Uzależnienie od alkoholu jest chorobą iluzji i zaprzeczeń. Zwykle bywa tak, że rodzina, otoczenie dość szybko orientuje się, że bliski ma problem. Sygnałów świadczących o tym z biegiem czasu pojawia się naprawdę dużo. Niestety osoba z uzależnieniem przeważnie przyznaje to na końcu, kiedy wszystko w jej życiu wydaje się walić. Piotrowi się udało, rozpoczął walkę o trzeźwość. Przeczytaj, co go do tego skłoniło.
Piotr, bohater tej historii, jest dzisiaj pięćdziesięcioletnim mężczyzną, mężem Ilony, ojcem dwóch nastoletnich dziewcząt. Kiedyś był także dyrektorem jednego z ważniejszych pionów w bardzo dobrze prosperującym i rozwijającym się banku. Był też współwłaścicielem pięknego domu na przedmieściach Warszawy, poruszał się najnowszym modelem auta renomowanej japońskiej marki, a wakacje spędzał z rodziną w najpiękniejszych, najodleglejszych i najdroższych zakątkach świata. Kiedyś… Niestety tę cudowną, dobrze zorganizowaną, uśmiechniętą rodzinę zniszczył alkohol. A z samego Piotra, jak sam przyznaje, uczynił „wrak człowieka”.
Redakcja: Piotrze, czy pamiętasz ten moment, kiedy uznałeś, że alkohol odgrywa w Twoim życiu dużą rolę, że sięgasz po niego zbyt często?
Piotr: Pamiętam doskonale. Chociaż dochodzenie do tego trwało wiele lat. Alkohol w mniejszym lub większym stopniu był obecny w moim życiu tak naprawdę odkąd byłem nastolatkiem. Wtedy zaczęły się licealne imprezy. Potem kontynuacja imprezowego życia miała miejsce podczas studiów, następnie wyjścia na tzw. piwko z kolegami z pracy. Korzystałem także z każdej rodzinnej uroczystości czy spotkania z bliskimi, żeby napić się wódki. Przez pierwsze lata uważałem, że mam nad tym wszystkim kontrolę. Generalnie bardzo długo tak uważałem, choć zdarzało mi się robić naprawdę straszne rzeczy pod wpływem alkoholu. Dopiero przed dwoma laty zdałem sobie sprawę, że jeśli nie zmienię czegoś w swoim życiu, to skończy się ono szybko i tragicznie. A także, że stracę wszystko, co dla mnie ważne.
A co wówczas się stało, że w ten sposób pomyślałeś?
Zdarzało mi się robić głupie rzeczy pod wpływem alkoholu. Czasem popadłem w jakąś bójkę, czasem zgubiłem pieniądze lub okłamywałem swoją żonę i córki. Rodzina zawsze była dla mnie bardzo ważna, ale nie ukrywam, że w momencie, kiedy pojawiała się możliwość spożycia alkoholu, zawsze chętnie z niej korzystałem. Wtedy wszystko przestawało się liczyć. Z biegiem lat ilości spożywanego przeze mnie alkoholu drastycznie wzrastały. Przybywało także okazji do picia, a jeśli nawet ich nie było, piłem w samotności, ukrywając to przed żoną.
Około trzech lat temu, pracując jeszcze w banku, gdy po raz kolejny pojawiłem się będąc mocno niedysponowanym, mój szef wezwał mnie na rozmowę. Wcześniej takich rozmów dyscyplinujących miałem wiele, ale dopóki robiłem „wynik” dla banku, uchodziło mi wszystko na sucho. Wtedy, te kilka lat temu, moje wyniki nie były już bardzo dobre. Nie były nawet zadowalające. W dużej mierze, będąc wiecznie „na kacu”, w zasadzie już tylko potrafiłem udawać, że pracuję. Rozmowa, na którą wezwał mnie szef niestety nie miała charakteru rozmowy dyscyplinującej. Uprzedzając mnie o tym wielokrotnie, tym razem postanowił dyscyplinarnie zwolnić mnie z pracy.
I to była jedyna przyczyna, dla której rozpocząłeś walkę o swoje zdrowie?
