Budowanie związku, kiedy człowiek jest młody i nie ma żadnych obciążeń ani zobowiązań, jest oczywiście ciężką pracą. Ale nijak się ma do sytuacji, gdy spotykają się ludzie po przejściach, z licznymi trudnościami i ogromem pracy do wykonania przed sobą. Tak o swojej relacji mówią Marta i Karol. Oboje są trzeźwymi alkoholikami. Poznali się na spotkaniach wspólnoty AA. Poznajcie ich historię.
MARTA
– Mam 34 lata i jestem alkoholiczką.
Tak przedstawia się Marta. Uśmiechając się od ucha do ucha.
– Trudno z dumą opowiadać o drodze, którą się przeszło. Towarzyszy temu niezmiennie, nawet po kilku latach niepicia, wstyd. Jednak z dumą mówię o tym, kim jestem i gdzie jestem. I jaką osoba się stałam. Bo moja przeszłość mnie ukształtowała. Teraz siebie lubię, szanuję, uważam się za wartościową osobę. Ale widocznie, aby dojść do tego punktu musiałam pokonać takie, a nie inne przeszkody.
Marta pochodzi z małego miasta na południu Polski. Jak sama o nim mówi – nic szczególnego. Blok z wielkiej płyty, dzieciństwo spędzone na trzepaku. Opowiada, że pamięta siebie jako dziecko pełne energii, robiące kilka rzeczy na raz. Dziś twierdzi, że pewnie powiedziano by o niej, że miała ADHD. Nikt jednak wtedy nie diagnozował dzieci w żadnym kierunku, a na pewno nie miał czasu, by opiekować je indywidualnie. Dlatego to, co Marta wspomina z dzieciństwa najbardziej, to próba okrzesania jej potencjału i włożenia w sztywne ramy. By była taka, jak inne dzieci. Normalna. Typowa.
– Dlatego zaczęłam pić. Z bezsilności, z wku*wu na świat, w ramach buntu. Czułam, że nie mogę być sobą. Teraz mając 34 lata wiem, że wystarczyło odpowiednio pokierować moją „osobowością”, ale prościej było próbować mnie tępić. Alkohol sprawiał, że było mi łatwiej mieć cały świat „w d….”. Będąc pod wpływem byłam swobodniejsza, wolniejsza, mogłam żyć po swojemu – co i tak robiłam – ale nie słysząc wyrzutów sumienia, że odstaję, że się wyróżniam.
Na terapię, najpierw indywidualną, później grupową i wreszcie na spotkania AA trafiłam, bo byłam zmęczona. Nigdy nie upijałam się na umór. Raczej było to podtrzymywanie pewnego poziomu upojenia, coś na kształt bycia na wiecznym rauszu. Ale nie mogłam poradzić sobie z natłokiem myśli, to był jeden wielki bałagan i poczułam, że jest mi potrzebna pomoc, by to ogarnąć. Tam poznałam Karola i dodatkowo wiele się zmieniło.
KAROL
– Mam 42 lata i jestem alkoholikiem. – mówi Karol z pełną powagą, spokojem, ciepłem. Tak jakby chciał przekazać, że jeśli jesteśmy w tym samym miejscu, to jest ok, możemy sobie wzajemnie pomóc.
– Nigdy na początku, po przedstawieniu się, nie wiem co powiedzieć. Jestem autystykiem. Radzę sobie w życiu nieźle, zawsze sobie nieźle radziłem. Ale nigdy nie rozumiałem swoich trudności. Byłem dzieckiem wycofanym, potrafiłem się skupić na jednej rzeczy, którą robiłem. Słyszałem po kątach, że jestem problematyczny, flegmatyczny, pewnie mało inteligentny. Takie szpileczki, które – może pojedynczo nie bolały – ale przy większej ilości potrafiły wycisnąć łzę. No właśnie – facet, który płacze? Bez jaj, coś na pewno jest z nim nie tak. Im byłem starszy, tym było trudniej. Alkohol dawał ulgę. Dalej pracowałem, mierzyłem się ze społeczeństwem, ale wiedziałem, że wieczorem zażyję „lekarstwo” i zasnę spokojnie. Przyklejono mi łatkę outsidera, dziwaka. Poszedłem do Pani terapeutki wypełniony smutkiem. Z tym chciałem sobie poradzić. Nie z piciem, a z niezrozumieniem, z potrzebą bycia usłyszanym. Samo wejście w sytuację społeczną, jaką jest wizyta w gabinecie psychoterapeuty, w sytuacji, gdy całe życie otaczają cię stereotypy, jest niezwykle niekomfortowa. Ale trafiłem na mojego anioła, osobę, która zobaczyła we mnie człowieka – bo tak poczułem się chyba pierwszy raz w życiu. Pomogła mi przejść przez wszystkie diagnozy i… odżyłem. Kiedy okazało się, że jestem osobą w spektrum, że są narzędzia, które pomogą mi lepiej się czuć i funkcjonować na co dzień, a alkohol wcale nie jest mi potrzebny. Zacząłem chodzić na spotkania AA z wdzięczności, z poczucia misji, żeby innych podnieść na duchu swoją historią. Tam poznałem Martę i jeszcze więcej się zmieniło.
