
„Wpadałam w rozpacz, kiedy rodzice zabierali mi telefon”, mówi 19-letnia Nadia. Jest nastolatką taką jak wszystkie, chodzi do szkoły, ma koleżanki i kolegów. Pewność siebie i nastrój są zależne od tego, co dzieje się w mediach społecznościowych. Nie znam nikogo, kto uważa za normalne niekorzystanie z Instagrama, TikToka czy Snapchata. Tam są wszyscy i tam dzieje się wszystko.
Świadomość i bezradność
O tym, że nadmierne korzystanie z internetu może być problemem, rodzice Nadii wiedzieli od samego początku. Z tą świadomością udostępniali córce dostęp zarówno do sieci, jak i do nowych technologii. Uważali, że jest to element współczesnego świata i nie należy dzieci trzymać pod kloszem. „Wydawało nam się, że będzie dobrze. Że dzieci tak jak my nauczą się korzystać z mediów społecznościowych w taki sposób, żeby normalnie z tym żyć. Teraz uważam, że żaden dorosły nie jest sobie w stanie wyobrazić, co czuje dziecko, które dorasta w wirtualnym świecie” – mówi mama Nadii.
„Od zawsze przerażało nas, jak wiele problemów może wyniknąć z tego, że dzieci mają dostęp do mediów społecznościowych. Już od pierwszej klasy w klasie Nadii zdarzały się afery, czy jakieś dziecko zostało wyśmiane na klasowym czacie, albo że dzieci obgadywały nauczycielkę, co potem do niej trafiało. Nie pomyśleliśmy jednak, że w tym wszystkim może brać udział nasza córka” – mówi mama Nadii. Bo co prawda Nadia nigdy z nikogo się nie naśmiewała ani nikogo nie prześladowała, ale patrzyła na to wszystko. Wiedziała, że jeśli nie ma cię na Snapchacie czy TikToku, to nie istniejesz. Że jeśli jesteś źle tam oceniany, to masz przerąbane.
„Jak byłam mała, to często z dziewczynami nagrywałyśmy różne fajne filmiki. Latem, jak jeździłyśmy na rolkach, ustawiałyśmy sobie telefony przy krawężniku i robiłyśmy różne popisy. Czasem specjalnie brałyśmy głośnik bezprzewodowy, żeby włączać do tego fajną muzykę. Czasem też ubierałyśmy się tak samo, żeby wyglądać jeszcze fajniej. Nasze filmiki były bardzo popularne. Wszyscy mówili, jakie jesteśmy ekstra. Ogólnie to była świetna zabawa, zbierałyśmy same lajki i serduszka, nie spotykało nas przez to nic przykrego” – opowiada Nadia.
Pandemia i dorastanie
Z czasem takie zajawki znikały, a media społecznościowe służyły nastolatkom głównie do przeglądania czyichś materiałów i rozmów. „Miałam coraz więcej nauki i różnych innych obowiązków i właściwie wszystko, co było fajne i co mi się podobało, było właśnie w sieci. Przez pandemię tylko przez internet mogłam się widywać z koleżankami i rozmawiać z nimi. W mojej głowie pandemia trwała wieczność. Trochę nie pamiętam, jak to było, kiedy spotykałam się z koleżankami na podwórku albo u kogoś w domu” – mówi dziewczyna.
Zresztą, to samo mogłaby powiedzieć każda koleżanka Nadii. Ważne problemy, które zaczęli zauważać rodzice dziewczyny, zaczęły się w liceum. Obowiązków szkolnych wyraźnie przybyło, a dziewczyna stawała się coraz bardziej nieobecna, apatyczna i zmęczona. „Nasza córka nigdy nie miała problemów z nauką ani ze zmotywowaniem się do tego, by usiąść do książek, nawet jeśli coś ją nudziło. A teraz widzieliśmy po niej, że ona po prostu nie ma siły na to, żeby zająć się szkołą. Że chodzi wiecznie niewyspana, że nie ma apetytu. Martwiliśmy się o nią.”
Na początku rodzice Nadii poszli z nią do lekarza, bo sądzili, że chodzi o jakąś chorobę somatyczną. Natomiast badania wyszły całkiem nieźle. O źródle problemu rodzice Nadii dowiedzieli się zupełnie przez przypadek. „Kiedy zaszłam w ciążę z drugim dzieckiem, w ogóle nie mogłam spać,” mówi mama Nadii. „Przewracałam się z boku na bok, kręciłam się po domu i zauważyłam, że w pokoju mojej córki świeci się światło. Weszłam tam i okazało się, że Nadia przegląda coś w telefonie. Nie wydało mi się to jakoś specjalnie dziwne, ale ponieważ moja bezsenność trwała, odkryłam, że i ona też nie śpi. Zaczęłam się na nią denerwować, że jest tak nieodpowiedzialna. Że zamiast się wyspać, żeby móc normalnie wstać do szkoły i się uczyć, w ogóle nie słucha, co do niej mówię,” opowiada mama Nadii.
Konflikty z rodzicami i problemy w szkole
Relacje rodziców z córką zaczęły się pogarszać. Rodzice nie rozumieli, co się dzieje, gdy Nadia nerwowo reagowała na ich komentarze na temat jej korzystania z telefonu. „Doszło do tego, że musieliśmy zabrać jej telefon, żeby w ogóle móc się z nią porozumieć. Zdarzało się, że mówiliśmy do niej, a ona w ogóle nas nie słyszała, bo patrzyła w ekran. To całkowicie wytrącało nas z równowagi, bardzo dużo się kłóciliśmy. W końcu postanowiliśmy zabrać jej telefon, do czasu aż poprawi swoje oceny i zachowanie.”
