Pierwszy Krok Dwunastu Kroków brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu i że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Dla wielu osób uzależnionych przebrnięcie przez ten krok stanowi ogromną trudność, ale według tych, którzy to zrobią, jest to kluczowe w ich procesie zdrowienia. O tym, jakie znaczenie ma uznanie własnej bezsilności w chorobie uzależnienia rozmawialiśmy z Magdaleną Pachciarek, psycholog i certyfikowaną terapeutką uzależnień.
Redakcja: W wielu filmach, w których pojawiają się wątki leczenia uzależnienia, często wydarzeniem kluczowym i zmieniającym bohatera, którego ten problem dotyczy jest wypowiedzenie np. na mityngu „Jestem XYZ. Jestem alkoholikiem”. To rzeczywiście takie istotne?
Magdalena Pachciarek: Od razu na wstępie powiem, że szczerze mówiąc nie odpowiada mi określenie „alkoholik”. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że części osób borykających się z problemem uzależnienia może być trudno wypowiedzieć tę formułę ze względu na pejoratywny i piętnujący wydźwięk samego tego słowa, a nie jedynie z powodu niemożności akceptacji swojego uzależnienia. Ale wracając do tematu, stwierdzenie, że jest się osobą uzależnioną od alkoholu (czy innej substancji albo zachowania) oznacza przyjęcie faktu, iż jego używanie ma charakter problemowy.
Czytaj też: Stygmatyzacja w języku. Jakich słów nigdy nie powinien używać terapeuta?
Nie oznacza to jednak uznania bezsilności wobec alkoholu czy konieczności wprowadzenia zmian.
Niewątpliwie stwierdzenie, że jest się osobą uzależnioną od alkoholu jest dalej posuniętym stwierdzeniem, niż „mam problem z alkoholem”, które brzmi jak eufemizm, nadal jednak nie oznacza, że ktoś przyjął, iż utracił umiejętność kontrolowania jego używania. A już tym bardziej, że jest zainteresowany wprowadzaniem jakichkolwiek zmian. Czasem stwierdzenie, że jest się uzależnionym prowadzi do dość kuriozalnej sytuacji, jaką jest „piję, bo jestem uzależniony”.
Zdecydowanie nie jest to uznanie bezsilności wobec alkoholu.
Nie jest. Brzmi trochę jak poddanie się losowi, bądź danie sobie przyzwolenia na dane zachowanie i styl życia. Warto pamiętać, że psychologiczne mechanizmy uzależnienia utrudniają uznanie bezsilności wobec danej substancji. Sprzyjają snuciu iluzorycznej wizji możliwości kontrolowania używania jej. Owa kontrola odnosi się do częstotliwości, ilości oraz obu tych aspektów równocześnie. Niemożność uznania bezsilności przyczynia się do wydłużania okresu prób kontrolowania używania alkoholu, a tym samym – różnego typu strat wynikających z czynnego nałogu, dążenia do udowadniania sobie (i innym) możliwości panowania nad swoim życiem, pomimo czynnego nałogu.
Podejrzewam, że to się nie może udać.
Osiowym objawem uzależnienia jest utrata kontroli. Z niej wynikają kolejne objawy, na podstawie których rozpoznaje się tę chorobę. Nieuznawanie niemożności kontrolowania używania to jak wychodzenie na ring przeciwko znacznie silniejszemu przeciwnikowi, licząc na to, że tym razem się nie przegra. Często dodatkowym argumentem są wnioski wyciągnięte z wcześniejszych, przegranych walk. W uzależnieniu jest tak, że najważniejszym wnioskiem, jaki można wyciągnąć, to ten, by nie wychodzić na ring.
