Zapotrzebowanie na pomoc psychologiczną wzrasta. Niewątpliwie w ostatnim czasie ma to związek z pandemią, ale ten wzrost zauważalny był już wcześniej. W przypadku problemów emocjonalnych czy w związkach często od razu wybór pada na placówki prywatne, ale gdy kwestia dotyczy uzależnienia zwykle jednak potrzebujący wybierają najpierw miejsca podlegające pod NFZ. Na temat obu tych rodzajów miejsc pomocy rozmawiamy z terapeutką Magdaleną Pachciarek.
Redakcja: Nietypowo zacznę naszą rozmowę od pytania wprost: placówki terapii uzależnień – prywatne czy finansowane przez NFZ, które są lepsze?
Magdalena Pachciarek: Jako terapeuta mogę odpowiedzieć na to pytanie: to zależy 😉 Zacznijmy może jednak najpierw od kwestii formalnych. W Polsce ustawodawca określa, że osoby z uzależnieniem zgłaszające się do placówek leczenia uzależnień mogą skorzystać w nich z pomocy bezpłatnie. I jest to niezależne od tego, czy osoby te są, czy nie są ubezpieczone. Rejestrując się w nich, czyli podczas zakładania karty, pada pytanie o ubezpieczenie, ale jego posiadanie nie jest podstawą udzielenia świadczenia. Placówka potrzebuje tę informację, aby uzyskać finansowanie z odpowiedniej komórki Funduszu. Podobna sytuacja ma miejsce na oddziałach detoksykacyjnych czy w ośrodkach stacjonarnych. Często jednak osoby chcące podjąć leczenie detoksykacyjne czy w ośrodku są zachęcane do ubezpieczenia się, ponieważ tylko terapia uzależnienia jest bezpłatna. Oznacza to, że jeśli np. taka osoba będzie wymagała konsultacji stomatologicznej, ortopedycznej czy ginekologicznej itp., to jeśli nie jest ubezpieczona będą to świadczenia płatne.
W tym sensie rozumiem, że tzw. placówki na NFZ mogą objąć pomocą szersze grono osób.
Tak, ponieważ nie następuje w nich wstępna selekcja opierająca się na statusie majątkowym. Przekłada się to niestety na czas oczekiwania na wizytę w takich placówkach, ale ich liczba pozwala jednak na znalezienie takiej z niebyt długim terminem oczekiwania. Większość placówek tworzy tzw. listy rezerwowe bądź inne systemy pozwalające na wcześniejsze skorzystanie z ich oferty w miejsce osób, które się nie zgłosiły. W związku z tym niejednokrotnie proszą osoby zainteresowane o regularny kontakt. Jeśli chodzi o orientacyjne koszty leczenia detoksykacyjnego w prywatnych placówkach to rozpoczynają się one od 2 tys. złotych, a to początek leczenia, jak wiemy. Natomiast leczenie stacjonarne to koszt 7-8 tys. zł. w górę.
Jakie inne formalne kwestie różnią te miejsca?
Choćby właśnie to, kto jest płatnikiem, ponieważ przekłada się to na warunki stawiane przed takim miejscem. NFZ dysponuje publicznymi pieniędzmi, w związku z tym konieczne jest przedstawienie szeregu dokumentów, najpierw pozwalających na rejestrację placówki, następnie określone są warunki przygotowania technicznego, dotyczące zatrudnionego personelu oraz sposobu prowadzenia dokumentacji medycznej i rozliczania się. Fundusz określa też punktację za wykonane świadczenia w zależności od poziomu wykształcenia osoby, która tę usługę wykonuje. Im wyższe kwalifikacje, tym wyższa punktacja, a tym samym wycena za nią. Przyczynia się to do preferowania zatrudniania specjalistów psychoterapii uzależnień i zwykle stanowią oni większość zespołu merytorycznego.
Podleganie pod Fundusz daje też możliwość kontrolowania tych miejsc. W przypadku placówek prywatnych ich rejestracja np. jako podmiotu medycznego nie jest obowiązkowa, choć wiele z nich to robi dla własnego prestiżu. Zarówno to, jak i kwestie związane z zatrudnianym personelem są kwestią dowolności. Ogromną rolę odgrywa tu więc poczucie odpowiedzialności ze strony właścicieli i prowadzących takie placówki. Równocześnie, można powiedzieć, że otwiera to drogę do wolnorynkowej konkurencji ze wszystkimi jej cieniami i blaskami.
To kwestie formalne. A jak wygląda sytuacja, jeśli chodzi o aspekt terapeutyczny?
