Jacek, 39-letni mężczyzna z małego miasta, dorastał w cieniu pijącego i przemocowego ojca. Choć udało mu się wyjechać na studia, zbudować karierę i znaleźć miłość, jego przeszłość nadal kładzie się cieniem na jego życiu. Od lat zmaga się z lękiem, że powtórzy błędy swojego ojca. Szczególnie teraz, gdy z żoną mówią coraz głośniej i odważniej o powiększeniu rodziny. Jacek podzielił się z nami swoją historią. Opowiedział o trudnościach dzieciństwa, drodze do uzdrowienia poprzez terapię i nadziei na przyszłość, w której będzie mógł stać się ojcem, jakiego sam zawsze pragnął mieć.
Lata 90. XX w. Małe miasto, bloki z wielkiej płyty. Jacek dorastał jako jedynak, spędzając większość swojego wolnego czasu z kolegami „przed blokiem”. Z pozoru zwyczajne dzieciństwo skrywało jednak głębokie rany, których Jacek do dziś nie potrafi w pełni zaleczyć.
W domu rodzinnym
Ojciec Jacka pił. Dużo, często, regularnie. Nie bił, nie podnosił głosu, ale stosował przemoc emocjonalną i finansową. Matka, pracująca w bibliotece za niewielkie pieniądze, musiała prosić ojca o każdą złotówkę. Ten był kierownikiem w elektrowni. W małym mieście była to więc praca na swój sposób prestiżowa. W domu jednak władza ojca przejawiała się kontrolą nad każdym aspektem życia rodziny.
– Widziałem, jak mama patrzyła na tatę z oczami pełnymi strachu i upokorzenia, prosząc o pieniądze na dodatkowe zakupy. Musiała się też z każdego wydatku rozliczyć – wspomina Jacek. – Kiedy jako nastolatek poszedłem do wakacyjnej pracy i wydałem pieniądze na kwiaty dla dziewczyny, mama drżała w lęku, że ojciec się dowie, ile zarabiam i wydaję na „zbędne” rzeczy. Bo przecież lepiej byłoby oddać jemu, by zarobił na większy samochód i mógł „pokazać się w mieście”. Albo żeby się napił i zasnął – byłaby to cena świętego spokoju trwającego chwilę. Wtedy postanowiłem, że nigdy nie pozwolę, aby moje dzieci musiały przechodzić przez to samo piekło.
Lęki, które nie dają spokoju
Po ukończeniu szkoły średniej Jacek wyjechał na studia do większego miasta. Od tego czasu ma sporadyczny – poprawny ale bez zaangażowania emocjonalnego – kontakt z rodzicami.
Zawsze był zwinny i sprawny, co pozwoliło mu rozpocząć studia na AWF oraz odnaleźć się w nowym środowisku. To właśnie tam, w dziekanacie, poznał swoją przyszłą żonę. Magda była wtedy stażystką i jednocześnie studiowała administrację. Między nimi szybko zaiskrzyło, a ich miłość 10 lat temu przerodziła się w małżeństwo.
Choć oboje mieli plany na przyszłość, życie szybko nabrało tempa. Żona Jacka rozpoczęła pracę w korporacji, a on sam został nauczycielem WF i trenerem personalnym. Kariera, ambicje i codzienne zawodowe obowiązki sprawiły, że osobiste kwestie zeszły na dalszy plan. Jednak od kilku lat coraz częściej poruszają ten temat, marząc o powiększeniu rodziny.
– Zawsze marzyliśmy o dzieciach, ale życie jakoś nas pochłonęło – mówi Jacek. – Teraz, gdy zaczęliśmy o tym mówić na poważnie, moje lęki stały się bardziej realne.
Pomimo pragnienia posiadania dzieci, Jacek zmaga się z obawami, że powtórzy schematy swojego ojca i skrzywdzi swoje przyszłe dzieci. Te obawy są tak silne, że Jacek od trzech lat uczęszcza na terapię dla osób identyfikujących się jako DDA. Jednocześnie pracuje terapeutycznie nad swoimi lękami.
