
Marihuana – niby niewinny skręt wypalany przez rodziców Franka pomiędzy różnymi czynnościami każdego dnia. Z perspektywy kilkuletniego dziecka trudno było dostrzec jej przeogromny wpływ na psychikę i zachowania mamy i taty oraz funkcjonowanie samego Franka. „Haj” był dla nich stanem niemal permanentnym, natomiast do pewnego momentu podstawowe potrzeby dziecka były zaspokajane. Kiedy do Franka dotarło, że jego rodzice mają problem i jak bardzo ich problem rzutuje na jego życie?
Kiedy Franek był kilkulatkiem jego rodzice prowadzili razem firmę zajmującą się dorabianiem kluczy i produkcją drobnych elementów metalowych. Popołudniami, gdy wszyscy byli już w domu, Franio często widział rodziców palących coś w rodzaju papierosa. Nie budziło to wówczas jego niepokoju, ponieważ często widywał palącego papierosy dziadka czy sąsiadów. Przeważnie na stole pojawiał się obiad, mama starała się dbać o dom oraz potrzeby dziecka. W domu krzątał się mały kundelek Pimpek oraz kot Mruczek. W weekendy często rodzina udawała się do dziadków na sobotni lub niedzielny obiad, a w każde wakacje wyjeżdżali pod namiot nad jezioro. Pozornie wszystko wyglądało poprawnie.
Franek także bardzo długo żył w tym przekonaniu. Z upływem lat rodzice coraz częściej bywali zmęczeni, zdarzało się, że nie mieli siły iść do pracy. Z czasem skończyły się także wizyty u dziadków oraz wspólne wyjazdy. Chłopak tłumaczył sobie to w ten sposób, że rodzicom przybywa lat, a on sam dojrzewa i ich wzajemne relacje po prostu się rozluźniają. Coraz częściej trudno było mu z rodzicami znaleźć wspólny język i porozumienie na jakiejkolwiek płaszczyźnie.
Franek był wówczas już nastolatkiem i inne sprawy zaczęły stanowić dla niego priorytet. Miał znajomych, powoli wchodził w świat, w którym spotkania towarzyskie i czas spędzany poza domem stawały się najważniejsze. Z czasem w ogóle przestało go interesować, w jaki sposób funkcjonują rodzice. Zresztą im także niepotrzebne było zainteresowanie Franka. Byli już wówczas mocno uzależnieni od marihuany, a zapalenie „zioła” stanowiło stały element ich każdego dnia. Każdej pory dnia. Większość wieczorów spędzali w kuchni przy drinku i ze skrętem w ręku. Oboje przestali jakkolwiek dbać o atmosferę w domu, o ład wokół, a nawet o regularne posiłki. Franek czuł, jakby im zwyczajnie przeszkadzał.
W momencie, gdy Franek trafił do szkoły średniej pierwszy raz w życiu na jednej z imprez zetknął się z narkotykami. Ktoś pił drinka, ktoś inny pił piwo, a część grupy w kącie paliła to! To samo, co od lat palili jego rodzice. Nie miał żadnych wątpliwości – to ten sam specyficzny zapach, podobnie dziwne zachowania do tych, które obserwował u rodziców. Ktoś z towarzystwa podszedł do niego i zaproponował „maryśkę”. To było jak uderzenie obuchem. W jednej chwili Franek zdał sobie sprawę, że jego rodzice mają problem, że od lat są uzależnieni od odurzającej substancji, jaką jest marihuana. To dlatego od jakiegoś czasu wydawało mu się, ze wieczorami stają się zupełnie innymi ludźmi. Dlatego tak trudno było mu znaleźć z nimi porozumienie i zwyczajnie porozmawiać o czymś normalnie i spokojnie. W tej chwili poczuł się bardzo samotny, a jednocześnie poczuł nieodpartą chęć niesienia pomocy uzależnionym rodzicom.
