„Sama będąc DDA, myślałam, że widzę więcej i spoglądam dalej. Kiedy poznałam Mirka, poczułam, że muszę mu pomóc. Choć nie wiedziałam jak, postanowiłam, że przynajmniej spróbuję. W pewnym momencie role się odwróciły. Myślę, że to stało się fundamentem naszej prawdziwej, głębokiej przyjaźni – opowiada Martyna.
Historia Martyny
Martyna pochodzi z niewielkiego miasteczka w Wielkopolsce. O swoim dzieciństwie mówi, że było „spędzone na podwórku”. Wspomina, że wcale nie miała ochoty wracać do domu, w którym atmosfera była regularnie napięta. Powód był jeden – tata pił. Nigdy nie było wiadomo, w jakim stanie i w jakim nastroju będzie. Mama z kolei się temu podporządkowała, więc dzieci w dużej mierze zdane były na siebie.
– Zachowywałam się i reagowałam zupełnie inaczej niż mój brat. On się buntował, próbował walczyć z tym, co się działo w domu. Chciał za wszelką cenę wpłynąć na mamę i jej postawę. Ja przeciwnie. Przyjmowałam rzeczywistość biernie, brałam ją dokładnie taką, jaka była. Wolałam wyjść z domu na większość dnia, a potem cichutko wrócić – mówi Martyna.
Opowiada, że z poczuciem ulgi opuściła dom rodzinny, wyjeżdżając do szkoły średniej z internatem. Studia były naturalną konsekwencją, a o tym, że nie wróci do domu, wiedziała na pewno. Już wtedy, bezpośrednio po opuszczeniu domu zaczęła jednak czuć, że – jak stwierdza – „nie jest z nią wszystko w porządku”.
– Moi rówieśnicy zachowywali się inaczej. Głośniej i pewniej mówili. Najpierw myślałam, że to kwestia pewnej samodzielności, którą muszę nabyć. Potem, że charakteru. Ale wreszcie zrozumiałam, że to pokłosie wychowania czy też niewychowania, a dojrzewania w zaburzonym domu.
Martyna zwróciła się po pomoc do szkolnej psycholog, która okazała się człowiekiem niezwykle wrażliwym i delikatnym, dając dziewczynie dokładnie to, czego potrzebowała. Ciepło, oparcie i fachową pomoc.
Historia Mirka
Mirek wychowywał się tylko z mamą. Tata zostawił rodzinę, gdy chłopak miał kilka lat. Choć wracał od czasu do czasu – jak sam Mirek mówi – były to zrywy, zazwyczaj okupione trudnymi emocjami. Mama opowiadała mu, że odeszła od ojca z powodu jego choroby alkoholowej. Kiedy więc tylko się pojawiał w zasięgu wzroku, drżała, otaczała go podwójną ochroną i nie zostawiała własnej przestrzeni.
W opowieściach Mirka wybrzmiewa żal pomieszany z poczuciem winy. Chłopak twierdzi, że mama dźwigała wszystkie – jego i swoje ciężary, nie chcąc pozwolić mu na próbę samodzielnego uporania się z tym, co ich w życiu spotkało. Dlatego uważa, że choć uchroniła go wtedy przed bólem, krzywdą i trudnymi rozmowami, wszedł w dorosłość z dodatkowym obciążeniem w postaci nieumiejętności radzenia sobie z wyzwaniami dojrzałego i świadomego życia. Słowem – jak dziecko.
Wspólna, studencka droga
Martyna i Mirek poznali się na studiach. Trafili do wspólnej grupy ćwiczeniowej, jednocześnie okazało się, że przydzielono im pokoje w tym samym budynku akademika. Szybko złapali dobry kontakt i od samego początku nie był on podszyty emocjami damsko-męskimi.
