Aplikacje, które mają zmienić nasze życie na lepsze, robią coraz większą karierę. Nic dziwnego: są proste w obsłudze, mają atrakcyjną formę i obiecują naprawdę wiele za niewiele wysiłku. Nawet to, że dzięki nim zachowasz trzeźwość. Czy warto korzystać z takich narzędzi? Czego można od nich oczekiwać, a na co należy uważać? Mówi Agata Czaja-Michaud, psycholożka, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień i specjalistka przeciwdziałania przemocy.
Redakcja: Aplikacje “trzeźwościowe” to narzędzia, które od kilku lat zyskują na popularności. Pani zdaniem to pozytywne zjawisko?
Agata Czaja-Michaud: Mamy XXI wiek, większość z nas używa smartfonów, nowych technologii i internetu. Sięganie po tego typu narzędzia również w leczeniu jest naturalnym krokiem w rozwoju. Jak najbardziej, nowe technologie na różnych poziomach mogą wspierać terapię uzależnień. Po im więcej metod pomocniczych sięgniemy, tym bardziej zwiększymy swoje szanse. Natomiast aplikacja nigdy nie powinna zastępować terapii, czy mityngu.
Nie wydaje się pani, że reklamowanie takich aplikacji jako prostych, atrakcyjnych i obiecujących sukcesy może sprawić, że trzeźwienie zostanie potraktowane nie do końca poważnie? Ostatecznie na pulpicie mamy aplikacje do odchudzania, biegania, nauki angielskiego i trzeźwienia obok siebie…
Samo istnienie aplikacji “trzeźwościowych”, nawet stawianie ich na pulpicie obok innych, nie wydaje mi się zagrożeniem. Natomiast już sposób ich promowania tak. Narracja o łatwej drodze, drodze na skróty zawsze kusi. Rzeczywiście aplikacje mogą takie skojarzenia wywoływać. Stąd np. popularność “zaszywania się”. Niewielki wysiłek i obiecywany super efekt. Ale tak trzeźwienie nie wygląda, wszywka ani sama aplikacja nie wystarczy.
Aplikacja będzie dobrym pomysłem dla osób, które już mają pewne rozeznanie w radzeniu sobie z problemem i potrafią kontrolować pokusy. Dla takich osób aplikacja, która liczy dni trzeźwości, może działać motywująco. Może pomóc zobaczyć swoje postępy i utrzymać zaangażowanie w procesie trzeźwienia. Wówczas może być narzędziem wspierającym, które daje poczucie sprawczości i umożliwia śledzenie sukcesów.
Natomiast aplikacja nie będzie odpowiednia dla osób, które mają poważne trudności w radzeniu sobie z uzależnieniem. Podobnie dla osób, które są w początkowych fazach terapii. Dla nich liczenie dni trzeźwości może prowadzić do poczucia porażki, jeśli nie uda im się utrzymać postanowień. Bez zrozumienia, dlaczego piję i jak mogę sobie inaczej poradzić, ta porażka nadejdzie szybko. Sama aplikacja nie rozwiązuje podstawowych trudności związanych z uzależnieniem i nie zastąpi profesjonalnej terapii.
Aplikacje trzeźwościowe składają się z kilku charakterystycznych elementów wspierających osoby wychodzące z uzależnienia. To nie tylko kalendarz trzeźwości, ale też program 12 kroków, przypomnienia, afirmacje, nawet społeczność.
Owszem, i to jest duży plus takich narzędzi, bo to, co pani wymieniła stosuje się także w terapii. Ale to nadal nie jest wchodzenie w proces terapeutyczny. Te elementy, każdy z osobna, to bardziej metody coachingowe. Kalendarz trzeźwości, śledzenie postępów, liczenie dni abstynencji, powiadomienia i przypomnienia o ważnych krokach w procesie wychodzenia z uzależnienia, statystyki, monitorowanie postępów, np. medale za miesiące trzeźwości – to wszystko są narzędzia, które nie wystarczą, by zmotywować do leczenia i leczyć człowieka w głębokim kryzysie. To dodatek.
A możliwość szukania wsparcia? Dostęp do numerów telefonów osób, które mogą pomóc w kryzysowych momentach. To wydaje się cenne. Podobnie jak elementy programu 12 kroków.
Jak najbardziej, lecz nadal nie zastępuje to spotkania na żywo. Kontakt bezpośredni np. na spotkaniach AA, jest niezastąpiony. Pozwala na spontaniczne rozmowy, wyrażanie emocji i odczytywanie ich, odczuwanie tego, co niewerbalne. Tego nie da się w pełni odtworzyć w przestrzeni wirtualnej. Spotkania twarzą w twarz oferują poczucie bliskości i autentyczności, które są trudne do osiągnięcia online. Człowiek jest stworzony do budowania relacji w realu. A są one bardzo ważne w procesie terapeutycznym. Mamy mózgi, które reagują na dotyk, mimikę. Nie doceniamy tego w czasach komunikatorów, zapominamy o tym.
