Przejdź do treści głównej
Fala światła niebieskiego i mężczyzna przed laptopem
4 grudnia 2024

Mateusz, 28-letni grafik komputerowy, zawsze był postrzegany jako człowiek sukcesu. Pracował na własnych zasadach, rozwijając swoją karierę jako freelancer. Uwielbiał nowe technologie i gadżety, które nie tylko były jego hobby, ale również inspirowały go w pracy. Jednak za fasadą fascynacji elektroniką kryła się historia o uzależnieniu, które zaczęło wymykać się spod kontroli. Jak to się stało, że pasja do technologii zdominowała jego życie?

Świat pełen nowości – pierwszy krok w pułapkę

Mateusz zawsze interesował się elektroniką. Już jako dziecko z entuzjazmem rozkręcał stary magnetofon ojca, marząc o tym, by kiedyś projektować własne urządzenia. Jego pasja rosła wraz z nim, a w dorosłym życiu znalazła odzwierciedlenie w pracy grafika komputerowego.

– Technologia była dla mnie wszystkim – zarówno źródłem zarobku, jak i sposobem na relaks. Gadżety dawały mi poczucie kontroli nad życiem. Każdy nowy sprzęt był jak obietnica lepszego jutra – wspomina Mateusz.

Zaczęło się niewinnie. Zakup nowego monitora czy klawiatury zawsze był uzasadniony – w końcu jako grafik potrzebował najlepszego sprzętu. Ale z czasem Mateusz zaczął kupować rzeczy, które nie były mu potrzebne do pracy. Smartwatch, dron, słuchawki najnowszej generacji – wszystko musiało być „najlepsze” i „najnowsze”. Każdy zakup był ekscytującym momentem, ale radość szybko ulatywała, ustępując miejsca pustce, którą wypełniały kolejne poszukiwania.

Gadżety zamiast relacji

Mateusz zaczął izolować się od bliskich. Przyjaciele coraz rzadziej widywali go na wspólnych spotkaniach, a rozmowy z rodziną stawały się powierzchowne.

– Zawsze znajdowałem wymówkę. Mówiłem, że mam dużo pracy, ale prawda była taka, że większość czasu spędzałem na oglądaniu recenzji nowych produktów. Nie miałem siły ani ochoty spotykać się z ludźmi – przyznaje.

Aby jakoś zatuszować i usprawiedliwić swoją odcięcie się, Mateusz zaczął sam nagrywać krótkie relacje i recenzować produkty. Umieszczał je na swoich mediach społecznościowych, ale także w zaprzyjaźnionych branżowych magazynach online’owych. Dzięki temu rzeczywiście było widać (dosłownie) jak bardzo jest zajęty. Z czasem zaczął parać się umieszczaniem opinii na temat produktów na stronach sklepów z elektroniką i marketpalce’ów, na których gadżety były dostępne.

Przeciążenie: kiedy pasja staje się ciężarem

Relacje zaczęły cierpieć. Mateusz odwoływał spotkania i ignorował telefony. Sytuacja osiągnęła punkt krytyczny, gdy Mateusz nie zrealizował ważnego zlecenia.

– Byłem tak skupiony na szukaniu okazji na nowy zestaw VR, że kompletnie zapomniałem o deadline’ach – opowiada. Klient zrezygnował ze współpracy, a Mateusz stracił stały dochód. Chociaż miał jeszcze oszczędności, nagle poczuł, jak bardzo kruche jest jego życie zawodowe.

– To był moment, kiedy coś we mnie drgnęło i zacząłem zadawać sobie pytania: czy naprawdę potrzebuję tego wszystkiego? Dlaczego ciągle kupuję rzeczy, których zdarza mi się nawet nie rozpakowywać? – wspomina. Jego półki uginały się pod ciężarem gadżetów, które przestały sprawiać radość. W mieszkaniu, które kiedyś wydawało się nowoczesnym centrum technologii, czuł się jak w klatce.

Nowy początek: droga do zrozumienia

Przełom nastąpił podczas przypadkowej rozmowy z koleżanką z branży.

