Poczucie kobiecości, relacje z mężczyznami, umiejętność dbania o swoje potrzeby i prawa, również te, które odbiera nam stereotypowe postrzeganie ról kobiecych w społeczeństwie – na każdy z tych czynników wpływa sposób, w jaki zostałyśmy wychowane. To czynniki, które decydują o naszym szczęściu. Co dzieje się w życiu kobiet, których matki są uzależnione od alkoholu? Opowiada psycholog Anna Prokop.
Redakcja: Czy to prawda, że w pierwszym okresie życia dziecka mama jest rodzicem ważniejszym niż tata?
Anna Prokop: Tak, rzeczywiście dziecko wraz z przyjściem na świat, a nawet wcześniej, nie ma wykształconej świadomości, umiejętności abstrakcyjnego myślenia czy odróżniania „ja” od reszty świata i jedynym jego punktem odniesienia jest mama. Jeszcze w życiu płodowym jest biologicznie i psychologicznie połączone z mamą. Dopiero z biegiem czasu następuje stopniowa separacja i budowanie autonomii. W dzisiejszych czasach coraz więcej mówi się o równości rodziców, odchodzi się od narracji, że to mama jest rodzicem „pierwszego wyboru” dla dziecka. I słusznie, jednak w tym pierwszym okresie życia dziecka to mama jest strategiczną postacią.
Czy można zatem stwierdzić, że choroba alkoholowa taty nie jest dla małego dziecka tak dużym obciążeniem, jak choroba alkoholowa mamy?
Trudno porównywać wagę tego obciążenia. Na pewno alkoholizm ojca i alkoholizm matki działają na dziecko w inny sposób. Choroba alkoholowa ojca ma wpływ na to, jak czuje się jego partnerka. Pojawiają się napięcia, stres, lęk. Dziecko odbiera wszystkie te emocje. Natomiast kiedy mama pije od pierwszych tygodni życia dziecka, jego rozwój na każdym etapie jest zaburzony. Jeśli matka jest z jakichś powodów poza dostępem emocjonalnym, dziecko wpada w taką niebezpieczną otchłań.
Na czym polega to niebezpieczeństwo?
Chodzi o nieadekwatne do sytuacji i do potrzeb dziecka reakcje matki. To wprowadza chaos, który budzi lęk i poczucie bycia w niebezpieczeństwie. Dziecko wówczas nie ma wykształconych struktur, które jakkolwiek pomogłyby mu sobie radzić z trudnymi sytuacjami. Ponadto niedostępność matki, nie tylko fizyczna, ale i emocjonalna, sprawia, że dziecko czuje się opuszczone. W praktyce wygląda to tak, że matka raz przytula i głaszcze, gdy dziecko płacze, raz je odtrąca, a innym razem nie reaguje. Wszystko zależy od tego, w jakim w danej chwili jest stanie. Nie wykształca się w dziecku przekonanie, że kiedy potrzebuje mamy, to ona jest. Odczuwa za to nieprzewidywalną sinusoidę emocji mamy. Nawet kiedy mama jest trzeźwa, to niekoniecznie oznacza, że jest spokojna. Osoby uzależnione cały czas są w swoim świecie, który kręci się wokół alkoholu. Trudno w takiej sytuacji dać realną uwagę i czułość dziecku.
W jaki sposób takie „warunki” dorastania wpływają na późniejsze zachowanie dziecka? Kiedy wyobrażamy sobie np. dwulatka, to najczęściej jest to dziecko, które mocno walczy o swoje, zaznacza swoją autonomię i jest bardzo ciekawe świata. Czy na tym poziomie można dostrzec zmiany w rozwoju dziecka?
Tak. Już w pierwszych miesiącach życia kształtuje się to, jaki rodzaj więzi dziecko będzie umiało zbudować w przyszłości. To jest decydujący moment, czy dziecko będzie wchodziło w relacje lękowe, ambiwalentne, czy bezpieczne. Niestety dzieci mam alkoholiczek będą najczęściej wybierały relacje ambiwalentne, ponieważ w pierwszym okresie ich życia mama oscylowała między poczuciem winy i lękowym „wtulaniem się” w dziecko a agresją i odrzuceniem. W takich warunkach brakuje jednego z najważniejszych czynników dla rozwoju dziecka, a mianowicie uwagi. Uwaga, jaką poświęcamy dziecku, jest dla niego informacją zwrotną na jego temat. Jeśli pojawiają się wyłącznie oczekiwania – masz być cicho, nie przeszkadzać, masz nie marudzić – dziecko zupełnie nie ma przestrzeni do poznania siebie, swoich potrzeb. Jest zaprogramowane na potrzeby innych, zatem będzie postępowało tak, by nie być obciążeniem, a nie tak, jak tego potrzebuje. Takie dzieci obserwują otoczenie i zachowują się tak, by nie oberwać. Ich postępowanie jest zależne od tego, w jakim nastroju jest mama.