– Boje się, że pewnego dnia zacznę zachowywać się jak mój ojciec i co gorsza, nie „wychwycę” tego momentu. Czasami mam koszmary, w których widzę siebie, jak kontroluję każdy grosz w domu, jak krytykuję i poniżam najbliższych. To mnie przeraża.
Droga do uzdrowienia
Terapia pomaga Jackowi zrozumieć, że choć nie ma wpływu na to, co się wydarzyło, ma pełną kontrolę nad swoją przyszłością. Każda sesja terapeutyczna to krok w stronę lepszego życia, pełnego miłości i zrozumienia, które chce przekazać swoim przyszłym dzieciom. Proces terapeutyczny jest dla Jacka nie tylko źródłem ulgi, ale także miejscem, gdzie uczy się rozpoznawać i nazywać swoje emocje. Wcześniej było to dla niego trudne.
– Każda sesja z Panią Ewą to intensywne, emocjonalne doświadczenie, które pomaga mi stopniowo odkrywać i przepracowywać traumy z dzieciństwa. Pani Ewa często powtarza: „To, że jesteś świadomy swoich lęków, już jest ogromnym krokiem naprzód. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak ich przeszłość wpływa na ich teraźniejszość”. Na początku terapii czułem się zagubiony i bezradny. Ale z czasem zacząłem zauważać, że mogę kontrolować swoje reakcje i uczucia. Pani Ewa nauczyła mnie, jak rozmawiać ze swoimi lękami i jak je oswajać, zamiast przed nimi uciekać. Natomiast wciąż wielu rzeczy nie rozumiem i to blokuje mnie by pójść dalej.
Narzędzia i techniki
Oprócz indywidualnych sesji, Jacek uczestniczy także w grupowych spotkaniach terapeutycznych dla tzw. Dorosłych Dzieci Alkoholików. Spotkania te dają mu poczucie wspólnoty i zrozumienia. Jak podkreśla, może dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi, którzy przeszli przez podobne sytuacje. Oprócz tego Jacek postawił na samorozwój i sprawdzanie różnych dostępnych technik radzenia sobie ze stresem i lękiem. Regularnie praktykuje medytację i ćwiczenia oddechowe, które pomagają mu uspokoić umysł.
– Opór przed medytacją był ogromny. Miałem w głowie przekonanie, że to przecież wstyd, ze jak to dorosły facet oddychający na macie. Nie chciałem tego robić nawet z moją żoną, choć Magda od lat praktykuje jogę i mindfulness. Ale w końcu się przełamałem i znajduję w tych ćwiczeniach ukojenie.
Jacek prowadzi także dziennik, w którym zapisuje swoje myśli i uczucia.
– Pisanie dziennika jest dla mnie jak rozmowa z samym sobą. Pozwala mi to zobaczyć swoje lęki z innej perspektywy i zrozumieć, że nie są one nie do pokonania.
Z żoną często rozmawiają o przyszłości, planując, jak stworzyć bezpieczny i kochający dom dla swoich dzieci. Jacek wierzy, że dzięki terapii i wsparciu żony, uda mu się przezwyciężyć swoje lęki i stworzyć rodzinę.
– Moja żona jest dla mnie ogromnym wsparciem. Razem przeszliśmy przez wiele trudnych chwil, ale dzięki niej wiem, że mogę być innym ojcem, lepszym. Ale nie chcę się tego ojcostwa uczyć „na żywym organizmie”. Myślę, że przyjdzie czas, kiedy oboje będziemy gotowi.
Wieczorne rozmowy z żoną stały się dla Jacka rytuałem, który pozwala im obojgu budować wspólne marzenia o przyszłości. Dyskutują o tym, jak chcą wychować swoje dzieci, jakie wartości chcą im przekazać i jak będą radzić sobie z wyzwaniami.
Jacek podkreśla, że jego największym marzeniem jest, aby pewnego dnia móc z dumą powiedzieć swoim dzieciom, że przezwyciężył swoje lęki i stworzył dla nich bezpieczny, kochający dom. Mówi też, że chciałby mieć w sobie tyle siły, aby stać się podparciem dla rodziców, zwłaszcza dla mamy, w drodze do odnalezienia siebie. Ale jak na razie to pieśń przyszłości.
Dodaj komentarz