Czym jest uzależnienie? Czy uzależnić można się od wszystkiego? Jak wygląda leczenie, gdy naszym nałogiem jest coś, czego nie da się wyeliminować z życia? Dlaczego niektórzy się uzależniają, a inni nie? O tym rozmawiamy z psychologiem i psychoterapeutą Andrzejem Augustynkiem przy okazji premiery jego książki „Jak wygrać z uzależnieniami?”.
Redakcja: Często się mówi, że uzależnić można się od wszystkiego. To prawda?
Andrzej Augustynek: Przyzwyczaić się i czuć przymus do wykonywania jakiejś czynności, jedzenia lub przyjmowania substancji – tak, ale nie zawsze w takim przypadku mówimy o uzależnieniu. Może to być zależność. Gdy na przykład wykonujemy pracę na komputerze, to jesteśmy od niego zależni, ale niekoniecznie uzależnieni. O uzależnieniu mówimy wtedy, kiedy użycie, zastosowanie czy zachowanie jest szkodliwe. I towarzyszą temu negatywne emocje i skutki, a człowiek zatraca zdolność odczuwania przyjemności poza tym, od czego jest uzależniony. Dlatego dla takiej osoby hazard, alkohol, narkotyki, seks czy zakupy stają się najważniejsze, inne źródła przyjemności przestają się liczyć.
Czyli uzależnienie nie jest związane tylko z regularnością, ale też tym wszystkim, co ta regularność może wywołać?
Jeżeli wieczorny relaks przy alkoholu staje się naszym głównym pomysłem na odpoczynek, rezygnujemy z kina, książki, słuchania muzyki, a wypicie drinka czy piwa staje się rytuałem, jest to jeden z pierwszych etapów uzależnienia. Jeżeli czuję potrzebę wypicia czy zrobienia czegoś, ale tłumaczę sobie, że w pełni to kontroluję i robię to, bo zwyczajnie lubię, to jest to niepokojący sygnał.
Ale przecież niczego nie zawalam, chodzę do pracy, więc piwo w nagrodę mi się należy…
To są właśnie tzw. alkoholicy wysokofunkcjonujący. Często prezesi, dyrektorzy, lekarze, naukowcy, którzy w ten sposób odreagowują stres. Wycofywanie się z innych aktywności życiowych jest procesem. Zaczyna się na przykład od picia weekendowego, rezygnacji z wyjazdów, odwiedzin u znajomych, sportu. I to może działać również w ten sposób, że ktoś nie pije miesiącami, ale jak już pije to do nieprzytomności i powtarza się to kilka dni z rzędu, a potem następuje ponownie wielomiesięczna przerwa. To też jest problem.
Taki cykl może dotyczyć każdej substancji i każdego zachowania?
W przypadku czynności konieczne jest odróżnienie od kompulsji, obsesji czy natręctwa. Powtarzanie pewnych czynności, sprawdzanie, czy zamknęło się drzwi, powracające myśli – nie ma to charakteru uzależnienia. Natomiast uzależnienie powstanie wtedy, kiedy na przykład zakupy stają się czymś, o czym się bez przerwy myśli i wręcz nie można się od tego oderwać. W dużej mierze uzależnienie od substancji czy od czynności są pokrewne, bo mówimy o innym funkcjonowaniu mózgu, zaburzeniach ośrodka przyjemności i ośrodka sytości.