Jednak jego wiedza na temat tego, co oznacza regularne, wieloletnie palenie marihuany, była zbyt mała. Nie wiedział tak naprawdę, ani czym jest uzależnienie, ani co może oznaczać dla organizmu przyjmowanie tej substancji. Pomimo tego, że od lat czuł się balastem dla rodziców, że obserwował wielokrotnie jak cieszą się, że nie muszą się nim zajmować, pomimo wielu kłótni i prób zwrócenia na siebie uwagi, kochał ich. A przynajmniej nie chciał, żeby ich życie skończyło się przedwcześnie albo przestało mieć jakikolwiek sens.
Choć nabrał wątpliwości, czy da się coś jeszcze z tym zrobić, postanowił pogłębić swoją wiedzę na temat uzależnienia od marihuany. Pierwsze co zrobił, to udał się do psychologa szkolnego, aby porozmawiać o swoim problemie. Trafił na uważną panią psycholog, która nie zbagatelizowała sprawy. Zaprosiła na kolejne spotkanie z Frankiem terapeutę uzależnień, który w przystępny sposób opowiedział Frankowi, z czym mierzy się on sam i jego rodzina. Kolejnym krokiem było poinformowanie dziadków, o tym co dzieje się w jego domu. Z pewnością mieli świadomość, że rodzice nie funkcjonują w sposób prawidłowy, ale był to swojego rodzaju temat tabu i tak naprawdę nikt z otoczenia nie zdawał sobie sprawy z tego, jak dalece posunięte jest uzależnienie rodziców Franka i jakie spustoszenie zdążyło wyrządzić w życiu ich i chłopca. Franek zamieszkał z dziadkami i czasowo odizolował się od uzależnionych rodziców. Widywał się z nimi sporadycznie.
O rozmowie z rodzicami na tamtym etapie nie było mowy. Zaprzeczali bowiem faktom, reagowali agresją i bagatelizowali temat. Szczęśliwie Franek nie został z tym sam. Był w wieku pozwalającym na podjęcie samodzielnej decyzji o poddaniu się terapii. Pragnął dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się z rodzicami i przede wszystkim, czy istnieją narzędzia, by jakkolwiek pomóc im wydobyć się z sideł nałogu. Wtedy jeszcze na tym zależało mu najbardziej. Jednak dosyć szybko na terapii uświadomiono mu, że absolutnie nie ma wpływu na życie dorosłych ludzi i że tak naprawdę istotą terapii jest pomoc samemu sobie. To był bolesny okres. Franek musiał zderzyć się ze świadomością tego, że jego rodzice cierpią z powodu nadużywania narkotyków i on nie jest w stanie nic z tym zrobić, dopóki oni sami przed sobą nie przyznają, że mają problem i nie zechcą podjąć leczenia.
Musiał także zmierzyć się ze swoim tak naprawdę samotnym i smutnym dzieciństwem i okresem dojrzewania oraz zdobyć narzędzia, by nie wejść w dorosłość jako poturbowany życiowo człowiek z deficytami niepozwalającymi na szczęśliwe życie. Franek łączył z powodzeniem życie szkolne i towarzyskie, stawiając się dwa razy w tygodniu w ośrodku leczenia uzależnień i współuzależnienia, by uzbroić się w umiejętności radzenia sobie z własnym życiem.
Zdarza się, że taka praca bliskich osoby uzależnionej oraz wdrożenie w rezultacie odpowiednich postaw mobilizuje osoby cierpiące z powodu uzależnienia do podjęcia leczenia. Franek był w terapii dwa lata, poczuł się lepiej sam ze sobą. Cały czas miał jednak też nadzieję, że rodzice kiedyś zrozumieją, że mogą jeszcze zawalczyć o swój los i swoje zdrowie. On sam jednak podjął bardzo odważną i świadomą decyzję, by zaraz po szkole średniej podjąć studia w innym, odległym mieście i spróbować żyć mądrze i odpowiedzialnie z dala od rodziców i wykorzystując to, czego dowiedział się podczas terapii. To był moment zwrotny w jego życiu.
Mogą Cię zainteresować:

Dodaj komentarz