„Moje kłopoty w relacji z alkoholem zaczęły się kilka miesięcy po tym, jak urodziłam dziecko. Natomiast tak ogólnie teraz dopiero widzę, że moje prawdziwe kłopoty trwały od zawsze”, mówi Renata. Ma 45 lat i 8-letniego syna, z którym mieszka. Po kilku latach zmagania się z depresją i uzależnieniem stanęła na nogi.
Poczucie osamotnienia
Czas po urodzeniu dziecka był dla Renaty trudnym okresem. Zrezygnowała z pracy w korporacji, by zająć się maluszkiem, jednak szybko okazało się, że po macierzyńskim nie będzie miała do czego wracać. “Pierwsze pół roku po porodzie jakoś zleciało, nawet się cieszyłam z tego wszystkiego. Mały był zdrowy, dobrze się rozwijał. Jednak po 8 czy 9 miesiącach koleżanki powiedziały mi, że słyszały plotki o redukcji etatów i że podejrzewają, że osoby, które odeszły na macierzyński, nie będą miały czego szukać w firmie. Plotki te się potwierdziły. Zostałam na lodzie i nie miałam siły na mocowanie się z szefostwem, choć wiem, że ich zachowanie jest niezgodne z prawem”.
„Z dnia na dzień czułam, że jestem coraz bardziej sama. Mój mąż nic nie zmienił w swoim życiu, a ja musiałam przystosować się do nowej rzeczywistości. Czułam, że on żyje w swoim świecie, a ja w swoim. Czułam się fatalnie z tym, że nie mam pracy, czułam, że jestem bardzo samotna. Tak jakbym straciła wszystko, co było do tej pory stabilne, czyli małżeństwo i pracę. Nagle wszystko się zmieniło i wylądowałam w domu z niemowlakiem, w bałaganie, z nadwagą i totalną pustką w głowie” – wspomina Renata.
Wtedy Renata wyjątkowo zatęskniła za odrobiną oddechu, za ulgą. Chciała jak dawniej móc napić się do kolacji, wypić z mężem wino. Widziała w tym jakiś promyk nadziei na normalność. „Na początku to były tylko wieczorne drinki, które miały mi pomóc się odprężyć. Ale szybko stało się to moim sposobem na ucieczkę od smutku i frustracji” – dodaje. Kiedy postanowiła odstawić dziecko od piersi, myślała, że to niewielka cena za chwilę wytchnienia. „Pomyślałam, że skoro już nie karmię, to mogę się napić. Alkohol był dla mnie odskocznią, a w mojej głowie pojawiła się myśl, że zasługuję na to, by się zrelaksować” – mówi.
Narastająca frustracja i depresja
W miarę jak dni mijały, Renata zaczęła odczuwać coraz głębszy smutek. „Czułam się wyczerpana, jakby każda najmniejsza czynność wymagała ode mnie niewyobrażalnego wysiłku. Wstawałam z łóżka z trudem i całymi godzinami leżałam, nie mając siły na nic” – relacjonuje. Była wiecznie przemęczona, drażliwa, a na jej twarzy coraz częściej gościły łzy. „Ciągle płakałam. Pamiętam, jak zamykałam się w łazience i płakałam pod prysznicem, czując się okropnie, słysząc, jak mój syn woła mnie z drugiego pokoju. Czasem przemycałam do łazienki alkohol. To był najgorszy moment, bo czułam, że zawodzę go jako matka” – mówi.
Renata miała wyrzuty sumienia, gdy słyszała płacz syna, ale nie mogła znaleźć w sobie siły, by zareagować. „Czułam się, jakbym była w pułapce. Im bardziej się zamykałam, tym trudniej było mi z tego wyjść. Wstydziłam się swojego problemu i przez kilka miesięcy unikałam szukania pomocy” – opowiada. Jednak po pewnym czasie, kiedy stało się jasne, że nie wytrzyma już dłużej, Renata zdecydowała się na wizytę u psychiatry. „To była jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu, ale wiedziałam, że muszę coś zmienić. Nie mogłam już tak dłużej żyć”.