Czyli uznać swoją bezsilność…
Tak. Uznać swoje ograniczenie, jakim jest upośledzona kontrola bądź brak zdolności do panowania nad używaniem substancji, co przyczynia się do utraty panowania nad własnym życiem. Życie osoby uzależnionej jest podporządkowane substancji. Prawdziwe, autentyczne przyznanie, że jest się bezsilnym wobec alkoholu powoduje, że paradoksalnie odzyskuje się siłę. Energia poświęcana na utrzymanie się na powierzchni i kontrolowanie tego, co nie jest już możliwe do kontrolowania, zostaje skierowana ku życiu i rozwojowi.
Jak to rozumieć?
Osoba uzależniona, która zaakceptowała fakt bezsilności wobec alkoholu, nie poświęca czasu na zastanawianie się, czy wszystko będzie w porządku jeśli napije się alkoholu raz w tygodniu albo wypije 3 piwa podczas jednego spotkania towarzyskiego. Nie musi pilnować się, by nie pić jakichś gatunków alkoholi, pamiętać kiedy piła po raz ostatni, ani tym bardziej rozważać, kiedy będzie czas, w którym będzie mogła napić się alkoholu bez negatywnych konsekwencji. Sama Pani widzi, ile uwagi może poświęcać osoba uzależniona próbująca kontrolować picie na rozważania czy i kiedy może sobie na ten alkohol pozwolić. Uwagi, która mogłaby być przeznaczona na zupełnie inne kwestie.
Podejrzewam, że to uznawanie bezsilności wobec alkoholu nie przebiega bezboleśnie.
To jest proces, który dla wielu osób jest trudny i bolesny emocjonalnie. Bywa porównywany z procesem żałoby. Można w nim wyróżnić analogiczne fazy: szoku, złości, smutku, targowania się i pogodzenia się. I podobnie, jak w procesie żałoby, można „utknąć” na każdej z faz. Skutkiem czego jest nieprzyjmowanie rzeczywistości takiej, jaką jest, czyli w danym wypadku, rzeczywistości, w której ktoś nie umie kontrolować picia alkoholu. Jeśli nie przyjmuje się rzeczywistości, niezależnie od przyczyn tego, jaka ona jest, nie można pójść dalej. Doświadczenie straty jest czymś trudnym i niejednokrotnie bolesnym, ale też bywa rozwojowym.
Dla wielu osób uzależnionych dana substancja jest jak ktoś, kogo pokochało się toksyczną miłością. Komu dały się uwieść i na początku relacja ta przynosiła wiele przyjemności i ulgi, by z czasem relacja ta stała się coraz bardziej krzywdząca. Zarówno Pani, jak i ja znamy wiele takich historii, w których danej osobie trudno było zobaczyć, że tkwi w toksycznej relacji, a później ją trwale zakończyć, choć świadkowie nie mieli co do charakteru tej relacji większych wątpliwości. Z relacją z alkoholem (czy innymi substancjami psychoaktywnymi) jest podobnie. I tu podobnie, jak w relacji z innym człowiekiem, wiele osób, zrywając tę relację i autentycznie, emocjonalnie przechodząc te rozstanie, odżywa.
Podejrzewam, że również w tym rozstaniu wsparcie bliskich jest potrzebne.
Cennym jest móc doświadczać wsparcia drugiego człowieka w trudnych chwilach. Nie chodzi tu tylko o wsparcie, ale też o rozumiejącą konfrontację, gdy zaczyna się wątpić bądź snuć iluzoryczne wizje. Tym wsparciem mogą być członkowie rodziny, partnerzy, inni trzeźwiejący czy terapeuta. Ważna jest w tym przede wszystkim jakość owych relacji.
Dziękuję za rozmowę.
Magdalena Pachciarek – psycholog, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień, w trakcje szkolenia psychoterapeutycznego w Instytucje Analizy Grupowej „Rasztów”. Od wielu lat pracuje w placówkach stacjonarnych, obecnie w Krótkoterminowym Ośrodku Terapii i Rehabilitacji Uzależnień MONAR w Budach Zosinych. Pracowała także w poradni leczenia uzależnień, gdzie prowadziła terapię indywidualną i grupową, zarówno osób uzależnionych, jak i osób bliskich, a także grupę zapobiegania nawrotom