Skip to main content
trzeźwa alkoholiczka
2 stycznia 2023

trzeźwa alkoholiczkaAnna ma 45 lat, jest dyrektorem w sektorze publicznym. Niedawno obroniła tytuł doktora nauk technicznych. Stanowisko pracy, jakie obejmuje, wymaga dokładności i odporności na stres. Niejednokrotnie musiała podejmować decyzje obciążone dużym ryzykiem odpowiedzialności, nie tylko za losy firmy, ale również jej samej. Anna jest uzależniona od alkoholu. Poznajcie jej historię.

Redakcja: Czy mogłaby Pani opowiedzieć o swoich pierwszych kontaktach z substancjami psychoaktywnymi?

Anna: Historia jakich zapewne wiele. Miałam 18 lat gdy po raz pierwszy spożywałam alkohol. To były moje osiemnaste urodziny. Moi rodzice opuścili nasze mieszkanie, żebym mogła zrobić kameralną imprezę. Nie sądziłam, że będzie, aż tak kameralna! Z kilkunastu zaproszonych osób przyszły raptem dwie koleżanki. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Nie skłamię, gdy powiem, że właściwie to nie byłam zbyt lubiana. (smutnieje) Gdy moi rówieśnicy nawiązywali nowe przyjaźnie, ja siedziałam w książkach i się uczyłam. Czułam dużą presję rodziców. Według nich musiałam być najlepsza. Na każdą piątkę w dzienniku reagowali pytaniem ,,dlaczego nie szóstka?’’. Gdy mówiłam im, że dostałam najwyższą ocenę wśród moich klasowych rówieśników, widziałam ich uśmiech i zadowolenie. Jednocześnie nigdy mnie nie pochwalili za włożony trud. Później już sama weszłam w schemat bycia prymusem, jakby to definiowało, jakim człowiekiem jestem. Gdy odnosiłam jakieś małe porażki na ścieżce edukacyjnej wpadałam w lament, jakby moje życie miało się za chwile skończyć. Trudny czas. (smutnieje).

Wracając do tej pierwszej inicjacji alkoholowej – upiłam się wtedy koszmarnie. Wymiotowałam do tego stopnia, że rodzice, po przyjściu do domu, położyli mnie w pozycji bezpiecznej, aby uchronić mnie przed udławieniem własnymi wymiocinami. Najdziwniejsze było, że po tej sytuacji wcale nie miałam awersji do alkoholu, wręcz przeciwnie – chciałam spróbować ponownie.

Jak później wyglądało Pani picie?

Miałam ogromne poczucie kontroli, wewnętrznej kontroli. Dlatego wiedziałam, że moje eksperymentowanie z alkoholem musi być skrupulatnie zaplanowane. Najpierw nauka, później wykonywanie wszystkich zobowiązań, a dopiero później mogłam myśleć o tym, jak i gdzie się upiję. Nigdy nie piłam publicznie, nie zniosłabym informacji o tym, że ktoś mógłby widzieć mnie pod wpływem. Miałam poczucie, że to nie wypada, a szczególnie właśnie mi – tej idealnej. I tak mijały lata.

Nikt nie widział, że mam problem. Skończyłam studia z wyróżnieniem, później znalazłam swoją pierwszą pracę. Mam wrażenie, że stres i presja towarzyszyły mi od czasu, kiedy byłam niemowlakiem. Pewnie już wtedy czułam, że muszę zacząć najwcześniej chodzić z całej rodziny, albo czytać czy pisać. (śmieje się) No cóż, przywykłam do tego, ale też jednocześnie coraz częściej sięgałam po alkohol w celu poczucia ulgi. I tak balansowałam między stanem ogromnego napięcia i rozluźnienia, które dostarczała mi butelka ginu. Któregoś dnia wracając z pracy miałam stłuczkę.

Co się wtedy stało?

Mam wrażenie jakby wtedy cały wszechświat dawał mi znaki, że mam problem z alkoholem i powinnam się nim zająć. Ja to jednak wypierałam. Miałam wtedy ok. 30 lat. Piłam codziennie po pracy. W samochodzie miałam alkomat, żeby móc bezpiecznie dojechać do niej. Bezpiecznie brzmi komicznie. Ja trzeźwa nie byłam nigdy, po prostu wtedy bywałam chwilowo pozbawiona promili. W każdym razie miałam swoje rytuały.

Mieszkałam wtedy naprzeciwko lasu. Lubiłam tam parkować. Po pracy patrzyłam wtedy na otaczającą mnie zieleń, piłam alkohol i paliłam papierosy jeden za drugim. Taki był mój tamtejszy sposób na relaks.

Nie byłby to jakiś niezwykły dzień, gdyby nie fakt, że jadący z naprzeciwka samochód uderzył w bok mojego. Przyjechała policja. (zamyśla się) Tłumaczyłam się, że mój pojazd był wyłączony, że ja w tym samochodzie tylko siedziałam i… piłam. No w każdym razie kierowca tamtego samochodu skorzystał z okazji, żeby nie ponieść konsekwencji. Straciłam wtedy prawo jazdy. Nigdy się do tego nikomu nie przyznałam. W pracy udawałam eco-bizneswoman. Do pracy docierałam rowerem, mówiąc przy tym niewybredne komentarze do swoich nieszanujących środowiska kolegów z pracy. Otaczając się ludźmi, wciąż czułam się niesamowicie samotna.

Sięgałaś po alkohol również z poczucia samotności?