MARTA I KAROL
Para poznała się 4 lata temu na spotkaniach grupy AA. Ona, energiczna, uśmiechnięta, szczęśliwa, że wychodzi w swoim życiu na prostą. On – skupiony, poważny, milczący.
– Po prostu zaiskrzyło. A potem poczuliśmy oboje ogromne ciepło. Wzajemne zrozumienie dla swoich sytuacji. W naszym kręgu AA opowiadamy swoje historie, co jakiś czas do nich wracamy i mówimy o niektórych wydarzeniach z innej perspektywy, analizujemy na nowo – by wyciągnąć wnioski dla siebie, ale podzielić się nimi też z pozostałymi członkami grupy. Jesteśmy skrajnie różni, ale głęboko, tam, gdzie najniższe warstwy fundamentu, jesteśmy tacy sami. Oboje mierzyliśmy się z totalnym niezrozumieniem, samotnością, smutkiem, poczuciem bycia nieszczęśliwymi. I to chyba sprawia, że tak doskonale się zrozumieliśmy. Wiemy, czym jest alkoholizm, jak działa, żadne z nas – stereotypowo – nie mieszkało na dworcu, ale oboje musieliśmy zmierzyć się z chorobą. – mówi Marta.
– Taki związek jak nasz, to praca na wielu płaszczyznach. Pierwszą jest praca nad sobą w kontekście alkoholu. To już zawsze będzie jakiś „temat”. Może nie priorytetowy w naszym życiu, ale taki, który odcisnął wyraźne piętno na przeszłości. To też praca nad sobą w obszarze budowania poczucia własnej wartości, pewności siebie – czegoś, czego obojgu nam brakuje. A co za tym idzie – w relacji łatwo o niezrozumienie czy skrzywdzenie lub poczucie bycia skrzywdzonym. To też ciągła praca z emocjami. Ja mam znacznie większą trudność niż Marta, by je nazywać, a zwłaszcza okazywać. Kłócimy się o to, bywa niezręcznie, czasem bardzo. Wreszcie jest obszar wspólny, czyli naszej emocjonalnej bliskości, którą też trudno nam zdefiniować, bo żadne z nas nie miało „normalnej” przeszłości i zdrowych wzorców. Boimy się, nie ufamy, uciekamy. A w tym wszystkim jest jeszcze codzienność – praca, prowadzenie domu, bo od dwóch lat wynajmujemy wspólnie mieszkanie. Tu też jesteśmy inni. Jestem typowym programistą – milczkiem sprzed komputera. Marta pracuje w agencji PR i wszędzie jej pełno. To bywa mieszanka wybuchowa. – śmieje się Karol.
– Ale bardzo się kochamy. I jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Chcielibyśmy powiększyć rodzinę, ale paraliżuje nas strach. To że poznaliśmy się w AA jest dla nas wyjątkowe, ponieważ ta grupa, wciąż zmieniająca się, ale jednak stała, jest też naszym oparciem i rodziną z wyboru. Dają nam siłę, której czasem – choć jest nas dwoje – nie mamy. – mówi Marta.
– To, co chcielibyśmy przekazać światu dzieląc się naszą historią, to wiara i nadzieja. Jesteśmy przekonani, że to co spotyka nas w życiu na co dzień, jest po coś i z jakiegoś powodu. Z każdej takiej sytuacji można nie tyle wyciągnąć dobro, ile lekcję. Taką życiową. – dodaje Karol.
– A ja chciałabym dodać, żeby się nie bać. Stawiać czoła trudnościom, temu, co dzieje się w naszych głowach, temu, co możemy usłyszeć, czy z czym przyjdzie się mierzyć. Bo zmierzenie się przynosi ulgę. Uwalnia. I moje doświadczenie jest takie, że nigdy człowiek nie jest do końca w tym sam. Warto zawalczyć o siebie. – kończy Marta.
Dodaj komentarz