W książce „Jak wygrać z uzależnieniami” rozróżnia Pan uzależnienia na te od substancji psychoaktywnych i od czynności. Rozumiem, że to podział formalny i mogą się one łączyć…
Mogą. Jedną z metod terapii w przypadku osoby uzależnionej, która w swojej psychice ma cechy uzależnieniowe, jest „zastępowanie” jednego nałogu innym – ale korzystniejszym z punktu widzenia społecznego. Na przykład mam co najmniej kilku, jeżeli nie kilkunastu pacjentów, którzy przegrywali życie, pijąc właściwie w kółko, więc wzbudziłem w nich pasję. Mam na przykład trzech lotników, ludzi bardzo bogatych, którzy teraz niemal cały czas spędzają przy samolotach. Zrezygnowali z wielu obowiązków, przenieśli je na dyrektorów zarządzających. Ich nałogiem stało się latanie. Często trudno odróżnić pasję od uzależnienia. Mam też wśród pacjentów maratończyków, którzy wcześniej pili codziennie, a teraz zdobywają medale na mistrzostwach Europy. Jeden z nich nie tak dawno zadzwonił do mnie zrozpaczony i mówi: “Andrzej, piję”. Co się stało? Kontuzja ścięgna. Nie może trenować, wszystko wraca.
Istnieje coś takiego jak tendencja do uzależnienia?
Na pewno są osobowości, które łatwiej się uzależniają, a inne gorzej, ale splot niekorzystnych warunków lub właśnie „korzystnych” dla danego uzależnienia może doprowadzić do tego, że każdy poczuje chęć nadmiernego wykonywania czynności. Czy przekroczy ten punkt, za którym jest już uzależnienie? Tego już nie da się określić. Weźmy za przykład papierosy. Jedna osoba rzuci palenie, a po latach uzna, że zapali jednego. Poczuje niesmak, oceni, że popełniła błąd. Inna wróci do nałogu. Podobnie bywa z alkoholem. Znam przypadki, gdy niewielka dawka, na przykład w cukierku, spowodowała ciąg. U innych nawet większa dawka nie wywoła bardzo złych skutków, ale to również jest zagrożeniem, bo taka osoba poczuje się bezkarna.
Ale są też sytuacje, że nie możemy całkowicie zrezygnować z tego, od czego jesteśmy uzależnieni. Seks, praca, jedzenie…
W takich przypadkach nie mówi się o abstynencji, tylko o reglamentacji. To chyba nawet trudniejsze niż abstynencja. Łatwiej byłoby wyzwolić z nałogu pracoholika, gdybyśmy mogli go całkowicie odciąć od pracy, ale jest to niemożliwe. Zadanie polega na tym, aby człowiek pracował, ale nie stanowiło to jego życiowego celu.
Jak to osiągnąć?
Metody są różne, ale podam przykład z mojej praktyki. Pracowałem kiedyś z prezesem uzależnionym od pracy. Zapytałem go, kiedy jest najbardziej potrzebny w firmie. Odpowiedział, że w poniedziałek między 10:00 a 12:00, bo wtedy ma zebrania, rozdziela zadania. Klasyczny początek tygodnia, gdy dzieje się wszystko. Zaproponowałem mu, że w takim razie spotkamy się o 10:00 w poniedziałek. Pod Empikiem. O 13:00 koniec spotkania. To było jego pierwsze zadanie. Oczywiście pan prezes nie był chętny, zaczął szukać innego terminu spotkania. Czasem w takich sytuacjach trzeba zaryzykować, więc zaryzykowałem i wprost powiedziałem, że to moja propozycja terapii i może ją przyjąć lub nie. Według mnie to właściwy sposób, ale wybór pozostawiłem jemu.
Przyszedł?
Bardzo nieszczęśliwy i roztrzęsiony, uważający, że wszyscy jego pracownicy akurat będą w tym Empiku i go negatywnie ocenią – zjawił się punktualnie. O 13:00 prosił o jeszcze 15 minut, bo miał dwie książki do przejrzenia. Następne zadanie to był poniedziałek w kinie. Prezes był przerażony, że go ktoś zauważy. Chociaż nie zajmował stanowiska, z którego groziłoby mu zwolnienie. Był udziałowcem większościowym. Po filmie wrócił do firmy i przekonał się, że wszystko funkcjonuje nawet wtedy, gdy go nie ma. Kolejne zadanie polegało na wyjeździe na narty, ale bez brania wolnego. Miał kierować firmą online, w czasie wolnym. Zrealizował to i wtedy poczuł, że praca nie jest najważniejsza i że może wykonywać ją w różnych warunkach. Jego pasją stały się podróże, a że jest człowiekiem majętnym, to może pozwalać sobie na coraz dalsze wyjazdy.
