
Czy można nie mieć pojęcia, że jest się uzależnionym? 27-letnia Małgosia uważa, że można. Do specjalisty trafiła ze stanami lękowymi i depresją, a o substancjach, których używa, myślała tak, jakby pozostawały bez wpływu na jej stan.
Opowiedz coś o sobie.
Mam 26 lat. Studiowałam zarządzanie, ale obecnie szkolę się na stylistkę rzęs i paznokci. Dorabiam w osiedlowym sklepie i na razie wszystkie pieniądze wydaję na utrzymanie. Żyję skromnie, lecząc się jeszcze z poczucia, że straciłam swoją szansę. Moi rodzice wychowywali mnie na “człowieka sukcesu”, wspierali mnie finansowo na studiach i właściwie, to ich słowa, dawali mi wszystko, co zapewnia dobry start. Zawiodłam ich oczekiwania i zaufanie, dlatego teraz, nawet pomimo tego, że jest mi trudno, nie mam odwagi poprosić ich o pomoc. Mam nadzieję, że jak skończę szkolenie i zacznę zarabiać w salonie kosmetycznym, odbiję się od dna.
Czujesz, że jesteś na dnie?
Może to za mocne słowa. Jestem raczej w dołku, ale na terapii uczę się dostrzegać, że sukces ma różne oblicza. W moim przypadku sukcesem jest to, że od dwóch lat nie korzystam z alkoholu i narkotyków, każdego dnia trzeźwa idę do pracy, organizuję mój niewielki budżet tak, żeby zjeść ciepły posiłek i opłacić czynsz za pokój. A w weekendy chodzę na spacery.
W jaki sposób narkotyki i alkohol znalazły się w twoim życiu?
Alkohol pojawił się pod koniec liceum i nie było tak, że piłam bardzo dużo. Potem imprezy na studiach, życie w akademiku, wyjścia na piwo po zajęciach. Paradoksalnie nikt nie częstował mnie narkotykami, w moim towarzystwie raz na jakiś czas ktoś zapalił marihuanę, ale ja tego nie lubiłam, więc nie korzystałam.
Jak zatem doszło do tego, że zaczęłaś brać?
Wspomniałam, że rodzice dużo ode mnie oczekiwali. Miałam być najlepsza, chcieli się mną chwalić. Dotyczyło to również wyglądu. Jednocześnie chronili mnie przed złem całego świata, dawali poczucie, że jestem najważniejsza, idealna, najmądrzejsza. W nowym środowisku zderzyłam się z tym, że jestem zwyczajna, nie wyróżniam się, ani nie jestem najlepsza z grupy, ani najładniejsza. Nie wzbudzałam zachwytów i szczególnego zainteresowania, a na to przygotowywali mnie rodzice. Czułam się zagubiona i samotna, a oni dzwonili codziennie, dopytywali, czy może prowadzący na wykładzie mnie pochwalił i czy odrzuciłam zaloty kolejnego kolegi. Nic takiego się nie działo, zaczęłam wymyślać dla nich historie, a moje przygnębienie się pogłębiało. Wciąż byłam śpiąca, zmęczona, zaczęłam tyć, pogorszyła się ogólna kondycja mojego ciała. Poszłam do lekarza, okazało się, że mam problemy metaboliczne. Dostałam również zalecenie, żeby pójść do psychiatry.
Poszłaś?
Nie, uznałam, że przecież nie jestem wariatką, wezmę jakieś suplementy, schudnę i będzie super. Bo faktycznie, w mojej głowie największym problemem były dodatkowe kilogramy. Resztę objawów byłam w stanie przełknąć, ale nie to, że jestem gruba. Na samą myśl, że w takim stanie pojadę do rodziców, robiło mi się niedobrze. Ale niestety nie chudłam. Głodziłam się i objadałam na zmianę, jak zrzuciłam kilogram, to przybrałam cztery, kupowałam dziwne tabletki i herbatki na odchudzanie. A w końcu wyczytałam na jakimś forum, że w ekspresowym chudnięciu może pomóc amfetamina. Byłam zdesperowana. Popytałam znajomych i dowiedziałam się, gdzie ją kupić.
Jaki był efekt?
