Czy wśród pacjentów uzależnionych od alkoholu są takie osoby, którym nie da się pomóc? Czy istnieją pacjenci niewyleczalni? To pytania, które budzą wiele emocji i niektórzy mogą je nawet uznać za kontrowersyjne. Praktyka terapeutyczna wskazuje, że warto takie pytania zadawać. Twierdzenie, że terapia uzależnień może być skuteczna w każdym przypadku, wydaje się być niezgodne z doświadczeniem klinicznym i po prostu niezasadne. Terapeuta, który uważa, że może pomóc każdemu, wykazuje się brakiem terapeutycznej pokory i trudnością w uznaniu granic swoich kompetencji. A to może być pierwszym krokiem do nadużyć, których w procesie terapeutycznym być nie powinno. O tym, czy zdarzają się uzależnieni od alkoholu pacjenci, którym nie da się pomóc, rozmawiamy z Elżbietą Grabarczyk-Ponimasz.
Redakcja: Czy wszystkim uzależnionym pacjentom terapia jest w stanie pomóc?
Elżbieta Grabarczyk-Ponimasz: To bardzo trudne pytanie. Odpowiedź w dużej mierze zależy od tego, w jaki sposób zdefiniujemy słowo „pomóc”. Czy za skuteczną pomoc uznamy to, że pacjent będzie zdolny do całkowitej abstynencji od alkoholu? Pewien mój znajomy terapeuta miał zwyczaj mówić, że wszyscy przestają kiedyś pić, a niektórym uda się się to za życia. A może pomocą będzie ograniczenie spożywanej ilości i częstotliwości sięgania po alkohol do poziomu, a tym samym strat powodowanych piciem? Wszak normy opracowane przez WHO określają bezpieczne ilości alkoholu, które można spożyć bez uszczerbku dla zdrowia. Więc może pomoc wiązałaby się ze zmotywowaniem pacjenta do przestrzegania takich norm? To mógłby być taki program minimum.
Jeżeli picie alkoholu uznamy natomiast za objaw głębszych trudności, to pomaganie łączyłoby się ze zidentyfikowaniem problemów, które leżą u podłoża uzależnienia, i próbą zmiany na tym poziomie. Nie wszystkie osoby zgłaszające się do ośrodków i poradni są zainteresowane pracą terapeutyczną na tym pogłębionym poziomie. Natomiast terapeuta może pracować z pacjentem – po pierwsze – na tym poziome, na jakim znajdują się jego zawodowe kompetencje, ale przede wszystkim, na jaki pozwoli pacjent, jego zasoby i ograniczenia. Cele i obszary terapii wszak zawsze powinny być ustalone w porozumieniu z osobą, która przyszła po pomoc.
Czy motywacja pacjenta ma znaczenie?
Oczywiście. Trzeba przecież wziąć pod uwagę fakt, że motywacje osób, które zgłaszają się na terapię, są bardzo różne. Począwszy od najpłytszej motywacji zewnętrznej związanej z presją otoczenia, czyli rodziny, pracodawcy lub z wyrokiem sądu, poprzez tę związaną z poniesionymi na skutek uzależnienia stratami, aż po motywację wynikającą z zaniepokojenia swoim stylem życia i pragnienia poprawy jego jakości. W przypadku podjęcia terapii pod presją chęć realnej zmiany nawyków niesłużących zdrowiu jest zazwyczaj mniejsza niż w przypadku pacjentów, którzy rozpoczynają proces terapeutyczny motywowani pragnieniem zmian w swoim życiu. Choć oczywiście każda motywacja będzie dobra, jeżeli do takich zmian doprowadzi.
Mówi Pani o tzw. motywacji wewnętrznej do leczenia?
Tak, choć nie jestem zwolenniczką mitu motywacji wewnętrznej jako warunku powodzenia terapii. Jednak praca terapeutyczna z pacjentem, który chce zmian i dostrzega sens takiej pracy, jest zdecydowanie bardziej satysfakcjonująca (i dla pacjenta i dla terapeuty), jest tez bardziej celowa. Nie da się zmienić na siłę kogoś, kto zmiany nie chce i nie widzi w niej sensu ani korzyści.
Pacjentowi, który nie chce terapii i przychodzi do poradni jedynie dlatego, że boi się wizyt kuratora, sprawdzającego zaświadczenia o obecności na zajęciach grupy, nie da się pomóc w tym znaczeniu, że nie podejmie on wysiłku związanego z realną pracą nad zmianą swoich przekonań, nawyków, stylu życia czy choćby unikaniem znajomych osób albo miejsc będących wyzwalaczami głodu alkoholowego i zwiększającymi ryzyko nawrotu. Takie osoby usiłują „markować”, pozorować terapię, ale zazwyczaj nie są w nią zaangażowane. Pojawiają się na sesjach grupowych lub indywidualnych niesystematycznie i często po prostu przerywają uczestnictwo, „znikają” z terapii, aby czasami pojawić się po kilku miesiącach lub latach, gdy nacisk rodziny lub prawa znów je do tego skłoni.