Kolejnym uzależnieniem, które dotyczy coraz większej grupy, jest uzależnienie od Internetu. Pisze pan w swojej książce, że rozróżnienie uzależnienia od komputera i od telefonu to błąd i kategoryzuje to pan jako uzależnienie ekranowe. Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że korzystając z Internetu – czy to za pomocą telefonu, czy komputera – posługujemy się ekranem. Nie da się tego przeskoczyć. Kolejna sprawa to niezwykłe zaawansowanie współczesnych smartfonów – bardzo często mają one już wszystkie funkcje komputera. Możemy na nich napisać tekst, oglądać film, słuchać muzyki i tak dalej. Cechą wspólną wszystkich uzależnień cyfrowych jest to, że wpatrujemy się w ekran. Mechanizm powstawania uzależnienia może być oczywiście inny – sprawdzanie powiadomień, odpisywanie na komentarze i wiadomości, korzystanie z aplikacji.
A gry online?
To już trochę inna sprawa, bo gry online oparte są najczęściej na zespołowości i strategii. Gdyby odciąć człowiekowi Internet, on bardzo chętnie kontynuowałby tę aktywność offline. Mechanizm jest zatem trochę inny, bo uzależnienie od gry to na ogół uzależnienie od rywalizacji, hierarchii, adrenaliny. Kolejna sprawa to oczywiście wpływ tych aktywności na nasze życie. Można lubić szachy, tenisa czy koszykówkę i realizować te pasje online lub offline, jednak rzucanie wszystkiego, bycie nieszczęśliwym, gdy musimy robić coś innego, jest już mocnym sygnałem alarmowym.
Tytuł pana książki to: „Jak wygrać z uzależnieniami?”. Uważa Pan, że z każdym uzależnieniem da się wygrać?
W terapii uzależnień nie jest najistotniejsze, czy ktoś nie wykonuje danej czynności – na przykład nie pije, nie bierze narkotyków, nie uprawia przygodnego seksu. Ważne jest to, aby człowiek, rezygnując z działań czy substancji, od których jest uzależniony, czuł radość, aby odczuwał przyjemność z tego innego życia. Wrócę do moich pacjentów, którzy odnaleźli się w lotnictwie. W ich trzeźwym życiu latanie jest bardzo ważne. Dla nich upicie się byłoby koszmarem, bo nie mogliby wsiąść do samolotu. Dlatego cieszą się, że nie piją. Rezygnacja z alkoholu w tym przypadku nie jest stratą, a korzyścią. Ten odmienny styl życia to cel terapii i ogromny sukces. Wtedy tak naprawdę wygrywamy z uzależnieniem.
Dziękuję za rozmowę.
Andrzej Augustynek – psycholog, psychoterapeuta, nauczyciel akademicki Wydziału Humanistycznego Katedry Socjologii Gospodarki i Komunikacji Społecznej AGH w Krakowie, kierownik Studiów Podyplomowych z Praktycznej Psychologii Kierowania i Negocjacji, wykładowca Psychologii Lotniczej Politechniki Rzeszowskiej. Autor kilku monografii i kilkudziesięciu artykułów naukowych. Zainteresowania naukowe: psychopatologia, uzależnienia, hipnoterapia, sugestia, pamięć, techniki negocjacji i manipulacji, psychologia lotnicza. Od 1982 roku jest biegłym sądowym ds. uzależnień alkoholowych, powoływanym także w innych sprawach, przede wszystkim o zabójstwa i rozboje. Założył w 1981 roku Ośrodek Psychologiczno-Psychiatryczny, w którym prowadzi terapię uzależnień i nerwic.
Dodaj komentarz