Placówki finansowane z funduszy publicznych są zobligowane do przedstawienia programu terapeutycznego, który obejmuje pracę indywidualną z pacjentem, a także ofertę terapii grupowej. Zwykle pomocą obejmowani są również bliscy osoby z uzależnieniem. W zależności od zasobów zespołu terapeutycznego bywa, że jest proponowana terapia par, a jeśli placówka może sobie na to pozwolić – to i pomoc pracownika socjalnego czy prawnika. Natomiast w placówkach prywatnych wymogów takich nie ma i dużo zależy od pracowników, zwłaszcza zespołu terapeutycznego, czy i jaki program będzie realizowany, i w jaki sposób.
Brzmi ciekawie…
Owszem. Niejednokrotnie daje to personelowi możliwość realizowania swoich autorskich pomysłów, większą elastyczność i otwartość na sposoby pracy. Bywa, że właśnie te aspekty stają się czynnikiem decydującym o tym, że dana prywatna placówka staje się cenioną i znaną wśród osób szukających pomocy. Ryzykiem jest nadmierne uleganie oczekiwaniom pacjentów ze względu na to, że to od nich bezpośrednio pochodzą środki na prowadzenie tego miejsca. W skrajnych przypadkach przekłada się to na opowiadane historie, które zapewne Pani zna, że ktoś spędził w jakimś prywatnym ośrodku miesiąc czy dwa i siedział sobie z laptopem i komórką, nie podejmując żadnej bądź minimalną pracę terapeutyczną.
„Płacę i wymagam” w wypaczonej formie.
Dokładnie tak. Choć owo „płacę i wymagam” ma również i inny odcień, czyli pacjent na bieżąco dokonuje ewaluacji tego, co otrzymuje za swoje pieniądze. Co może przyczyniać się do utrzymywania i podnoszenia poziomu świadczeń. Także ich uatrakcyjniania, np. o wyjścia i wyjazdy kilkudniowe poza placówkę. W przypadku placówek NFZ to też jest możliwe, ale wymaga często poszukiwania zewnętrznych źródeł finansowania przeznaczonych bezpośrednio na ten cel, czyli tzw. turnus rehabilitacyjny. Nie jest to łatwe zadanie. Poza tym, nadal konieczne jest spełnianie szeregu warunków formalnych. Są to różnice, które wynikają z tego, że placówka podpisuje umowę z Funduszem, w przypadku prywatnej umowa – ma charakter cywilno-prawny z pacjentem bądź jego rodziną.
Rodziną?
Owszem. To bywa utrudnieniem w pracy w placówce prywatnej. Czyli ktoś inny płaci za terapię, a ktoś inny jest jej uczestnikiem. Może to rodzić konflikt interesów pomiędzy tym, czego oczekuje płatnik, a czego – beneficjent. Wymaga to od pracowników dużej dojrzałości, asertywności i często wyczucia, zwłaszcza w aspektach etycznych. To one niejednokrotnie stają się źródłem zastrzeżeń do takich miejsc. Bywa to nieodłącznie związane z ograniczoną możliwością kontroli i weryfikowania sposobów pracy, które w miejscach finansowanych ze środków publicznych jest standardem. Oczywiście mam świadomość, że jeśli ktoś chce postąpić nie-w-porządku, to zawsze może to zrobić, w każdym z tych miejsc.
Myślę jednak, że ostatecznie niezależnie od tego, czy pacjent płaci czy nie, powinien zrealizować analogiczny program terapeutyczny.
Na szczęście zwykle tak się dzieje. Mogą pojawiać się różnice dotyczące jakości przeprowadzanych zajęć albo proporcji pomiędzy pracą terapeutyczną a tzw. ergoterapią, czyli terapią poprzez pracę, która często polega na pracach porządkowych w domu i wokół niego. Te kwestie jednak różnicują placówki niezależnie od tego czy są płatne, czy nie. To co może być czasem łatwiejsze do zrobienia w placówkach płatnych to kwestia swobody funkcjonowania oraz zachowania swego leczenia w tajemnicy.
Dziękuję za rozmowę.
Magdalena Pachciarek – psycholog, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień, w trakcje szkolenia psychoterapeutycznego w Instytucje Analizy Grupowej „Rasztów”. Od wielu lat pracuje w placówkach stacjonarnych, obecnie w Krótkoterminowym Ośrodku Terapii i Rehabilitacji Uzależnień MONAR w Budach Zosinych. Pracowała także w poradni leczenia uzależnień, gdzie prowadziła terapię indywidualną i grupową, zarówno osób uzależnionych, jak i ich bliskich, a także grupę zapobiegania nawrotom.
Dodaj komentarz