Niestety członkowie rodzin osób z uzależnieniem czasami otrzymują „porady”, aby taka osobę ubezwłasnowolnić i umieścić w ośrodku lub na grupie, jakby sam pobyt miał magicznie zdziałać cuda. To dzieje się jednak bardzo rzadko. Tak więc jedną z grup pacjentów, którym nie da się pomóc, są ci, którzy tej pomocy po prostu nie chcą.
Czyli warto uświadamiać bliskich, że sam pobyt w placówce nie ma sensu?
Nie tylko bliskich chorej osoby, ale i samego pacjenta. Jednak są sytuacje, kiedy ma on bardzo głęboki sens. Trzeba wziąć pod uwagę, że czasami pobyt na oddziale czy w ośrodku to kwestia życia i śmierci. Uzależnienie bywa tak głębokie i dewastujące zdrowie pacjenta, że znalezienie się przez niego w placówce po prostu ratuje mu życie.
Jak to można rozumieć?
W warunkach ambulatoryjnych nie byłby w stanie utrzymać abstynencji nawet przez krótki czas. Nawet wtedy, gdy kontynuowanie picia zagrażałoby bezpośrednio jego życiu. A tak się dzieje w w przypadku grożących krwawieniami żylaków przełyku, wrzodów żołądka czy uszkodzonej wątroby.
W wielu przypadkach również, obniżone na skutek długoletniego picia, możliwości poznawcze pacjentów będących w chronicznej fazie uzależnienia nie pozwalają im na przyswajanie i opracowywanie informacji czy inną aktywność poznawczą, której wymaga wgląd w swoje funkcjonowanie. Trudno w ich przypadku mówić o psychoterapeutycznej pracy nad sobą. Tu sukcesem jest to, że pacjent nie pije przez czas pobytu w placówce, nie pogłębiając destrukcji swojego organizmu. Czy tym osobom nie da się pomóc? Jeśli pomoc będziemy utożsamiać z pogłębiona pracą o charakterze psychoterapeutycznym, to rzeczywiście, będzie ona bardzo utrudniona, jeśli nie niemożliwa. Jednak jeżeli pomoc zdefiniujemy jako poprawę jakości życia pacjenta i zapewnienie mu przeżycia, to jak najbardziej – tym pacjentom też możemy pomagać.
Czy są zatem pacjenci, którym terapia nie pomaga?
Uważam, że terapia może nie być skuteczna w przypadku pacjentów z głębokimi zaburzeniami osobowości, zwłaszcza o charakterze socjopatycznym. Przyjęcie takich osób do grupy terapeutycznej w poradni lub do społeczności terapeutycznej w ośrodkach stacjonarnych uznałabym za błąd w sztuce. Powiedziałabym, że terapia grupowa w ich przypadku jest niewskazana. Dlatego tak istotne wydają mi się wstępne konsultacje, podczas których kompletowany jest skład grup.
Dlaczego?
Takie osoby nie są w ogóle zmotywowane do zmian, pracy terapeutycznej. Mają natomiast destrukcyjny wpływ na funkcjonowanie grypy i demoralizujące oddziaływanie na innych pacjentów. Nie interesują się współpracą, mają skłonność do tworzenia grupowego podziemia z antynormami, które służą podtrzymaniu nałogu. Łamią abstynencję w trakcie terapii i bywają skuteczne w ukrywaniu tego faktu. W trakcie terapii uczą się jedynie lepiej manipulować i skuteczniej ukrywać swoje postępowanie.
Dziękuję za rozmowę.
Elżbieta Grabarczyk-Ponimasz – psycholog z ponad 20-letnim doświadczeniem w pracy terapeutycznej i szkoleniowej, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień i mediatorka. Autorka e-booków oraz licznych artykułów popularyzujących wiedzę z zakresu psychologii i psychoterapii. Przez kilkanaście lat pracowała w Ośrodku Rehabilitacyjnym dla Uzależnionych od Substancji Psychoaktywnych „Wapienica” w Bielsku-Białej. Współpracowała z Młodzieżowym Ośrodkiem Rehabilitacyjnym Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności w Kazuniu-Bielanach oraz Krótkoterminowym Ośrodkiem Leczenia Terapii i Rehabilitacji Uzależnień w Warszawie Stowarzyszenia MONAR. Doświadczenie zdobywała również w poradniach i oddziałach szpitalnych. Uczestniczyła w różnorodnych projektach dotyczących promowania zdrowia psychicznego oraz przeciwdziałania przemocy i dyskryminacji. Prowadzi własną praktykę terapeutyczną. Udziela wsparcia osobom znajdującym się w kryzysowych momentach życia i borykającym się z zaburzeniami nerwicowymi, depresją oraz uzależnieniami i współuzależnieniem.
Dodaj komentarz