Nie, nie jedyna. Po utracie pracy, wszystko zaczęło się walić. Mieliśmy z żoną mnóstwo zobowiązań finansowych, z których nie mogliśmy się wywiązywać z uwagi na mój brak pracy. Zarobki żony wystarczały zaledwie na zaspokojenie podstawowych potrzeb naszej rodziny. Córki dorastały, więc ich potrzeby także wzrastały. Już wcześniej były poważne napięcia w domu z uwagi na moje częste upijanie się, ale teraz zrobiło się znacznie niebezpieczniej. Skakaliśmy sobie z żoną do gardeł cały czas, świadkami tego były dzieci, popadaliśmy w coraz większe długi, ja nie potrafiłem znaleźć pracy, a w zasadzie byłem w takim stadium alkoholizmu, że nawet nie byłem w stanie jej szukać. Wtedy jeszcze ratunku dla tych wszystkich problemów szukałem w kieliszku.
Co wtedy się stało?
Któregoś dnia wróciłem do domu od rodziców, którzy także bardzo cierpieli z powodu sytuacji w jakiej znalazłem się ja, ich jedynak, oraz moja rodzina. Zastałem wtedy zupełnie pusty dom. Ilony, mojej żony, w nim nie było. Nie było także moich córeczek. Co więcej nie było także ich rzeczy oraz naszego psa. Początkowo próbowałem kontaktować się z żoną, nachodziłem jej rodziców, którzy nie chcieli wpuścić mnie do domu, wystawałem pod szkołą córek. Teściowie próbowali mnie przekonywać, że jestem uzależniony i żebym coś tym zrobił, ale wtedy jeszcze wszystkiemu zaprzeczyłem. Wyraziłem swoją dezaprobatę dla ich twierdzeń, a na odchodne rzuciłem, że to jest ich zdanie i ja nie muszę go brać pod uwagę.
Wszyscy postanowili mnie porzucić i nie byli zainteresowani utrzymywaniem relacji ze mną. Jeszcze wtedy myślałem, że to stan tymczasowy. Przecież jestem mężem, ojcem, uważałem, że wszyscy mnie szanują i kochają tylko z tego powodu. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, jakie piekło zgotowałem swojej rodzinie. Mijały kolejne tygodnie. Niestety nic się nie zmieniało. W dalszym ciągu nie miałem pracy, rodzina nie chciała mnie znać, byłem potwornie samotny, a jedynym moim towarzystwem była butelka. Któregoś dnia zdałem sobie sprawę, że Ilona postanowiła definitywnie mnie opuścić. Spodziewałem się, że niebawem otrzymam pozew rozwodowy, a moje córki nie będą chciały utrzymywać relacji z ojcem, jakim byłem. W końcu od wielu lat nie mogły na mnie liczyć. Najpierw byłem pochłonięty pracą, a potem już głównie piciem. Organizacją całego życia obarczyłem żonę.
Czy to był właśnie ten moment, kiedy postanowiłeś definitywnie coś zmienić?
To był proces. Najpierw musiałem przyznać przed samym sobą, że problem jest ze mną, że nikt nie ponosi odpowiedzialności za moje picie, a inni mają prawo nie chcieć takiego życia. Życie z alkoholikiem u boku to gehenna. Dziś już doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Dziś także wiem, że otoczenie, które dawno sygnalizowało, że mam problem, bezspornie miało rację.
Rzeczywiście, otrzymałem pozew rozwodowy. To był ten moment. Postanowiłem zawalczyć o rodzinę, ale przede wszystkim o siebie. Ogarnąłem się trochę, a następnie udałem się do najbliższego ośrodka leczenia uzależnień. Na szczęście nie trzeba było długo czekać na termin. Już po kilku dniach rozpocząłem terapię, zarówno indywidualną, jak i grupową. Spędziłem w ośrodku prawie rok. Teraz kontynuuję terapię w poradni leczenia uzależnień. Znalazłem pracę. Może nie tak dobrze płatną, jak poprzednia, ale bardzo staram się, aby ją utrzymać. Ilona dała mi jeszcze jedną szansę. Powoli wychodzimy z długów. Staram się także pielęgnować relację z córkami. Oczywiście miewam kryzysy. Ale jestem dobrej myśli. Proces trzeźwienia, jest żmudny i trudny. Ale wiem, że warto walczyć o siebie.
Dziękuję za rozmowę.
Dodaj komentarz