„To było straszne, czułam się odcięta od wszystkiego, czułam, że to jest niezasłużona kara. Wydawało mi się, że rodzice chcą mnie zniszczyć i zniszczyć cały mój świat. Byłam na nich wściekła. Kiedy chodziłam do szkoły, to koleżanki opowiadały sobie o rzeczach, które wydarzyły się na czacie, a ja nie miałam o nich zielonego pojęcia. Bardzo szybko się od nich odsunęłam, miałam też wrażenie, że mnie obgadują i wytykają palcami” – mówi Nadia.
Ta sytuacja nie pomagała Nadii skupić się na nauce. „Cały czas myślałam tylko o tym, co dzieje się na czacie. O czym piszą, o czym rozmawiają, jakie zdjęcia sobie wysyłają, kto jaki filmik nagrał. Najgorszym pomysłem moich rodziców było, kiedy dali mi dziadkofon zamiast normalnego smartfona. Wolałam mówić w szkole, że mój smartfon jest w naprawie, niż przyznać się, że rodzice dali mi starą cegłę.”
Kiedy zbliżał się koniec roku, okazało się, że Nadia może nie zdać do kolejnej klasy przez bardzo niską frekwencję. Nadia wykorzystywała to, że rodziców nie ma w domu, i chodziła na wagary, o czym rodzice nie mieli pojęcia.
Krok w stronę światła
„Moja znajoma powiedziała mi, żebyśmy poszli z Nadią do psychologa. Popukałam się na początku w czoło, bo uważałam, że moja córka po prostu przesadza i musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji, musi wziąć się w garść i zrozumieć, co jest najważniejsze. Ale ona opowiedziała mi, że jej koleżanka, która jest psychologiem szkolnym, opowiada jej o bardzo wielu takich przypadkach. Wtedy pierwszy raz usłyszałam słowo 'uzależnienie’ i przeszły mnie ciarki, bo wcześniej przychodziło mi do głowy, że ten problem może dotyczyć mojej córki, ale nie dopuszczałam tego do siebie” – mówi mama Nadii.
Pani psycholog okazała się młodą osobą, która dobrze rozumie potrzeby nastolatków. Wytłumaczyła rodzicom dziewczyny, co przeżywa ich córka. „Czułam się okropną matką za to, że do tego dopuściłam, ale też zrozumiałam, że to nie jest wina Nadii, i że teraz najważniejsze jest jej zdrowie, a nie jej oceny.”
„Mi było bardzo ciężko, ale nie chciałam zawodzić rodziców, więc starałam się jak mogłam. Po jakimś czasie ciągłe myślenie o tym, co dzieje się na czatach, trochę się osłabiło. Odkryłam też, że bez telefonu mam znacznie więcej czasu. Na początku mi się dłużyło i strasznie nudziło, ale kiedy się przyzwyczaiłam, to nawet okazało się fajne” – opowiada dziewczyna.
Detoks i nowe życie
Problemem Nadii było to, że przez lata spędzone na oglądaniu materiałów z sieci nie miała ona swoich własnych pasji czy zainteresowań, dlatego jej rodzice postanowili wysłać ją na obóz żeglarski. Wiedzieli, że córka bardzo dobrze pływa i mieli wspomnienie ze wspólnych wakacji sprzed lat pod żaglami, na których córce bardzo się podobało. „To był strzał w dziesiątkę, bo organizatorzy obozu żeglarskiego nie pozwalali dzieciom korzystać z telefonu w ciągu dnia. Zresztą i tak nie było na to czasu, ponieważ obóz wiązał się z intensywnym kursem nauki żeglowania” – mówi mama Nadii.
„Na początku byłam wkurzona na rodziców, ale teraz myślę, że to był świetny pomysł, bo poznałam tam dużo super osób, zupełnie innych niż te, które znam z mojego środowiska. Okazało się, że jest dużo dziewczyn i chłopaków, które nie korzystają z mediów społecznościowych tak jak ja, czyli po prostu na ich przeglądaniu. Pokazali mi dużo grup żeglarskich, stron, blogów, które czytają, i to było dla mnie odkrycie. Wcześniej, kiedy patrzyłam na przykład na Instagramie na to, jak dużo fajnych rzeczy robią ludzie, to było mi wstyd, że ja takich rzeczy nie robię. A teraz mogłam wrzucić swoje zdjęcie z obozu i pochwalić się tym, co zrobiłam, i to było dla mnie ważniejsze niż to, ile pod tym zdjęciem było lajków” – opowiada Nadia.
Dziewczyna korzystała z usług psychologicznych prywatnie przez kilka miesięcy. Psycholog pomogła jej wrócić do korzystania z internetu na jej warunkach i w sposób kontrolowany. „To wszystko pokazało mi, że świat się na internecie nie kończy, że życie może być o wiele ciekawsze.”
Mogą Cię zainteresować:

„Seniorzy często nie mają świadomości, że leki, które zapisał im lekarz, są silnie uzależniające”

Techniki radzenia sobie z kryzysami w trakcie terapii. Jak przygotować się na trudne momenty i zapobiegać nawrotom?

Dodaj komentarz