
W sektorze leczenia uzależnień pojawiło się poważne zagrożenie, jakim jest politoksykomania. Jest to łączenie różnych substancji psychoaktywnych, a nawet jednoczesne uzależnienie od nich. Wywiadu udzielił nam Michał, młody chłopak, który ledwo uszedł z życiem. ,,Miał dużo szczęścia”- mówili lekarze tygodniami walczący o jego zdrowie, a chwilami – życie. Poniższy wywiad jest przestrogą, opowiada historię człowieka, który na skutek brania narkotyków trafił do szpitala w stanie zagrażającym jego życiu.
Redakcja: Michał, od jak dawna bierzesz narkotyki?
Michał: Obecnie mam 23 lata. Można powiedzieć, że biorę od 16. roku życia. Na początku była to marihuana, później kryształ i amfetamina… Opiaty pojawiły się stosunkowo niedawno, mniej więcej pół roku przed przedawkowaniem. Szczerze mówiąc, to od zawsze łączyłem narkotyki, wydawało mi się, że mam o nich odpowiednią wiedzę i wiem jak i kiedy ich używać – myliłem się. Mam wrażenie, że większość ludzi ,,biorących” ma takie właśnie złudne wyobrażenie. Prawda jest kompletnie inna, nigdy nie wiesz, co znajduje się pakiecie. Swoją historię uzależnienia rozpocząłem mieszkając w internacie.
Urodziłem się w jednej z podlaskich wsi. Moi rodzice są rolnikami, mają własne gospodarstwo. Już jako dziecko pomagałem im przy zwierzętach, ale nie lubiłem tego robić. Czułem zazdrość, kiedy moi rówieśnicy spędzali czas przy PlayStation czy X-boxie. Za to moi rodzice uważali, że to zbędny wydatek. Może wydawać się to błahostką, ale mam wrażenie, że to mnie ukształtowało – wieczna bieda w domu i ciągle ktoś albo coś było ważniejsze od moich potrzeb. Jako już dorosły chłopak, a właściwie aż do tej pory, czuję, że wszystkiego mi mało. Ciągle czuję niedosyt. Tak samo było z narkotykami.
R: Co masz na myśli?
M: Jak już wspomniałem, zacząłem brać mieszkając w internacie. Moi współtowarzysze zadowolili się zwykłą trawą, a ja ciągle chciałem więcej i więcej… Chciałem eksperymentować. Byłem w tym bardzo zachłanny. Zastanawiałem się, co będzie, jak połączę na przykład marihuanę z alkoholem i po krótkich przemyśleniach leciałem po butelkę piwa. Mam wrażenie jakbym stracił racjonalne myślenie, mój instynkt samozachowawczy przestał działać. Jakbym wsadzał rękę do ognia i analizował, jak długo mogę ją w tym ogniu trzymać, dopóki nie zacznie mnie boleć. Szybko nauczyłem się kłamać i manipulować. Odliczałem czas kiedy potencjalnie alkohol wyparuje ze mnie do tego stopnia, że w razie kontroli będę ,,wyzerowany”. Chwilę po ukończeniu 18. urodzin rzuciłem szkołę, właściwie to szkoła rzuciła mnie. Nie chciałem się uczyć, wolałem brać narkotyki i spędzać dnie włócząc się po mieście. Szukałem dramatów, konfliktów i oczywiście pieniędzy. Pieniądze były mi głównie potrzebne do kupowania narkotyków i alkoholu.
R: Miałeś wtedy pracę?
M: Nie wiem czy można to nazwać pracą. Zacząłem sprzedawać jakieś podrabiane ubrania. Nie miałem z tego dużo pieniędzy, bo nie angażowałem się w ich sprzedaż. Poza tym dorabiałem na zmywaku. Zarobione pieniądze – te w sposób legalny i te w mniej legalny – pozwoliły mi wynająć jakąś dziurę na ostatnim piętrze. To było podłe miejsce. Toaleta była w gorszym stanie niż najgorszy publiczny szalet – dramat w czystej postaci. Ale wtedy nie zajmowałem sobie głowy sprzątaniem czy odnowieniem tego miejsca, ja po prostu ćpałem. Nie jadłem też zbyt wiele, jeśli już to gotowe żarcie – kupowałem przecenione ze względu na krótki termin ważności.
