„Gwarantuję, że gdyby w Polsce do tej pory nie było alkoholu na stacjach benzynowych i teraz ktoś wpadłby na pomysł, żeby to zmienić, wszyscy łapalibyśmy się za głowę. Po prostu przyzwyczailiśmy się do naszego statusu quo i przestaliśmy zauważać rozpasaną kulturę picia w naszym kraju”. O skutkach wszechobecnej dostępności alkoholu w Polsce mówi Katarzyna Andrusikiewicz, certyfikowana psychoterapeutka uzależnień i współuzależnienia.
Redakcja: Kiedy dyskutowano o możliwości zakupu alkoholu na stacjach benzynowych padł argument, że to ograniczenie wolności obywateli i przedsiębiorstw. Co pani o tym sądzi?
Katarzyna Andrusikiewicz: To argument osób, które nie mają wiedzy o zagrożeniach, jakie niesie za sobą wszechdostępność alkoholu. Absolutnie się z nim nie zgadzam. Nasz świat kształtują normy, prawa i zakazy. Mamy np. prawo, które zakazuje prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu – tworzymy taką normę i z nią nie dyskutujemy. A jednocześnie oburzamy się, że w miejscu przeznaczonym do uzupełniania zapasów paliwa, nie można się zaopatrzyć w alkohol. To absurd i kuriozum.
Na stacjach benzynowych powinny być produkty, które są potrzebne w podróży. Poza paliwem, np. jedzenie, kawa, może prasa dla pasażerów, artykuły higieniczne, niech nawet będą zabawki. Ale alkohol? Po co?
W sieci widziałam błyskotliwy komentarz, że skoro alkohol na stacjach benzynowych to manifestacja naszej wolności, to dlaczego nie można kupić flaszki na poczcie. Skoro są kolorowanki, batoniki, kalendarze, to czemu nie alkohol?
Tak, to jest ta sama pokrętna logika. Żaden racjonalny argument nie broni alkoholu na stacji benzynowej, ale jeśli taka zmiana kogoś boli, powinien zastanowić się, dlaczego.
Najważniejszą praktyczną odsłoną dostępności alkoholu na stacji jest fakt, że są one czynne zawsze. Wystarczy porozmawiać z pracownikami stacji, by dowiedzieć się, jak wyglądają realia. Od późnych godzin wieczornych do godzin porannych te miejsca to bardziej sklepy monopolowe. Znacznie więcej osób w tych godzinach przychodzi po alkohol niż po paliwo.
Alkohol to nie jest produkt pierwszej potrzeby, który powinniśmy prezentować jako coś, w co można od ręki zaopatrzyć się 24 godziny na dobę. Przeciwnie, to jest używka, która zmienia świadomość. W żaden sposób nie powinna być ona kojarzona ani ze stacją benzynową ani z bezgraniczną dostępnością. Gwarantuję, że gdyby w Polsce do tej pory nie było alkoholu na stacjach benzynowych i teraz ktoś wpadłby na pomysł, żeby to zmienić, wszyscy łapalibyśmy się za głowę. Po prostu przyzwyczailiśmy się do naszego statusu quo i przestaliśmy zauważać rozpasaną kulturę picia w naszym kraju.
Jeśli ograniczony dostęp do alkoholu budzi w nas silne emocje, to znaczy, że nie jest nam on obojętny i być może trudno jest nam się do tego przyznać. Ludzie boją się zmian, nawet jeśli wiedzą, że mogą one przynieść korzyści. Jednocześnie mamy wyuczony mechanizm zamieniania strachu w złość. Podobnie postępujemy ze smutkiem czy wstydem. W ten sposób łatwiej jest wyrzucić z siebie te trudne i niewygodne uczucia. Z psychologicznego punktu widzenia to jest powód, dla którego temat znikania alkoholu ze stacji benzynowych budzi tak duże emocje.
Poza tym należy pamiętać, że dyskusja na ten temat w sejmie jest polityczna. Partie, które bronią alkoholu na stacjach wiedzą, że właśnie to chcą usłyszeć ich wyborcy. Niekoniecznie sami tak uważają. To wszystko jest gra, by wygrać wybory.
A co z argumentem, że jeśli ktoś chce się napić, to i tak to zrobi?
Osoba z uzależnieniem, która potrzebuje alkoholu, znajdzie go. Tak samo, jak osoba z uzależnieniem od narkotyków znajduje dojścia do tych substancji, mimo że są nielegalne. Ale sam fakt, że tworzymy normę, że dana substancja jest nielegalna, niedostępna, uznawana za szkodliwą i niebezpieczną sprawia, że ci, którzy jeszcze nie próbowali, być może nie spróbują. Bo nie dostają tego „pod nos” za przyzwoleniem całego społeczeństwa. Może się zawahają, wystraszą, albo po prostu nie będą mieli okazji. Tworząc taką normę, mamy szansę uchronić młodych ludzi, którzy dopiero kształtują swój światopogląd.
