Skip to main content
rodzeństwo DDA
22 listopada 2021

rodzeństwo DDAHistoria Moniki i Tomka pokazuje, że wychowanie w jednym domu może pociągać za sobą różne konsekwencje. Ich ojciec pogrążał się w chorobie alkoholowej, pił na oczach dzieci. Każde z nich poukładało sobie życie w inny sposób. Choć ciężar dzieciństwa dźwigają do tej pory.

 

Monika opowiada, że dzieciństwo jej i jej brata nie było różowe. O ile przez pierwsze lata nie dostrzegała w zachowaniu rodziców nic niepokojącego, o tyle we wspomnieniach ze szkoły podstawowej pojawiają się przebłyski pijącego dość stereotypowo ojca.

– Mam poczucie, że większość osób z mojego pokolenia ma częściowo podobne wspomnienia. Blokowisko z wielkiej płyty, spotkania rodziców ze znajomymi w dużym pokoju. I czysta wódka. Ale pewnie to jakieś jednorazowe obrazki z dzieciństwa. W moim przypadku z kolei dość wyraźne. Tata był niezwykle głośny, mama z kolei cichutka. Pamiętam, że każda taka impreza to było popisywanie się nami, że tacy podobni do siebie, a tacy inni. I ciągłe napięcie, że zostaniemy zawołani do salonu, jak małpki w zoo. Z kolei następnego dnia musieliśmy uważać na wszystko – ton głosu, każdy ruch. Niezależnie od tego, jak się zachowaliśmy, zazwyczaj i tak było coś nie tak.

W opowieści Moniki kształtuje się obraz dwójki dzieciaków, które inaczej reagowały na sytuację. Dziewczyna przyznaje, że poddawała się temu, była bierna i pozwalała się „przygniatać”. Mówi jednak, że jej brat dość szybko zbudował wokół siebie obronny mur. Buntował się, stawiał, stawał w jej obronie.

– Był taki etap, kiedy nas to bardzo poróżniło. Tomek próbował wytłumaczyć mi swój punkt widzenia, w jego ocenie jedyny i słuszny. A ja tłumaczyłam, że nie może tak ostro. Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, nikt nas tego nie nauczył. Każde z nas reagowało inaczej, a nie było nad nami nikogo, kto wziąłby nas za ręce, poprowadził i ukoił nasze emocje.

Monika przyznaje, że czuła ogromny żal i złość na swoją mamę, która przez lata nic nie zrobiła.

– Nie rozumiałam, jak można tkwić u boku mężczyzny, który jest ciężarem. Mama wszystko robiła sama, próbowała trzymać za dużo sznurków – pracę, dom, ojca, nas. Finał był taki, że w pewnym momencie wszystko się rozpadło. Nie chcę powiedzieć, że to jej wina, jestem przekonana, że było jej ciężko. Ale nigdy nie dała sobie szansy, aby jej pomóc.

Wejście w dorosłość

Tomek wyjechał z domu od razu po maturze. Udało mu się załatwić pracę dorywczą w Anglii. Przyznał zresztą po czasie, że wyjechałby nie mając nic na oku, bo jego celem było odcięcie się od rodziców. Monika została w poczuciu obowiązku. Miała to szczęście, że mogła studiować w mieście, w którym mieszkała.

– Myślę o sobie, że byłam cyborgiem. Szkoła, dom, potem jeszcze dorywcza praca. Nakręcałam się jednocześnie w pretensjach do Tomka, no bo przecież „jak on mógł mnie zostawić”? Na głowie pijący ojciec i coraz bardziej nieporadna matka. Czułam, jak się staczam emocjonalnie w jakąś otchłań, bardzo chciałam, aby ktoś wyciągnął do mnie rękę, a jednocześnie miałam pretensje do świata, że nikt tego nie robi. Żeby była jasność – nie sygnalizowałam tego. Po prostu w mojej głowie kłębiły się coraz to nowe myśli.

Jednocześnie Monika podkreśla, że nie potrafiła tego bólu, który w niej siedział, wykrzyczeć. Choć przez cale dotychczasowe życie obserwowała Tomka i zazdrościła mu umiejętności stawiania granic i mówienia o swoich uczuciach, ona nie umiała wydusić z siebie słowa. Często chciała wykrzyczeć ojcu lub mamie swoją złość albo przytulić się w gorszym momencie, ale nigdy tego nie zrobiła. Budowała coraz grubszy mur, jednocześnie będąc grzeczną, podporządkowana i dbającą o rodzinę „córeczką”.

