Doświadczanie zespołu abstynencyjnego jest jednym z osiowych objawów uzależnienia od alkoholu. Na Oddział Leczenia Alkoholowych Zespołów Abstynencyjnych (OLAZA) trafiają osoby, które wymagają interwencji profesjonalistów. Krzysztof Chmielewski jest pracownikiem tego oddziału, pełni funkcję specjalisty psychoterapii uzależnień. Dzięki szczerej rozmowie, mogliśmy dowiedzieć się, jak wygląda praca terapeuty od kulis.
Redakcja: Jak długo pracujesz na tym oddziale?
Krzysztof Chmielewski: Pracuję tutaj ponad 12 lat. Czasem wydaje mi się, że widziałem już „wszystko” do czego może doprowadzić nadużywanie alkoholu, ale niestety wciąż zdarza mi się zaskoczyć. Na oddziale spotykam osoby z różnymi historiami życiowymi, jest jednak wspólny mianownik, który określa wszystkich leczących się – to ogromne cierpienie, którego doświadczają na co dzień. Nieistotne, czy jest to cierpienie fizyczne, czy co gorsza – cierpienie duszy, kiedy człowiek skonfrontuje się z kawałkiem destrukcji, która była pokłosiem nadużywania alkoholu. To cierpienie dotyka całych systemów rodzinnych. Żony, mężowie, córki, synowie… odwiedzają naszych podopiecznych często kosztem swojego wolnego czasu i zdrowia psychicznego. Mają jednak nadzieję, że tym razem coś się odmieni, a pobyt bliskiego okaże się tym ostatnim.
Czy to znaczy, że są pacjenci, którzy kilkukrotnie trafiają na odział?
Oczywiście. Czasami bywa tak, że pacjent słyszy od lekarza negatywne rokowania na temat stanu zdrowia, a nawet życia. Bywa, że lekarze walczą całymi tygodniami o polepszenie ich stanu. To doświadczenie niestety nie sprawia, że pacjenci ochoczo podejmują terapię uzależnień. Nawet w tak krytycznych momentach zaprzeczają swojemu uzależnieniu i mówią, że poradzą sobie bez wsparcia. Słysząc takie słowa odpowiadam, że samemu to można przepłynąć basen, ale ocean już jest trudniej… Potrzebna jest łódź, odpowiednie przygotowanie – wsparcie. Tłumaczę, że warto prosić o pomoc. Pracuję nad obniżeniem ich wstydu i jednocześnie lęku. Wzbudzam ambiwalencję w pacjentach, staram się skupić ich myślenie na zyskach, które potencjalnie mogą osiągnąć dzięki utrzymywaniu abstynencji. Mimo wielu oddziaływań, zdecydowana większość pacjentów nie podejmuje dalszego leczenia, bo mechanizmy uzależnienia są zbyt silne, żeby się przez nie przebić w trakcie krótkiego pobytu w oddziale.
Co to za mechanizmy?
Mam na myśli w szczególności mechanizm iluzji i zaprzeczeń, to on odpowiada za motywację do leczenia. Można go po prostu określić jako samooszukiwanie się, które dotyczy konkretnie nadużywania alkoholu i utrzymywania abstynencji. Część pacjentów twierdzi, że w ogóle nie pije alkoholu lub pije go bardzo mało i rzadko – minimalizują. Jednocześnie bywa, że są to osoby, które zostały przywiezione przez karetkę pogotowia, ponieważ miały napad padaczki poalkoholowej. Pacjenci zaniżają ilości wypijanego alkoholu, obwiniają innych… Liczą też na to, że powrót do pracy, wspomnienia z detoksu czy wyjazd za granicę sprawi, że nie będą sięgać po alkohol. Część pacjentów liczy też na to, że następnym razem napiją się tylko trochę i odzyskają kontrolę. Sposobów samooszukiwania się jest mnóstwo. Wszystko sprowadza się do tego, że dzięki takiemu myśleniu wracają do picia. Potrzeba sporo czasu i działań terapeutycznych, żeby człowiek uzależniony zaczął postrzegać rzeczywistość taką, jaka ona jest, a nie taką przypudrowaną, zakłamaną i nieprawdziwą.
Powiedziałeś na początku, że mało jest już w stanie potencjalnie ciebie zaskoczyć. Rozwiń to proszę.
