Marcin ma 40 lat, jest “czysty” od prawie ośmiu. Dlaczego przestał brać narkotyki? “Przyszedł taki moment, że się cholernie przestraszyłem i zgłosiłem się po pomoc do Ośrodka Leczenia Uzależnień” – mówi.
Opowiedz o swoim pierwszym kontakcie z narkotykami.
Zaczęło się w szkole średniej od marihuany. Jeździłem na desce, chciałem być fajny i wyluzowany. Miałem kolegę, z którym nawet kilka minut przed lekcją, paliliśmy skręta. Nauczyciele raczej za nami nie przepadali, byliśmy nieznośni i hałaśliwi. Wtedy oczywiście uważaliśmy, że jesteśmy super zabawni i oryginalni, przez myśl mi nawet nie przeszło, że palenie marihuany podoba mi się tak bardzo, bo po niej nie czuję się gorszy, smutny, mniej interesujący niż inni.
Ale na marihuanie się nie skończyło.
Nie, dołączył do niej alkohol. Dużo alkoholu. Potem amfetamina, ecstasy, hasz, kokaina bardzo rzadko, bo była za droga. Na studiach uważałem, że do nauki amfetamina jest niezbędna. Poza tym dużo imprezowałem, narkotyki dodawały mi pewności siebie. Miałem problem z samooceną, więc maskowałem to poczuciem humoru, wygłupami, po używkach stawałem się duszą towarzystwa. Sam organizowałem dużo imprez, żeby być lubianym. Oczywiście dopiero teraz, już po terapii umiem to nazwać i się do tego przyznać.
Domyślam się, że poza tymi pozytywnymi aspektami, używki miały też negatywny wpływ na twoje życie…
To prawda, ale widzisz – w pierwszej kolejności zwróciłem uwagę na te, które wydawały mi się fajne. Piłem w taki sposób, że coraz częściej wpadałem w kłopoty. Bójka, awantura w sklepie, zatrzymanie przez policję, jazda na rowerze pod wpływem, kolejna noc na izbie… Moja grupa znajomych składała się tylko z osób, które piją, palą i biorą. Moje relacje z rodziną były coraz gorsze, trudno im było patrzeć na to, co się ze mną dzieje. Lista moich wybryków w policyjnej kartotece dynamicznie się rozrastała. W końcu sąd uznał, że ma mnie dosyć i zdecydował, że może pobyt w więzieniu mnie czegoś nauczy.
Trafiłeś do więzienia?
Na ponad rok. Byłem przed 30. Tam pierwszy raz uczestniczyłem w terapii uzależnień, ale nie traktowałem tego poważnie. Robiłem sobie jaja, no zero autorefleksji. Wyszedłem i… piłem dalej. Odnowiłem znajomość z kolegą, który brał narkotyki. Chodziłem do niego na mefedron, po nocach braliśmy amfetaminę. W tym czasie chciałem skończyć studia, więc umawiałem się z nim na naukę. Braliśmy amfetaminę, żeby łatwiej i szybciej poszło. Kończyło się tak, że godzinę przekrzykiwaliśmy się na przystanku, a potem całą noc rysowałem graffiti z takim zaangażowaniem, że rwałem kartkę. Trwało to kilka miesięcy.
A potem?
Przestraszyłem się. Tego, w jakim kierunku zmierza moje życie, z kim i jak spędzam czas. To było takie poczucie, że jak teraz czegoś nie zmienię, to będzie tylko gorzej. A już i tak było źle. Moje ciało było wyczerpane przez używki, nie miałem stałego miejsca zamieszkania, wielokrotnie się przeprowadzałem, okresowo wracałem do rodziców, którzy byli bezsilni, ale jednak mnie wspierali. Prowadziłem swoją firmę i ciągłe miałem problemy finansowe, bo zamiast skupić się na rozwoju, wpadali do mnie znajomi, piliśmy, braliśmy narkotyki. Gdybym wtedy się rozejrzał wokół, to otaczali mnie głównie ludzie uzależnieni. Trwaliśmy w zaklętym kręgu, łączyły nas tylko używki. Zdecydowałem, że chcę to zmienić.
I zgłosiłeś się na odwyk?
Tak, poszedłem na odwyk, ale pomimo tego, że decyzję podjąłem w jakimś przebłysku świadomości, okazało się, że nie jestem zdeterminowany, żeby dokonać zmiany. Przez jakieś dwa lata bujałem się pomiędzy okresami trzeźwości a powrotem do używek. Nie piłem i nie brałem na przykład pięć miesięcy, więc uznawałem, że teraz już mogę, skoro tyle wytrzymałem, to nie mam problemu. Wpadałem w pułapkę takiego myślenia kilka razy.
Ale w końcu udało ci się wytrwać w trzeźwości dłużej i “nie wrócić” do picia i brania.
Miałem 32-33 lata. Od tego momentu jestem czysty, ale nie liczę tego dokładnie. Nie pamiętam konkretnej daty. Ale było to w takim wieku, że miałem poczucie, że ja naprawdę jeszcze nie straciłem życia. Że jeszcze wiele przede mną. Zrobiłem dużo złych i głupich rzeczy, w jakimś sensie zniszczyłem swoje zdrowie, ale mam jeszcze szansę, chociaż w jakimś stopniu to naprawić. Takie myślenie mnie nakręciło. Odciąłem się od dawnego towarzystwa, skupiłem się na pracy. Szybko przekonałem się, że moje zaangażowanie w firmę, sprawia, że odnoszę sukcesy. Mogłem wynająć samodzielnie mieszkanie w centrum Warszawy. Zacząłem wychodzić z długów, zrobiłem prawo jazdy, kupiłem samochód, poznałem nowych znajomych, w końcu otworzyłem się na relację miłosną i poznałem moją obecną partnerkę. Gdy się spotkaliśmy pierwszy raz, byłem już trzeźwy od około 5 lat, ale nadal miałem w sobie obawę, czy ktokolwiek zainteresuje się facetem po pobycie w więzieniu i chorym na uzależnienie. Na szczęście okazało się, że pomimo tych doświadczeń, nadal mam dużo do zaoferowania. I co najważniejsze – na trzeźwo mam energię i chęć, żeby doceniać moją nową rzeczywistość, podróżować, realizować marzenia.
Mogą Cię zainteresować:
Dodaj komentarz