To wszystko ma koszmarne konsekwencje. W dorosłym życiu skutkuje to nadużywaniem samego siebie, odcięciem od swoich emocji, poczuciem wrogości do siebie i stawianiem innych na pierwszym planie. Gdy spotykam w gabinecie córki alkoholiczek, to często są to takie uczynne osoby, dobre dusze, które wszystkim pomogą, o sobie nie pomyślą wcale, a pod tym wszystkim kryje się potworna pustka.
Postawa kobiety, która oddaje życie dla dzieci/męża/potrzebujących rodziców jest wspierana w społeczeństwie…
Niestety tak. To, że uważamy poświęcenie za czyn szlachetny i dobry sprawia, że kobiety, które nie potrafią o siebie zadbać, obronić się przed krzywdą, mogą w tym tkwić i opierać na tym poświęceniu całą swoją samoocenę. To bardzo niszczące i niebezpieczne. Natomiast sam mechanizm budowania się tego odcięcia od siebie i swoich potrzeb nie jest typowy dla kobiet – każde dziecko zareaguje w ten sposób, jeśli wychowuje je mama, która jest ciągle pijana, albo na głodzie substancji.
Wiele młodych kobiet, bez względu na to, jakie miały matki, przyznają, że na pewnym etapie życia, a zwłaszcza, gdy same zostają mamami, zauważają w sobie zachowania swoich mam. Chodzi zarówno o drobne nawyki, jak i o głęboko zakorzenione mechanizmy czy sposób myślenia. Czasem nam to pasuje, czasem staramy się z tym walczyć. Zastanawiam się, co dzieje się z emocjonalnością takiej młodej kobiety, której mama piła?
Córki alkoholiczek z pewnością przeżywają lęk, że skrzywdzą swoje dziecko. Jest on nadmiarowy i nieracjonalny. Boją się, że zamienią się w swoje własne matki, choć nawet nie piją. Często ten lęk prowadzi do tego, że kobiety rezygnują z macierzyństwa, bo są przekonane, że ciąży na nich fatum. Córki alkoholiczek nie mają do siebie zaufania, nie potrafią kierować się intuicją czy sercem. Wszystko racjonalizują i analizują, zatracając się w tym. Idą przez życie, jakby z wyłączoną funkcją odczuwania, bo podświadomie są sparaliżowane właśnie przez lęk. To niestety nie jest recepta na szczęście…
Ponadto córki alkoholiczek, kiedy same zostają mamami, doświadczają tak zwanych wtargnięć, czyli nagłych wspomnień, które powracają pod wpływem bycia w sytuacji analogicznej do tej z dzieciństwa. To jeden z objawów stresu pourazowego. Miałam np. pacjentkę, która nie potrafiła karmić swojego dziecka, ponieważ gdy sama była malutka, mama ją w trakcie karmienia biła. Przez pierwsze dwa lata życia mamy rozwiniętą tylko pamięć emocjonalną, czyli nie pamiętamy faktów, wydarzeń, jedynie uczucia, jakich doświadczamy. Jeśli matka w tym czasie wielokrotnie nas odrzucała lub robiła coś, co bardzo silnie na nas działało, to kiedy wróci do nas kontekst tych wydarzeń, wrócą też uczucia. To bardzo bolesne, jednak może działać uświadamiająco i motywująco do pracy nad sobą podczas terapii.
A jak działa ten mechanizm, że gdy zostajemy matkami, nagle okazuje się, że więcej w nas jest naszych mam, niż nas samych?
