widzę, że są ze mnie dumni. Wcześniej nie dawali mi odczuć, że jestem dla nich kłopotem, ale teraz dogadujemy się jak równy z równym – wyznaje Jarek.
Przyznaje również, że miał wiele szczęścia w życiu. – To, gdzie się wychowujesz, ma wielki wpływ. To, czy masz akceptację tego środowiska i to, czego ono od ciebie wymaga, jest bardzo ważne. Czujność rodziców i dobre dzieciństwo nie wystarczą, bo nawet jak moi rodzice reagowali, to było za mało, żeby mi zrekompensować kumpli. A potem okazało się, że alkohol jest wszędzie. Jestem wdzięczny, że przejrzałem na oczy.
Fot. Karl Fredrickson, Unsplash.com
Dodaj komentarz