Ponadto uzależnienia mają to do siebie, że przyciągają inne uzależnienia. Ważne jest, aby nie stało się tak, że zaczynamy zbierać punkty w aplikacji i wpadamy w uzależnienie od technologii. Dlatego zalecam, by osoby, które zmagają się z trudnymi emocjami, starały się szukać wsparcia w rzeczywistym świecie. Szukajmy przyjemności w prawdziwych doświadczeniach – na przykład wybierzmy się na prawdziwy rower, a nie grajmy w gry wirtualne. Spotkajmy się z kolegą na herbacie, a nie rozmawiajmy tylko przez internet. Ważne, by nie uzależniać się jeszcze bardziej od cyfrowości. Musimy pamiętać, że prawdziwe wsparcie i dobrostan pochodzi z kontaktów w realnym świecie.
Wspomniała pani o metodach coachingowych i terapeutycznych. Czym się one od siebie różnią?
Narzędzia terapeutyczne służą do pracy z osobami, które znajdują się w głębokim kryzysie emocjonalnym lub mają liczne trudności wynikające z uzależnienia. Terapia skupia się na leczeniu, radzeniu sobie z emocjami, radzeniu sobie z “głodem” używki, przepracowaniu traum itp. Osoba uzależniona wymaga profesjonalnej pomocy terapeutycznej. To głęboki zaawansowany proces. Pamiętajmy, że kim innym jest psycholog– terapeuta uzależnień, a kim inny coach/trener trzeźwości.
Coaching jest skierowany do osób, które nie są w głębokim kryzysie. Pomaga w rozwoju osobistym, ustalaniu celów i motywowaniu do ich realizacji. W przypadku uzależnienia terapia jest kluczowa na wczesnym etapie, kiedy sytuacja jest trudna, kryzysowa. Tego nie da się załatać coachingiem. To tak, jakbyśmy liczyli na to, że nasze lękowe problemy z prokrastynacją rozwiążemy metodą odliczania: 5-4-3-2-1. To trik coachingowy, bardzo skuteczny, kiedy zwyczajnie mamy kłopot zabrać się za jakieś zadanie. Ale nie, kiedy blokuje nas silny nieprzepracowany lęk. Dopiero po przejściu przez terapię, coaching może być skutecznym narzędziem do wzmacniania motywacji i dalszego rozwoju.
Żeby nie ulec wrażeniu, że abstynencja jest jedynym celem.
Dokładnie tak. Abstynencja to nie trzeźwienie. Osoby, które starają się utrzymać abstynencję, na początku się na tym fiksują. Jeśli na tym zaprzestaną swoich starań, nie osiągną trwałej zmiany. Trwała zmiana to nie tylko zrozumienie, dlaczego się pije, to też umiejętność radzenia sobie z emocjami i cieszenia się z życia na trzeźwo. To również poprawa relacji ze sobą i z innymi. Po co to jest, co mi to daje, jakie mam szkody z nałogu, a jakie korzyści z abstynencji. To często przewartościowanie swojego życia. Nierzadko na początku towarzyszą temu procesowi wpadki i nie ma w tym nic złego. Czasem są po prostu potrzebne, by zrobić kolejny krok. By dostrzec kolejną warstwę swojego problemu. Samo skupienie się na liczeniu dni w aplikacji ma czasem fatalny efekt. Osoby z uzależnieniem, kiedy podejmują próby abstynencji bez wsparcia terapeutycznego lub chociażby skorzystania ze wspólnoty samopomocowej, z czasem coraz gorzej sobie radzą. Porażki działają demotywująco. Obniżają samoocenę i wiarę w siebie. Coraz częściej zapijam, więc nigdy mi się nie uda. Widmo zetknięcia się ze swoją porażką w postaci statystyk w aplikacji może być przytłaczające.
Dlatego zachęcam, by sięgać po te narzędzia na późniejszych etapach procesu. Jeśli przyszło nam do głowy, by pobrać taką aplikację, niech towarzyszy temu autorefleksja i świadomość.
Agata Czaja-Michaud – psycholożka, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień i specjalistka przeciwdziałania przemocy. Autorka: „Mówię STOP Twojemu uzależnieniu” i „Jak skutecznie rozmawiać z osobą uzależnioną”. Prowadzi program terapeutyczny, webinary i relaksację dla osób z uzależnieniem oraz ich bliskich
Dodaj komentarz