Z początku doskonały, bo oczywiście dołożyłam do tego restrykcyjny deficyt kaloryczny. O to mi chodziło. Chudłam! Miałam dużo energii, wróciło moje poczucie wszechmocy i pewność siebie, uczyłam się jak opętana. Po jakimś czasie pojawiła się bezsenność, stałam się bardziej drażliwa, rozbita. Niemal cały czas miałam biegunkę. Pomyślałam, że pewnie dobrze zrobi mi większa dawka narkotyku. Gdzieś w tym wszystkim zaczęłam również więcej pić. Do takiego stanu doprowadziłam się w kilka miesięcy! Z perspektywy czasu myślę, że tak zaczął się czas okrutnej dezorientacji, wpadłam w zaklęte koło, panicznie szukałam rozwiązania moich problemów w substancjach. Potem pojawiły się omdlenia, pierwsze uwagi znajomych, że chyba nie najlepiej się czuję, opuszczanie zajęć, nieodbieranie telefonów od rodziców, izolowanie się, paraliżujące lęki.
Sama zgłosiłaś się po pomoc?
Nie, nie byłam już w stanie połączyć wątków, określić, co jest powodem, a co skutkiem. Mówiąc kolokwialnie – odkleiłam się. Groziło mi wywalenie ze studiów, ale nie przejmowałam się tym. W końcu moja przyjaciółka wyciągnęła mnie z łóżka i zaciągnęła do psychiatry. W gabinecie mało uwagi poświęciłam alkoholowi i narkotykom. Wspomniałam o tym, ale nie uważałam, że używki to problem. Byłam pewna, że to “tylko depresja”. Lekarz jednak wyczuł, że coś jest nie tak. Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy, za każdym razem to przyjaciółka na siłę ciągnęła mnie na wizytę. Dostałam diagnozę depresji i stanów lękowych. Poczułam satysfakcję, że to depresja, ułożyłam sobie w głowie, że to przecież nie moja wina. Zanim jednak wyszłam, psychiatra dał mi na kartce skierowanie na odwyk i zapisane adresy dwóch miejsc, w których osoby uzależnione mogą dostać pomoc.
Jak zareagowałaś?
Oburzyłam się, zaczęłam agresywnie mu odpowiadać i krzyczeć, że złożę skargę. Wybiegłam i przeniosłam swoje przykre emocje na przyjaciółkę. Nie miała pojęcia, że biorę amfetaminę, więc gdy jej wywrzeszczałam, że ten “jej doktorek” ma mnie za ćpunkę, zamilkła, a potem się rozpłakała. Z dwa tygodnie nie gadałyśmy. Pogrążyłam się w pozycji ofiary, ale myśl o tym, że mogę być uzależniona, nie dawała mi spokoju. W końcu poszłam pod adres zapisany na kartce.
I podjęłaś terapię?
Najpierw wszystko opowiedziałam przyjaciółce Magdzie. Wybaczyła mi moje zachowanie, chyba zrozumiała, co się dzieje. Zadeklarowała, że pojedzie ze mną. Chyba wtedy znowu obudził się w mnie schemat pod tytułem “nie chcę sprawić zawodu kolejnej osobie”. Wiedziałam, że czeka przed budynkiem, więc jak wyjdę, nie mogę jej powiedzieć, że nie podejmę terapii. Zaczęłam leczenie. Nie dałam rady skończyć studiów, już mi na nich nawet nie zależało. Kontakt z rodzicami miałam sporadyczny, chociaż na początku wysyłali mi jeszcze pieniądze – zanim się nie ogarnę, czyli nie znajdę pokoju i pracy. Ze wszystkim pomogła mi Magda. To ona po znajomości załatwiła mi tani kąt, pomogła przygotować CV i rozsyłała je wszędzie, odprowadzała na terapię, gdy tylko mogła. Chyba w tej relacji pierwszy raz poczułam takie prawdziwe bezpieczeństwo. Magda co tydzień w niedzielę wysyła mi smsa o treści “poproszę o raport za ten tydzień”. Przyznam, że dużą satysfakcję daje mi to, że mogę napisać: zero alkoholu, zero narkotyków, jedna wizyta u terapeuty. Chociaż jeszcze daleko mi do tego, żebym uznała, że jestem szczęśliwa.
Mogą Cię zainteresować:

Dodaj komentarz