Zdecydowanie. Zawsze chciałam mieć przyjaciół, takich prawdziwych. Nigdy nie miałam problemu, żeby nawiązać kontakt, ale za to miałam trudność z podtrzymaniem relacji. Dlatego ludzie pojawiali się i znikali z mojego życia. Czułam wewnętrzny ból, że kobiety w moim wieku mają mężów, tworzą stałe relacje… Dzieci nigdy im nie zazdrościłam, bo nie odczuwam potrzeby ich posiadania.

Chciałam mieć partnera, czuć się kochana i kochać… Pijąc włączałam sobie często smutną, romantyczną muzykę. Płakałam przy niej i użalałam się nad sobą. Robiłam coś, na co nie mogłam pozwolić sobie w pracy – tam musiałam być zawsze silna i stanowcza. Dużo się zmieniło od momentu, gdy poznałam Daniela.

Co się wtedy zmieniło?

Właściwie to on zasiał we mnie ziarno, które kiełkowało. Któregoś dnia stwierdził, że jestem uzależniona. Ja oczywiście to wyparłam śmiejąc się z niego, ale coś we mnie pracowało. Gdzieś wewnętrznie czułam, że może mieć rację. Poznaliśmy się w pracy, całe szczęście był z konkurencyjnej firmy. Zaczęliśmy się spotykać regularnie, oczywiście na pierwszych randkach wino lało się strumieniami. Dziwił się bardzo, ile potrafię wypić. Mówił, że mam wyjątkowo ,,mocną głowę’’. Nie wiedział przy tym, że gdy się odwracał, podpijałam jeszcze więcej. W każdym razie chyba przez to nie traktował mnie poważnie. Bardziej jako potencjalną rozrywkę, niż kobietę, z którą można spędzić resztę życia, albo chociaż jego część. Po pewnym czasie miał dość, bo ile można w taki sposób spędzać czas. Nie widziałam sensu w pójściu razem do kina czy do teatru, nawet do kawiarni, skoro mogliśmy przecież spędzać ten czas pijąc. W końcu i on się ulotnił z mojego życia, znowu zostałam sama. Miałam tylko pracę w, której coraz częściej robiłam błędy w strategiach postępowania. Brałam urlopy, bo zaczęłam coraz bardziej tracić kontrolę nad ilością spożywanego alkoholu. Było naprawdę źle.

Kiedy postanowiłaś wziąć odpowiedzialność za własne życie i pójść na terapię?

Gdy mój szef wziął mnie na poważną rozmowę. Powiedział, że niepokoi się moim stanem, i że ma pewne przypuszczenia. Drążyłam długo, żeby powiedział mi jakie. W końcu wyrzucił z siebie, że on uważa, że jestem alkoholiczką. Dodał, że albo coś z tym zrobię, albo pożegnam się z pracą. Wyśmiałam go. Uważałam, że nikogo tak kompetentnego nie znajdzie na moje zastępstwo. Uznałam, że tak po prostu próbuje mnie zastraszyć.

Tysiące pytań kłębiło mi się w głowie. Skąd niby te przypuszczenia? Przez te moje worki pod oczami? Może to Daniel mu coś powiedział? A może ktoś po prostu wymyślił jakąś plotkę w celu mojej degradacji ze stanowiska? Czułam, że lęk obezwładnia moje ciało, a w głowie tylko pojawiała się jedna wizja ratunku. Uciec, zniknąć, wypić.

Kilka dni później wysłał mi maila z numerem poradni. Był bardzo dyrektywny i postawił mi ostateczne ultimatum. Albo terapia, albo zostanę bez pracy. Poszłam na terapię.

Co było dalej?

To było trzy lata temu. Niedługo będę obchodziła trzecią rocznicę abstynencji. Początki terapii wspominam jak jeden wielki bunt i poczucie, że jestem tam za karę. To był trudny czas.

Niejednokrotnie miałam ochotę rzucić pracę tylko po to, żeby móc zacząć pić. Nie rzuciłam jej jednak ze względu na to, że stan, w którym byłam, nie pozwalał mi na zaczęcie nowej. Wiedziałam, że mam problemy z koncentracją, często drżały mi dłonie… na twarzy odcisnęło się brzemię lat zatruwania się alkoholem. Informacje o uzależnieniu, które dostarczano mi podczas każdej sesji, coraz bardziej docierały do mojej głowy. Coraz mniej argumentów miałam na to, że nie mam problemu z alkoholem. Przestałam walczyć, zaczęłam się leczyć. Zaufałam, dałam się poprowadzić swojemu terapeucie i ostatecznie zaakceptowałam swoje uzależnienie. Nie wstydzę się już tego. Codziennie rano wstaję z poczuciem, że ja nie muszę być trzeźwa ze względu na pracę. Ja chcę być trzeźwa! Chcę trzeźwieć…

Dziękujemy Anno za podzielenie się swoją historią.

Zostaw swój komentarz:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mogą Cię zainteresować:

Wakacyjne grupy interpersonalne dla młodzieży

Grupy samopomocy – Wspólnota Anonimowych Seksoholików

Grupa ludzi trzymających się za ręce

Bliskie „mijania” i „spotkania” – zajęcia grupowe dla młodych dorosłych

Młodzież podczas warsztatów

Nabór do programu „Parasol” – nieodpłatne warsztaty dla młodzieży i rodziców

The owner of this website has made a commitment to accessibility and inclusion, please report any problems that you encounter using the contact form on this website. This site uses the WP ADA Compliance Check plugin to enhance accessibility.