Problemem uzależnienia od substancji psychoaktywnych jest problemem społecznym. Proszenie osoby uzależnionej o podjęcie terapii często jest nieskuteczne. Występujące mechanizmy zakłócają osobie uzależnionej możliwość realnego wglądu w sytuację, czego konsekwencją byłoby podjęcie działania na rzecz wyjścia z nałogu. Odpowiadając na potrzeby osób szukających pomocy dla swoich bliskich, zapytaliśmy mecenasa Mariusza Stankiewicza o kwestię przymusowego leczenia.
Redakcja: Panie mecenasie, czy w swojej praktyce spotyka się Pan z osobami, które szukają pomocy dla swoich bliskich, którzy są uzależnieni?
Mecenas Mariusz Stankiewicz: W mojej praktyce spotykam się głównie z osobami, które wiedzą, że powinny coś zrobić, ale są jeszcze niezdecydowane. Dlatego ich działanie często właśnie kończy się na zasięgnięciu porady. Zazwyczaj boją się konsekwencji we wzajemnych relacjach z osobą, której chcą pomóc. Ze smutkiem muszę podsumować, że mało kto robi to w odpowiednim czasie. Największy impuls jest w momencie, kiedy coś się wydarzy (np. wypadek, popełnienie przestępstwa, skrajne zaniedbanie najbliższych). Przez długi czas panuje przyzwolenie na pewien stan, który powoli się pogłębia. Dużo osób wie, że powinni podjąć jakieś kroki, ale póki jeszcze konsekwencje uzależnienia mieszczą się w jakichś akceptowalnych ramach, zwlekają licząc, że wszystko się naprawi samo. Bierna postawa to coś, co może nas kosztować później bardzo dużo emocjonalnie, jeżeli nic z tym nie zrobimy. Może nie do końca przykład dotyczy osób uzależnionych, ale spotkałem się w swojej praktyce z rodzicami, którzy wiedzieli, że ich syn cierpi na bardzo poważna chorobę psychiczną i nie bierze leków, które go jakoś stabilizowały. Rodzice, powodowani miłością do syna, i pewnie też własnym cierpieniem, nie zdobyli się przez długi czas na to, aby go zmusić do leczenia.
Jak to się skończyło?
Skończyło się tragedią – chłopak usiłował zabić swojego przyjaciela, bo opacznie zrozumiał słowa jego byłej dziewczyny. Myślał, że ona prosi go o „pomszczenie jej”. Ten skrajny przykład podaję dlatego, że chcę uzmysłowić, że pasywne podejście niczego nie rozwiąże. Obawa przez popsuciem relacji też nie może być argumentem, bo te relacje zazwyczaj już są nadszarpnięte. Spotkania na sali sądowej w tego typu sprawach odbywają się moim zdaniem za późno, wcześniej można było zrobić wiele więcej, nawet jeżeli to głównemu zainteresowanemu się nie podoba.
Mówi Pan, że pasywne podejście nie przynosi skutków. W jaki sposób można działać?
Jeżeli osoba, która potrzebuje pomocy nie chce w ogóle podjąć leczenia (np. osobiście nie widzi takiej potrzeby – wypiera uzależnienie) albo nie jest w stanie sama się zdyscyplinować do podjęcia leczenia, istnieją środki przymusowe. Osoby najbliższe mogą zwrócić się o pomoc w tej sprawie do Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych lub nawet do prokuratora, żeby instytucje te złożyły wniosek o skierowanie na przymusowe leczenie przez sąd. Wnioski takie składa się w przypadku gdy osoby, które w związku z nadużywaniem alkoholu powodują rozkład życia rodzinnego, demoralizację małoletnich, uchylają się od obowiązku zaspokajania potrzeb rodziny albo systematycznie zakłócają spokój lub porządek publiczny, kieruje się na badanie przez biegłego w celu wydania opinii w przedmiocie uzależnienia od alkoholu i wskazania rodzaju zakładu leczniczego. Wnioski złożone osobiście będą odrzucone, nawet jeżeli stwierdzi się, że są podstawy do ich stosowania. Szczególnie Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych jest dosyć dobrze przygotowana do procedowania takich wniosków i pomogą w skompletowaniu niezbędnej dokumentacji. Każdy dowód, na podstawie którego można ustalić, że dana osoba ma problem alkoholowy, który oddziałuje na życie jego i jego bliskich, jest dobry. Często przed Sądem trzeba będzie przeprowadzić również dowód ze świadków. Komisja zgromadzi odpowiednią dokumentację, zaprosi też wcześniej na rozmowę osobę, której wniosek ma dotyczyć, i przedstawią o co chodzi oraz przeprowadzą rozmowę terapeutyczno – wychowawczą.