Te mechanizmy, zachowania, gesty naszych matek są wgrane na nasz „dysk twardy”. Nie da się od tego uciec, uniknąć. Można jedynie dostrzec i świadomie przepracować. Wzorce zachowań mogą być różne – pozytywne, wzmacniające, ale też dysfunkcyjne i niedojrzałe. Bezrefleksyjne podążanie za wzorcem, bez uważności na własne emocje w danej sytuacji, jest proste, nie wymaga wysiłku i jeśli są to wzorce dysfunkcyjne, zazwyczaj dziecko jest ich ofiarą. Dorosły odwraca uwagę od swoich lęków i trudnych uczuć i cały ten ciężar przerzuca na dziecko – a to w formie przemocy fizycznej, a to w formie nadmiernego zwracania dziecku uwagi, a to poprzez nadmierną troskę. To niestety bardzo częste i bardzo łatwe – dzieci różnie się zachowują i łatwo jest powiedzieć: „jak ono mnie denerwuje!”. To zrzucanie odpowiedzialności za swoje emocje na dziecko, bo ono jest „niegrzeczne” czy coś robi nie tak, jak my sobie wyobrażamy. Tymczasem to nie dziecko nas denerwuje. Sami wybieramy swoją reakcję, to nasza odpowiedzialność. Zasłanianie się wzorcem to znów uchylanie się, wymówka i brak odwagi do samokrytyki.
Jak alkoholizm matki może wpłynąć na związki, w jakie będzie wchodziła córka?
Przede wszystkim może to być forma służenia komuś. Córki alkoholiczek często wiążą się z osobami uzależnionymi albo toksycznymi, bo mogą zająć się drugą osobą, zamiast swoimi potrzebami. Tylko tak potrafią postępować, zatem nieświadomie sabotują swoje szczęście. Oczywiście są kobiety, które walczą o siebie, próbują budować swoją kobiecość świadomie, jednak to jest bardzo ciężka praca. To jakby budowanie tożsamości na nowo.
Niestety matki-alkoholiczki często bywają bardzo niedojrzałe i o wiele łatwiej jest im projektować swoją złość na córkę niż na synów. Pojawia się rywalizacja, traktowanie córki jak koleżanki, krytyka, podcinanie skrzydeł. Tak jakby chciały się zemścić na swoich córkach za swój los i cierpienie.
Kiedyś Ewa Woydyłło-Osiatyńska powiedziała mi w jednym z wywiadów, że kobiety pijące mają w Polsce gorzej, ponieważ są znacznie bardziej obciążone wstydem. Choć jest już przyzwolenie na picie kobiet, to nadal pijanego, uzależnionego mężczyznę traktujemy z większym pobłażaniem niż pijącą nałogowo kobietę. Czy ciężar tego piętna, ten wstyd, który odczuwa matka i poniżenie, jakie serwuje jej społeczeństwo, mogą odbić się na córce?
Oczywiście. Córki alkoholiczek dźwigają podwójne obciążenie. Nie dość, że to jej ukochana mama, najważniejsza kobieta w życiu, to jeszcze jest to matka, którą wszyscy wytykają palcami. Kiedyś mieszkałam w kamienicy, w której moimi sąsiadami była rodzina z problemem alkoholowym. Oboje rodzice pijący i trójka dzieci, w tym dziewczynka. Widziałam różnicę w zachowaniu tej dziewczynki, gdy ojciec szedł pijany i gdy szła matka. W pierwszym przypadku dziewczynka udawała, że nic nie widzi, bawiła się, jak gdyby nigdy nic. Natomiast gdy widziała pijaną matkę, cała robiła się sztywna i spięta. Wyglądała, jakby chciała swoim zachowaniem odwrócić uwagę innych i jakby brała na siebie ten cały ciężar. To jest skutek m.in. podwójnych standardów, bo ludzie, którzy byli wówczas na tym podwórku, też nie zwracali uwagi na pijanego mężczyznę, za to z politowaniem kręcili głowami, gdy widzieli pijaną kobietę. Tak jak mówiłam – rola matki jest kluczowa, jednak warto, abyśmy jako społeczeństwo nie dolewali oliwy do ognia.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Prokop – psycholog kliniczny, specjalistka terapii uzależnień i współuzależnienia. Zajmuje się terapią indywidualną i grupową DDA/DDD/DDRR, depresjami, nerwicami, stresem, fobiami, uzależnieniami, pracą nad najważniejszymi problemami osobistymi, złagodzeniem objawów, poczuciem własnej wartości, uzyskaniem świadomości siebie, swoich zachowań i emocji. Zawodowo była związana z Centrum Zdrowia Psychicznego Wola-Śródmieście przy ul. Mariańskiej 1 w Warszawie. Aktualnie prowadzi Ogólnopolskie Centrum Psychoterapii i Coachingu.
Fot. Maxime Caron, Unsplash.com