– Powiedziała mi, że zna terapeutę, który specjalizuje się w uzależnieniach behawioralnych. Na początku myślałem, że to absurd – przecież nie miałem problemu z alkoholem ani narkotykami. Przecież moje zakupy nie rujnowały mojego życia – tak wtedy myślałem. Miałem dach nad głową, nie zaniedbywałem pracy na tyle, by całkowicie ją stracić, więc gdzie tu uzależnienie? – wspomina. Jednak słowa koleżanki o tym, że uzależnienie nie zawsze objawia się spektakularnym upadkiem, zaczęły w nim rezonować. – Zapytała mnie, czy kiedykolwiek miałem wyrzuty sumienia po zakupach. To było jak cios. Oczywiście, że miałem – niemal zawsze. Ale wtedy wmawiałem sobie, że to normalne” – mówi Mateusz.

Mimo to jednak mężczyzna podchodził do pomysłu terapii z rezerwą.

– Na pierwszym spotkaniu zapytano mnie, co czuję, gdy klikam przycisk ‘kup teraz’. Nie potrafiłem odpowiedzieć. Po chwili ciszy wymamrotałem coś o ekscytacji i satysfakcji. Terapeuta jednak naciskał: ‘A co dzieje się później?’. I wtedy zrozumiałem, że tuż po zakupie czułem pustkę, która wracała jak bumerang. – opowiada. To pytanie zmusiło go do refleksji nad emocjami, które skłaniały go do kolejnych wydatków. Mateusz zdał sobie sprawę, że nie kupował dlatego, że potrzebował nowych gadżetów, lecz dlatego, że szukał ucieczki od samotności i braku głębszych relacji.

Dopiero po kilku sesjach zdał sobie sprawę, że elektronika była dla niego sposobem na zagłuszenie poczucia samotności i braku celu poza pracą. Gadżety dawały mu chwilową satysfakcję, ale nie rozwiązywały problemów. Podczas kolejnych spotkań powoli odkrywał, że jego zakupowy nawyk nie różni się tak bardzo od innych uzależnień. – Terapeuta powiedział mi coś, co utkwiło mi w głowie: ‘Uzależnienie to nie substancja czy zachowanie – to mechanizm radzenia sobie z bólem’. Wtedy zrozumiałem, że zakupy były dla mnie jak plaster na niezabliźnioną ranę. Tylko że zamiast ją leczyć, jedynie tymczasowo maskowały problem. – wspomina Mateusz.

– Terapia nauczyła mnie rozpoznawać emocje, które wcześniej wypełniałem kolejnymi zakupami. Dużym zadaniem, jeszcze w znacznej mierze przede mną, jest nazywanie problemów, które chciałem zagłuszyć. To jest jak przekopywanie się przez kolejne warstwy. Jednocześnie jednak zacząłem planować wydatki i zastanawiać się, czy naprawdę tego potrzebuję. Najtrudniejsze było przyznanie przed sobą, że to uzależnienie – bo uzależnienie kojarzy się z czymś destrukcyjnym, a ja przecież tylko kupowałem gadżety. – opowiada.

Technologie jako narzędzie, nie cel

Dziś Mateusz wciąż interesuje się technologią, ale jego podejście uległo zmianie.

– Mogę z dumą powiedzieć, że nauczyłem się czerpać satysfakcję z tego, co już mam, i inwestować w rzeczy, które mają dla mnie realną wartość. Gadżety wciąż mnie fascynują, ale nie są już sensem mojego życia. – mówi z dumą. Ale dodaje, że – to proces, a nie cel. Gadżety zawsze będą mnie kusić, ale teraz wiem, że prawdziwa satysfakcja płynie z relacji z ludźmi i z samego siebie. Jednocześnie mam taką pracę, która umożliwia mi „bycie na bieżąco”. Kluczowe jest jednak utrzymanie tego balansu i to właśnie jest najcięższa praca, którą codziennie wykonuję. Ciężka, ale cholernie satysfakcjonująca.

Zostaw swój komentarz:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mogą Cię zainteresować:

Kobieta stoi w kuchni i trzyma w ręce talerz z sałatką

Dieta, depresja i choroba Alzheimera – co je łączy? Wyniki badań

Kobieta leży w łóżku i nie może spać

AI analizuje sen i zdrowie psychiczne. Nowe narzędzia pomagają wykrywać zagrożenia

Kobieta leży w łóżku w nocy i patrzy w telefon

Media społecznościowe a sen. Szkodzi nie tylko niebieskie światło

Zmartwiona kobieta na tle szarej ściany

Probiotyki pomogą leczyć zaburzenia lękowe? Rewolucyjne odkrycie

The owner of this website has made a commitment to accessibility and inclusion, please report any problems that you encounter using the contact form on this website. This site uses the WP ADA Compliance Check plugin to enhance accessibility.