Tak naprawdę aż do tego momentu Renata nie widziała swego problemu w alkoholu. Dopiero, kiedy lekarz zapytał o jej nawyki związane z alkoholem, zapaliła jej się czerwona lampka. “Wiedziałam, że nie powinnam pić, gdy biorę antydepresanty, wiedziałam, że wtedy leczenie niewiele da. Na początku było to dla mnie oczywiste, że odstawiam alkohol, ale dopiero, gdy podjęłam tę próbę zorientowałam się, jakie to dla mnie trudne. Walczyłam, ale przyznałam się przed lekarzem do swojego kłopotu na jednej z kolejnych wizyt. Polecił bym poszła na psychoterapię. Jeszcze wtedy nie byłam na to gotowa”.
Decyzja o rozwodzie
Kiedy Renata i jej mąż podjęli decyzję o rozwodzie, poczuła, że to moment, który zmieni jej życie. „Rozwód właściwie był roszczeniem mojego męża. To on zainicjował tę rozmowę, a ja nie miałam odwagi podjąć tej decyzji sama. Bałam się życia bez niego, mimo że nie byłam szczęśliwa” – wyjaśnia Renata. Mimo że marzyła o wolności, nie potrafiła wyobrazić sobie, jak będzie wyglądała jej przyszłość. „To była dla mnie ogromna zmiana, a ja byłam zagubiona. Ale paradoksalnie to był dla mnie bodziec do działania. Uświadomiłam sobie, że nie mogę liczyć na nikogo. Muszę wziąć życie w swoje ręce” – przyznaje. Zakończenie małżeństwa dało jej poczucie wolności, dodało jej odwagi. „Poczułam, że mogę decydować o sobie i o swoim dziecku. Tak jakby w końcu zrobiło się miejsce w moim życiu dla mnie. Byłam zdeterminowana, by być lepszą matką i postanowiłam pójść na terapię”.
Rozwód przebiegł bezproblemowo. Renata skupiła się na sobie i swoim synu. „Z każdym dniem czułam, że jestem coraz silniejsza. Remont mieszkania, który zaczęłam robić razem z synem po tym, jak wyprowadził się mój mąż, był dla mnie odskocznią. Spędzaliśmy wspólnie czas, a przy tym świetnie się bawiliśmy” – opowiada. Te wspólne chwile sprawiły, że Renata zaczęła odzyskiwać radość z życia.
Nowe życie
Wkrótce Renata podjęła też decyzję o nowej pracy. Postanowiła poprowadzić własny butik internetowy. „To było coś, co zawsze sprawiało mi radość. Moda, stylizacja – dawało mi frajdę robienie zdjęć ubraniom i pokazywanie ich w mediach społecznościowych. Nie chciałam wracać do korporacji, gdzie czułam się jak trybik w maszynie, więc postanowiłam spróbować”. Pomysł okazał się trafiony. “Może nie zarabiam dużo, ale wystarcza mi to. Poza tym codziennie z ochotą i bez lęku zajmuję się swoją pracą”.
Dzięki terapii Renata nauczyła się dbać o swoje potrzeby i stawiać granice. “Zrozumiałam, że moje kłopoty zaczęły się wcześniej, kiedy byłam bardzo młoda. Weszłam w życie z poczuciem, że jestem gorsza i muszę zasłużyć na miłość, szacunek i uznanie. Z tego powodu drżałam o to, czy mój mąż mnie nie odrzuci, albo nie zdradzi, kiedy urodziłam dziecko i moje ciało się zmieniło. I z tego powodu w pracy też dawałam się wykorzystywać. Szłam w życiu utartymi ścieżkami, niby bezpiecznymi, wierząc, że trzeba doceniać to, co zsyła nam los. Tak jakby wszystko, co się człowiekowi przytrafia było jakimś darem… Teraz jestem wdzięczna za to, że moje życie tak się właśnie potoczyło i że w końcu rozwinęłam skrzydła”.
Dodaj komentarz