Mam na myśli różne historie pacjentów, często mrożące krew w żyłach i budzące współczucie… Ktoś chciał skoczyć z bloku, ktoś groził, że się powiesi, kogoś rodzina szukała, żeby go zawieźć do szpitala… Brak krytycyzmu odnośnie swojego spożywania alkoholu, mimo ogromnych szkód w różnych obszarach życia. W swojej pracy kieruje się empatią i etyką, bo wiem, że pracuję z ludźmi uzależnionymi, którzy potrzebują pomocy. Niekiedy na oddział trafiają osoby w początkowej fazie zespołu abstynencyjnego i zachowują się niesytuacyjnie. Bywają agresywni, tracą kontakt z rzeczywistością, mówią i robią rzeczy nieadekwatne do miejsca i sytuacji, w których się znaleźli. Zdarzenia, które w codziennej rzeczywistości można by uznać za dziwne, zastanawiające lub straszne, w oddziale są swego rodzaju normą.
Co trafia najbardziej do pacjentów?
Nie ukuwam, że to jest trudne pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z mojej perspektywy nie ma złotego środka. Jeden przestraszy się swoich wyników enzymów wątrobowych, a drugi zrozumie, że krzywdzi rodzinę. Najważniejsze, żeby w ogóle zaczął się zastanawiać, jak jego picie wpływa na obszary życia.
Detoks to tak naprawdę krótki, ale bardzo ważny moment w życiu człowieka uzależnionego: moment, w trakcie którego może podjąć decyzję, odmieniającą jego dalsze losy – a wbrew pozorom nie jest to takie łatwe. Podczas sesji staram się zajrzeć do ich świata i pokazać, że można żyć inaczej. Jeżeli to się uda – wtedy jestem zadowolony, czuję satysfakcję i spełnienie. Rozmowy bywają trudne, ponieważ pacjenci nieświadomie bronią się przed wszelkimi informacjami, mogącymi zachwiać ich nałogowym tokiem myślenia. Zdarzało się, że po kilku latach spotkałem pacjenta, który powiedział, że zapamiętał coś, co powiedziałem, a co go skłoniło do zmiany. Jak się okazuje, są to czasem zdania, które powiedziałem mimochodem, tak hasłowo nawet, a dla danego człowieka było to ważne. Przypominam sobie wtedy przypowieść o rozgwiazdach, którą większość osób ze środowiska terapeutycznego zapewne zna. Konkluzja jest taka, że każdy dobry uczynek jest ważny i dzięki temu świat staje się lepszy.
Jak praca wpływa na ciebie i co robisz, żeby uniknąć wypalenia?
Na pewno ważną sprawą jest dobry zespół współpracowników, z którymi można porozmawiać na temat poszczególnych pacjentów, bądź trudnych sytuacji, które miały miejsce w oddziale. Ja mam taki zespół. Codziennie mamy odprawy i obchody, w trakcie których dzielimy się nawzajem tym, co na daną chwilę jest dla nas ważne. Wyrobiłem też w sobie taką zasadę, że nie zabieram pracy do domu – w większości przypadków to mi się udaje, chociaż nie zawsze.
Niekiedy pomocne jest rozładowanie fizyczne, np. poprzez porządki domowe lub poprostu zajęcie się czymś, co nie ma kompletnie związku z praca zawodową. W moim przypadku sprawdza się również poświęcanie czasu rodzinie, w której mam ogromne wsparcie. W pracy z drugim człowiekiem niezmiernie ważna jest terapia własna, żeby nie dochodziło do przenoszenia w relacji z pacjentem starych, niekonstruktywnych lub krzywdzących schematów osobistych terapeuty. Ja przeszedłem psychoterapię i dzięki temu mam świadomość różnych swoich ograniczeń, schematów zachowań wyniesionych z dzieciństwa itd. Nie wykluczam też, że kiedyś znowu podejmę psychoterapię dla higieny psychicznej.
Chciałbyś coś przekazać osobom, które planują leczenie bądź aktualnie są w terapii?
Każdy człowiek w swoim życiu, choć raz, znalazł się w obliczu kryzysu – to normalne. Kryzysy mijają, można im skutecznie położyć kres. Zawsze warto szukać rozwiązania, poprawy swojej sytuacji. Szukać tych pozytywnych stron, możliwości i nie skupiać się tylko na cierpieniu. To nadzieja sprawia, że podejmujemy działanie – wiara w to, że nam się uda. Zawsze warto zadbać o siebie, bo dopóki serce bije w człowieku – nigdy nie jest za późno.
Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Chmielewski: Psycholog, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień, psychoterapeuta w trakcie certyfikacji.
Dodaj komentarz