Co w przypadku, gdy główny zainteresowany nie będzie chciał współpracować?
Jeżeli główny zainteresowany nie będzie chciał współpracować, a istnieją podstawy do skierowania na przymusowe leczenie, komisja skieruje wniosek do sądu. Do prokuratora udałbym się w drugiej kolejności, gdyż Ci jednak większy priorytet kładą na zajmowanie się sprawami dotyczącymi przestępstw, które trafiają na ich biurka, więc to może wydłużyć cały proces, a i współpraca może być trudna. Z prokuratorem bliżej bym współpracował, gdyby chodziło o osobę uzależnioną, której dotyczy jakieś postępowanie karne, gdzie pokrzywdzonym jest bliski członek rodziny albo osoba z jego otoczenia.
Występują jakieś środki zabezpieczające?
W ramach postępowań sądowych można wobec podsądnych stosować środki zabezpieczające. Są nimi: elektroniczna kontrola miejsca pobytu; terapia; terapia uzależnień; pobyt w zakładzie psychiatrycznym. Pokrzywdzony może wtedy kłaść nacisk na to, że cała sprawa ma swoje źródło w uzależnieniu i wskazać w ten sposób sądowi, że oprócz kary potrzebne są jeszcze dodatkowe rozwiązania. Jeżeli podsądny (uzależniony) chce się dobrowolnie poddać karze lub uzgodnić jej wymiar, często elementem ustępstwa z jego strony w zakresie kary może być właśnie np. obowiązkowe poddanie się leczeniu, które jest obwarowane sankcjami, jeżeli ten się do nich nie zastosuje. To jest dość silny środek motywujący, aby taka osoba wystrzegała się szkodliwych dla niego i innych zachowań.
Panie mecenasie, co by Pan powiedział osobie, która aktualnie rozważa podjęcie decyzji o przymusowym leczeniu?
Takiej osobie powiedziałbym: nie ma na co czekać. Tak, nikt nie chce przymuszać osób najbliższych i „donosić”. To kwestia lojalności i honoru. Oczywiście pojmowanych w bardzo opaczny sposób. Bardzo często osoby uzależnione będą miały do nas pretensje, może pojawić się złość, unikanie kontaktu. Ale czy te emocje już się nie objawiają w postaci agresji albo wręcz przeciwnie – kompletnego zobojętnienia i apatii? Wszystko to wynika z głębokiego poczucia wstydu. Problem zostanie nazwany, a osoba z uzależnieniem zostanie obnażona i to częściowo wobec osób obcych. Nie będzie mogła udawać względem świata zewnętrznego, że u niej wszystko jest w najlepszym porządku. To co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, to w końcu moja prywatna sprawa, prawda? No właśnie nie. Osoba uzależniona utrudnia nam swoim zachowaniem życie, pudrując problem czy stawiając sprawę klasycznie: „To moja prywatna sprawa”. Nie ma czegoś takiego. Dopóki jest rodzina, dopóki są osoby, z którymi ta osoba stworzyła silne więzi i relacje, nie ma czegoś takiego jak „moja prywatna sprawa”. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest ważniejsze: urażona duma osoby z uzależnieniem, czy zdrowe relacje w rodzinie?
Dziękuję za rozmowę.
Adwokat Mariusz Stankiewicz – zajmuje się rozwiązywaniem sytuacji konfliktowych w sądach. Kiedy jednak nie ma widoków na wzajemne ustępstwa, pomaga doprowadzić spór do końca. Reprezentuje swoich klientów w sądach, głównie gospodarczych. Prowadzi również obrony w sprawach karnych, kiedy trzeba występuje w roli oskarżyciela. Prowadzi ze wspólnikiem kancelarię adwokacką w Warszawie.
Fot. Unsplash.com
Dodaj komentarz