Dość niespodziewanie Monika trafiła do szpitala i ta wizyta – jak twierdzi – pomogła jej zrozumieć wiele rzeczy.

– Kiedy zasłabłam w pracy, zarekomendowano mi kilkudniowy pobyt w szpitalu i jak to się mówi, generalny przegląd. Okazało się, że mam spore niedobory i jestem skrajnie wyczerpana. Było mi już wówczas wszystko jedno. Marzyłam o tym, aby zasnąć i odpocząć od codzienności, obowiązków i rozwiązywania problemów. Nie chciałam już myśleć o rachunkach, receptach, zobowiązaniach mamy, jej nieporadności, piciu ojca i jego długach. Czułam, że ta ogromna kula mnie przygniotła. Tym, co trzymało mnie przy życiu była ogromna złość, jaką czułam na myśl o Tomku.

Proces terapeutyczny

Monika przyznaje, że kilka razy przeszła jej przez myśl terapia, ale w tej przygniatającej kuli, która kilkakrotnie pojawia się w opowieści dziewczyny, niezwykle ciężkim składnikiem był wstyd.

– Wtedy, w tym szpitalu, poczułam, że jest mi wszystko jedno, że chcę wszystko z siebie wyrzucić, nic nie czuć. Albo wyrzucić to, co czuję, aby poczuć coś nowego, innego.

Udało się skontaktować Monikę z psychologiem i zorganizować konsultację jeszcze w czasie jej pobytu w szpitalu. Dziewczyna podkreśla, że było to niezwykle uwalniające.

– Opowiadałam pani psycholog historię mojego życia i czułam się, jakbym po kolei zdejmowała z siebie warstwy. Jakbym szła w stronę światła. Nie wiem, ile to trwało, pewnie kilka godzin, ale nie czułam presji, tylko coraz większy spokój. Poczułam, że jestem gotowa, aby się z tym wszystkim mierzyć. Ale jak tylko wyszłam ze szpitala poczułam, że tracę grunt pod nogami.

Monika podjęła wówczas decyzję o telefonie do Tomka. Brat dość szybko pojawił się w rodzinnych stronach.

– Tomek mnie utulił i powiedział, że czekał na mój telefon. Wynajął pokój w hotelu i spędziliśmy razem cały weekend. Nie rozmawialiśmy ze sobą bardzo długo, ale okazało się, że to nie jest aż takie trudne. Teraz wiem dlaczego – Tomek był kilka kroków przede mną. Miał za sobą terapię, potrafił mówić o tym, co czuje, obserwował wiele rzeczy z perspektywy czasu. Ja była m w tym procesie świeża. I nigdy nie miałam takiej wewnętrznej siły, jak on.

Wszystkie te wydarzenia zaowocowały decyzją o podjęciu terapii.

– Miałam poczucie, że stawiam pierwsze kroczki w dorosłości. Rodzicom wcale o tym nie powiedziałam, bo czułam, że mi nie pozwolą. Choć miałam prawie 30 lat, wciąż czułam się „uwiązana”. Ale czułam, że mam oparcie w Tomku. Nauczyłam się do niego dzwonić, rozmawiać z nim. Coraz bardziej brakowało mi go tu, w Polsce, i całkiem niedawno po raz pierwszy odważyłam się wsiąść w samolot i polecieć, zostawić rodziców.

Monika podsumowuje swoje dotychczasowe uczestnictwo w terapii, jako uwalniające.

– Teraz wiem, że mogę wiele. Nie jestem jeszcze gotowa, aby całkiem tupnąć nogą, wyprowadzić się i żyć po swojemu, ale fakt, że wyjeżdżam na weekend z domu albo czasem mówię ojcu „nie”, jest dla mnie ogromnym osiągnięciem i postępem. Już nie jestem bezradna i wierzę w to, że kiedyś dorosnę.

Fot. Christian Vasile, Unsplash.com

Zostaw swój komentarz:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mogą Cię zainteresować:

Grupa ludzi trzymających się za ręce

Bliskie „mijania” i „spotkania” – zajęcia grupowe dla młodych dorosłych

Młodzież podczas warsztatów

Nabór do programu „Parasol” – nieodpłatne warsztaty dla młodzieży i rodziców

Kobiety podczas spotkania grupowego

Przemoc dzieci wobec dorosłych – grupa dla matek

Nastolatek w szarej bluzie z kapturem patrzy w obiektyw

Grupa socjoterapeutyczna dla młodzieży – 2023/2024

The owner of this website has made a commitment to accessibility and inclusion, please report any problems that you encounter using the contact form on this website. This site uses the WP ADA Compliance Check plugin to enhance accessibility.