Oferując alkohol na stacjach benzynowych, budujemy w młodych ludziach przekonanie, że skoro coś jest legalne i łatwo dostępne, to znaczy, że nie może być szkodliwe czy niebezpieczne. Bo dlaczego ludzie tworzący prawo, które ma nas chronić, mieliby nas narażać? Młodzi ludzie nie zadają sobie pytania, kto na tym zarabia. Po prostu chłoną ten toksyczny wzorzec.
Na przykład w Kanadzie alkohol sprzedawany jest tylko w miejscach kontrolowanych przez państwo. Nie ma takiej możliwości, by otrzymać licencję i sprzedawać alkohol we własnym sklepie. W związku z tym, aby zaopatrzyć się w alkohol trzeba się w pewnym sensie pofatygować. Oczywiście, ci, którym alkohol jest niezbędny, pofatygują się. Jednak mniejsza dostępność równa się mniejsze ryzyko, że osoby, które nie muszą, nie wypiją, np. spontanicznie za dużo.
W małych miastach, w których nie ma otwartych całodobowo sklepów monopolowych, trzeba się wybrać na stację, jeśli alkoholu zabraknie np. podczas imprezy. Gdyby takiej możliwości nie było, pewnie mniej też byłoby wypadków, czy jednorazowych przedawkowań.
Z pewnością. I jeśli kogoś taka sytuacja, jaką pani opisała, przeraża czy złości, czy też odbiera ją jako ograniczenie swoich praw, to znaczy, że moment, w którym trzeba przestać pić na imprezie jest dla niej frustrujący. A to z kolei świadczy o niezdrowej relacji z alkoholem. Charakterystyczne dla rozwijającego się uzależnienia jest doświadczanie potrzeby „dopicia się”, picia aż do upadłego. Z tego samego powodu uważam, że pomysł wprowadzenia prohibicji między 23 a 6 rano jest bardzo dobry i potrzebny.
Dostępność alkoholu ma bezpośredni wpływ na skalę uzależnień, za którą płacimy wszyscy. Również państwo i my, podatnicy. Skala strat jest olbrzymia. Interwencje medyczne, karetki, bójki, wypadki, wieloletnie terapie, ośrodki odwykowe, przemoc. Zapominamy, że choć alkohol na stacji benzynowej wygląda niewinnie i kusząco, jest za nim bardzo mroczne tło oraz ogrom cierpienia i wydanych pieniędzy,
W jakich miejscach pani zdaniem jeszcze nie powinno być alkoholu?
Zaczęłabym od ograniczenia wydawanych licencji. Powinno być to kontrolowane i sprawdzane, np. ile sklepów czy miejsc ma licencję na sprzedaż alkoholu w danym miejscu w promieniu iluś kilometrów czy w przeliczeniu na ilość mieszkańców. Żeby to było proporcjonalne. Są osiedla, na których jest więcej sklepów monopolowych niż spożywczych.
Uważam też, że w wagonach restauracyjnych w pociągach i na pokładach samolotów alkohol jest zbędny i jest źródłem rozmaitych problemów, które mogą zagrażać bezpieczeństwu nie tylko pijących, ale i współpasażerów.
Oburzające są również promocje na alkohol w dyskontach, np. znana oferta 12 piw plus 12 gratis. Wszystko drożeje, żywność, prąd, a alkohol nie i w dodatku w stałej cenie można go od czasu do czasu dostać dwa razy więcej! To powinno być kontrolowane i ukrócone na mocy ustawy o życiu w trzeźwości.
Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Andrusikiewicz – ekspertka oraz certyfikowana psychoterapeutka uzależnień i współuzależnienia, a także psycholog z ponad 12-letnim doświadczeniem klinicznym. Prowadzi konsultacje eksperckie w zakresie diagnostyki wszystkich rodzajów uzależnień, współuzależnienia oraz syndromu DDA. Jest absolwentką studiów psychologicznych (ścieżka kliniczna) na Uniwersytecie SWPS w Warszawie oraz Studium Terapii Uzależnień w Instytucie Psychologii Zdrowia PTP w Warszawie. Uzyskała z wyróżnieniem certyfikat Specjalisty Psychoterapii Uzależnień i Współuzależnienia (PARPA nr 1762)
Dodaj komentarz