Odkąd przeprowadziłem się ,,na swoje” schudłem prawie 20 kg. Nie wyglądałem wcale lepiej, choć może na początku mi się tak wydawało. Szybko pojawiły się cienie pod oczami, zaczęły mi wypadać włosy, a przednie zęby zaczęła zdobić próchnica. Nie jeździłem już wtedy do rodziców – ze względu na chroniczny brak pieniędzy, ale i poczucie wstydu z powodu tego, jak wyglądam. Bałem się pytań, poza tym szkoda mi było matki – od lat chorowała na serce, bałem się, że może tego nie przeżyć. W naszej rodzinie może i była bieda, ale nikt nigdy nie stosował używek. Tego mogłoby być dla niej zbyt wiele…
R: Nie utrzymywałeś żadnego kontaktu z rodziną?
Mama dzwoniła do mnie prawie codziennie, a ja regularnie ją okłamywałem. Czasem doładowała mi telefon, żebym nie stracił z nią kontaktu. W pewnym momencie miałem wrażenie, że żyję jak szczur. W obdartej norze, bez pieniędzy, bez godności. Zacząłem opuszczać coraz częściej dni w pracy, unikać kontaktu z ludźmi. Ogarniały mnie lęki, kiedy wychodziłem z domu.
W pracy poznałem kelnerkę – Anię. Fajna dziewczyna. Litowała się bardzo nade mną, a ja robiłem z siebie ofiarę wkręcając jakieś niestworzone historie. Głupio mi na samo wspomnienie, ale muszę przyznać, że miałem z tego sporo profitów. Ania myślała, że jestem depresyjny i pochodzę z biednej rodziny. Niejednokrotnie oddawała mi swoje napiwki z myślą, żebym wykupił leki, albo zadbał o siebie. Czasem nawet wpadała do mnie z ciepłym obiadem zrobionym przez nią lub jej matkę. Lubiłem ją, ale chyba bardziej lubiłem korzyści płynące z tej znajomości. Uwiesiłem się jej dobrego serca i chęci pomocy.
W tym okresie pojawiły się opiaty i przeróżne autorskie miksy. Ja nawet sam nie wiem, co brałem. Byłem jak królik doświadczalny dla mojego dostawcy. Czasem dawał mi jakąś zniżkę w ramach tego, że przetestuję jakąś jego ,,nowość”. Patrzę na to z perspektywy czasu i czuję ogromny żal. Wartość mojego życia była zawarta w zniżce… Ale co tu obwiniać innych, jak ja sam siebie nie ceniłem, nie widziałem w sobie żadnej wartości?
R: Jak wyglądało Twoje przedawkowanie?
M: Szczerze mówiąc, nigdy nie wierzyłem w Boga, ale po tym co przeżyłem mam wrażenie, że on jednak istnieje. Inaczej tego wytłumaczyć nie mogę. No bo to nie mógł być przypadek. Tego dnia, kiedy zażyłem to… *bierze głęboki oddech* cholerstwo…, poczułem się bardzo, bardzo senny. Chodziłem chwilę po mieszkaniu obijając się o meble i robiąc sobie kolejne z setek siniaków na ciele. Czułem, że moje serce zaczyna bić coraz wolniej, coraz ciszej… Położyłem się. I po prostu odpływałem… Obudziłem się w szpitalu.
Okazało się, że chwilę przed tym zanim się położyłem, odkręciłem niechcący wodę, która spływała do zatkanej umywalki, więc cała leciała prosto na ziemię. W pewnym momencie było jej tak dużo, że zaczęła zalewać mieszkanie pode mną. Ktoś zadzwonił do właściciela, właściciel przyjechał z zapasowymi kluczami. Po otworzeniu drzwi odkryli mnie i żałosny widok, który sobą przedstawiałem. Podobno już wtedy mnie reanimowali…
Michał po zatrzymaniu akcji serca został przewieziony do szpitala. W szpitalu kilkakrotnie jego serce się zatrzymywało. Po leczeniu na oddziale ratującym życie, Michał odzyskał lepsze samopoczucie i zdecydował się na leczenie uzależnienia. Obecnie Michał odbywa terapię w trybie stacjonarnym.
Mogą Cię zainteresować:

Algorytmy kontra uzależnienia? Jak sztuczna inteligencja zmienia badania nad substancjami

Dodaj komentarz