– My byliśmy jak dwie zagubione w świecie duszyczki, które – gdy podały sobie łapkę – łatwiej razem szły. Tak więc tuptaliśmy sobie, wspólnie się ucząc, chodząc na zajęcia, z czasem gotując i spędzając czas poza akademikiem. Poznawaliśmy się powoli, żadne z nas nie chciało otwierać skorupki przed drugim, wstydząc się konotacji alkoholowych. Wiadomo jak to na studiach – skoro w domu był alkohol, to na pewno była też bieda i patologia.
Martyna opowiada, że wcześniej była przekonana, że jej reagowanie na picie ojca było charakterystyczne dla dziewczyn, a płeć przeciwna zachowuje się tak, jak to robił jej brat. Terapia, w której uczestniczyła, pokazała jej jednak, że płeć nie ma znaczenia i nie przekłada się na sposób reagowania w określonych sytuacjach.
– Mirek był moim przyjacielem, a mimo to, i jednocześnie mimo wielu godzin odbytej terapii, czułam ogromny wstyd i ucisk w żołądku na myśl, że miałabym opowiedzieć mu o swoim życiu całą prawdę… Nie wiedziałam, jak mogłabym sobie poradzić z tym wstydem. Jednocześnie jednak znaliśmy się już tak długo, że nie było sensu chowania się dłużej. To była trudna rozmowa. Trudna w swym założeniu. Okazało się, że mówiąc o tym głośno otworzyłam serducho mojego przyjaciela.
Mirek również odważył się mówić, choć Martyna podkreśla, że opowiadał głównie o zdarzeniach i sytuacjach. Nie miał zupełnie umiejętności nazywania swoich emocji i wyrażania uczuć. Ale poczuł się w jej towarzystwie na tyle bezpiecznie, żeby wreszcie przynajmniej spróbować się otworzyć.
– Choć w trakcie tej rozmowy czułam, że ona ma sens, po naszym spotkaniu dopadł mnie tzw. moralniak: a może niepotrzebnie mówiłam, niepotrzebnie zaczynałam, może niepotrzebnie naciskałam, przecież ja nie wiem, nie umiem, nie mam wyczucia.
Decyzja o terapii
Z opowieści Martyny wynika, że od czasu spotkania studentów i rozmowy o przeszłości minęło sporo czasu, zanim zaczęli ponownie się spotykać i rozmawiać. Mirek zamknął się w sobie, „okopał” jak mówi Martyna i na jej zaczepki odpowiadał, że potrzebuje trochę czasu na przemyślenia.
– To było dla mnie o tyle trudne, że chciałam już działać, koniecznie zabrać Mirka na terapię, podrzucić mu milion książek, które ja już przeczytałam. A okazało się, że on potrzebuje czasu na przetrawienie i wyrzucenie z siebie tego, co przez lata się w nim zbierało. To dla mnie była niezwykła lekcja pokory.
Martyna postawiła sobie za cel zaopiekowanie się Mirkiem. Znalazła dla niego terapeutę, pilnowała kalendarza, gdy jednak Mirek zaczął stawać na nogi i radzić sobie sam – pogubiła się.
– Przyznaję, że jestem w miejscu, w którym już jakby częściowo byłam. Wróciłam na terapię, z której częściowo zrezygnowałam, chcąc poświęcić się Mirkowi. Czułam, że kopiuję częściowo zachowania z domu, ale wypierałam to. Musiałam się kimś zaopiekować, potrzebowałam tego uczucia. To była odpowiedź na to, że nikt nie opiekował się mną… Zwyczajnie chciałam się czuć komuś potrzebna.
O swojej relacji z Mirkiem Martyna mówi tak, jakby była na niej wielka rysa.
– Teraz to Mirek jest dużo bardziej świadomy i poukładany niż ja. Nie zostawił mnie na żadnym etapie i teraz też tego nie robi, jednak mam poczucie, że nasza znajomość, mimo młodego wieku i wciąż studenckiego życia, stała się bardziej dojrzała. Nie wiem jednak, czy ja jestem już wystarczająco dojrzała, żeby tak funkcjonować. Ale czuję, że trzymamy się z Mirkiem za rękę i nie zamierzam jej puścić.
Fot. Annie Spratt, Unsplash.com
Dodaj komentarz